Siódmy odcinek relacji z letniej wyprawy ekipy Turcji w Sandałach będzie poświęcony jednemu miastu, ale za to jak wspaniałemu - Izmirowi. Co prawda zdarzyło nam się go wcześniej parokrotnie odwiedzić, ale dopiero ta wizyta sprawiła, że Izmir pokochaliśmy z całego serca. Może i Was uda się nam przekonać, że warto spędzić tam kilka dni?
Dzień 23, 16.07.2019, Transfer do Izmiru
Z rana zbieramy manatki, żegnamy się z Glennem i wracamy z Didim do Kuşadası, oddać wypożyczony samochód. Dojeżdżamy na oparach paliwa, co powoduje lekką nerwowość podczas końcówki trasy, gdzie pojawia się parę podjazdów, na których widać, jak żwawo spalają się te opary. Docieramy szczęśliwie, bez konieczności pchania autka, po 1,5 godziny jazdy. Auto zwracamy bez problemu, podobno depozyt ma wrócić na kartę kredytową. Faktycznie, wrócił po paru dniach, więc bez obaw możemy polecić wypożyczalnię Budget w Kuşadası.
Zarzucamy plecaki i bierzemy manatki, po raz pierwszy od tygodnia bez dachu nad głową ani własnego środka transportu. Przechodzimy żwawo na dworzec autokarowy, po drodze mijamy ogromny bazar. Kupujemy bilety do Izmiru, 22 TL od osoby, i za 3 minuty już jedziemy. Firma Pamukkale na tej trasie bardzo się stara, podawane są lody (z dokładką dla dzieciaków), napoje ciepłe i zimne, przekąski. Po 1 godzinie i 20 minutach docieramy na dworzec autokarowy w Izmirze.
Na dworcu, jak sobie przypominamy z poprzednich wizyt w mieście, jest nieco skomplikowana organizacja, ale udaje nam się zlokalizować przystanek autobusów miejskich i kupić w bufecie dwie karty Bilet 35, które podobno uprawniają do 3 przejazdów każda. Wsiadamy w autobus 302 i jedziemy nim do stacji Basmane, przez wąskie uliczki, które pamiętamy z przejazdu do Sardes w 2010 roku. Bardzo dotkliwie jest tu odczuwalny brak połączenia dworca autokarowego z centrum linią metra czy też tramwaju.
W centrum Izmiru, przy dworcu kolejowym Basmane, szukamy hotelu i decydujemy się na odrobinę luksusu - wybór pada na hotel Ramada Plaza przy bulwarze Mürselpaşa. Spędzimy w nim 4 noce, więc wybieramy apartament rodzinny, z dwiema łazienkami, dużą sypialnią, salonem i prywatną sauną. Tej sauny to właściwie nie chcieliśmy mieć jakoś szczególnie, ale akurat jest na wyposażeniu. Niestety, za darmo jest tylko jedna mała woda, co do poczęstunku na stole nie mamy jeszcze pewności. Potem się dopytaliśmy, i okazało się, że ten poczęstunek powitalny też był w cenie pokoju. Składał się z butelki białego wina, mleka w kartoniku, talerza owoców i kilku ciasteczek.
Na pewno jest czysto i bardzo cicho, co cieszy w ruchliwej części miasta, mamy też widok na Kadifekale. Z obsługą jest chyba pewien problem, bo od 7 godzin nie możemy doczekać się przygotowania sofy w salonie dla dzieci do spania (wstępną relację spisywałam o godzinie 9 wieczorem). Obsługa pojawiła się zresztą nieco później, a dzieciaki miały w końcu gdzie spać.
Ruszamy zwiedzać Izmir, kierujemy się w stronę wybrzeża. Po drodze zjadamy obiad w restauracji specjalizującej się od 1968 roku w Adana kebab, położonej przy bulwarze Gazi Osman Paşa. Lokal nazywa się Ümit Baba Gerçek Adana Kebapçısı i widać, że to interes rodzinny. Zdjęcia i wycinki gazet na ścianach ukazują rozwój lokalu od wózka z kebabami do obecnej restauracji. Niestety, popełniam błąd i zamawiam kebab z bakłażanem, zapominając, że postanowiliśmy zawsze zamawiać specjalność lokalu. Adana kebaby chłopaków są pyszne, zupa i ryż Toli też, a mój kebab jest przypalony. Za to można się najeść mnóstwem przystawek - sałatka, jogurt z miętą, çiğ köfte, zielenina, pieczywo.
Wędrujemy w kierunku zachodnim, podziwiając zabytkowe i nowoczesne budynki. Naszą uwagę przyciąga zrujnowany Çakaloğlu Hanı, wzniesiony około 1805 roku, o czym świadczy inskrypcja na zabytkowej fontannie przy północnej bramie. Ten kryty bazar przetrwał wielki pożar Smyrny, który we wrześniu 1922 roku zniszczył całkowicie dzielnice grecką, francuską i ormiańską miasta. Niestety obecnie popada w zapomnienie i straszy oknami przesłoniętymi metalowymi okiennicami. Budynek wzniesiono na planie prostokąta, z wejściami po stronie północnej i południowej. Łączy je korytarz, wzdłuż którego po obu stronach znajdują się pomieszczenia, które niegdyś mieściły sklepy.
Kolejny punkt programu to Plac Konak, w okolicy którego widzimy dużo barów i restauracji. Z pewnym zdumieniem odnotowujemy sporo lokali serwujących alkohol, i to nie tylko piwo, ale także rakı. Klientela jest lokalna, w przeciwieństwie do Didim. Widzimy też pijanego mężczyznę i to w środku dnia, a to jednak rzadki widok w Turcji.
Plac Konak to serce dzielnicy Izmiru noszącej tę samą nazwę. Stoi na nim jeden z najbardziej rozpoznawalnych symboli miasta - Wieża Zegarowa. Była ona podarunkiem niemieckiego cesarza Wilhelma II dla sułtana Abdülhamida II, z okazji 25-tej rocznicy jego panowania, świętowanej w 1901 roku. Ten cesarz lubował się zresztą w architektonicznych podarunkach dla sułtana - to jego prezentem jest też Niemiecka Fontanna na Hipodromie w Stambule, która upamiętnia drugą rocznicę cesarskiej wizyty w tym mieście w 1898 roku. Fontanna została niedawno odremontowana. W przypadku izmirskiej Wieży Zegarowej, to niestety, nie możemy się jej dokładnie przyjrzeć, bo właśnie przechodzi remont.
Wieża Zegarowa stoi naprzeciwko siedziby gubernatora Prowincji Izmir, od nazwy której (Vali Konağı) pochodzi nazwa dzielnicy. Niestety budynek ten to jedynie replika, ponieważ oryginał spłonął w pożarze w 1970 roku. Wielka to szkoda, bo to też była budowla zabytkowa, zbudowana w 1872 roku.
Oglądamy za to uroczy meczecik Yalı, stojący pomiędzy tą rezydencją a Wieżą Zegarową. Meczet ten wraz z nieistniejącą obecnie medresą wzniosła w 1755 roku Ayşe Hanım, żona ówczesnego gubernatora Izmiru. Budynek ten, na ciekawym bo ośmiokątnym planie, jest pięknie ozdobiony sprowadzonymi z Kütahyi kaflami.
Zanim zakończymy tę wyliczankę atrakcji Placu Konak, warto jeszcze wspomnieć o Przystani Konak, położonej po północnej stronie placu. Ten pozornie niezbyt atrakcyjny budynek to dzieło słynnego francuskiego architekta Gustawa Eiffle'a, tego od wieży w Paryżu. Budowla została wzniesiona w 1890 roku jako siedziba urzędu celnego, ale przeszła później wiele zmian, w latach 60-tych XX wieku była nawet targiem rybnym. Obecnie, po renowacji z początku XXI wieku, jest to centrum handlowe, raczej z górnej półki.
Plac Konak to również ważne centrum przesiadkowe, znajduje się na nim przystań promowa, przystanek tramwajowy oraz przystanek metra. Odwiedzamy ten przystanek, żeby nabyć kartę Izmirim, za 6 TL plus doładowanie 44 TL. Kupujemy też dla wszystkich lody w Burger Kingu, w cenie 1,25 TL trudno się oprzeć pokusie.
Tak wzmocnieni wędrujemy do Muzeum Archeologicznego. Traktujemy ten punkt programu jako obowiązek do wykonania - muzeum zwiedziliśmy już dawno temu i trzeba sprawdzić, czy coś się w nim zmieniło. Trudno nam znaleźć wejście, więc obchodzimy jego teren dookoła, dzięki temu zauważamy rozległy ogród muzealny, którego nie widzieliśmy podczas poprzedniej wizyty.
Samo muzeum niestety zastajemy bez zmian, cena biletu to 14 TL za osobę powyżej 8 lat. Wnętrze muzeum jest słabo oświetlone, opisy wystawionych artefaktów - bardziej niż skromne, a w sekcji poświęconej biżuterii i monetom obowiązuje zakaz fotografowania. Oglądamy oryginalne siedzisko z teatru w Metropolis oraz sporą kolekcję posągów. Po powrocie, szukając informacji o tej placówce, natknęliśmy się na wiadomość, że jest częściowo zamknięta, ale niczego takiego nie stwierdziliśmy podczas wizyty - może już po naszej wizycie zaczął się tam w końcu jakiś remont? Przy okazji - położone po sąsiedzku Muzeum Etnograficzne jest obecnie nieczynne.
W ogóle, z tym Muzeum Archeologicznym jest wiele tajemniczych kwestii. Muzeum to pierwotnie funkcjonowało w gmachu porzuconego kościoła Hagia Vukla, stojącego w dzielnicy Basmane. Kościół ten był zbudowany w 1866 roku, a święty Voukolos był podobno pierwszym biskupem Smyrny i uczniem świętego Jana Ewangelisty. Co więcej, kościół zbudowano w lokalizacji, gdzie znacznie wcześniej stała świątynia starożytna, o czym świadczyły znaleziska z przeprowadzonych prac archeologicznych. Warto podkreślić, że kościół Hagia Vukla był jedynym kościołem obrządku prawosławnego, który przetrwał wielki pożar w 1922 roku.
Wracając do założenia muzeum archeologicznego - decyzję w tej sprawie podjęto w 1924 roku, a placówka otwarła bramy dla zwiedzających w 1927 roku. Oznacza to, że była to jedna z pierwszych tego typu instytucji w Turcji, a jej oryginalna nazwa brzmiała Asar-ı Antika Müzesi. To właśnie w tej lokalizacji muzeum zwiedził w 1931 roku ówczesny prezydent Turcji, Mustafa Kemal Atatürk. Nazwę Izmirskie Muzeum Archeologiczne (İzmir Arkeoloji Müzesi) nadano dopiero w 1943 roku.
Potem sprawy nieco się skomplikowały. W 1951 roku zapadła decyzja o przeniesieniu kolekcji muzealnych do tzw. Pawilonu Edukacji Narodowej (Milli Eğitim Pavyonu), znajdującego się w pobliskim parku o nazwie Park Kultury (Kültürpark). Jednak ciągle rozrastające się zbiory muzealne wymusiły kolejną przeprowadzkę, do obecnej siedziby muzeum, w Parku Bahribaba w okolicach Placu Konak. Nastąpiło to w 1984 roku.
Co się stało ze starszymi siedzibami muzeum archeologicznego? W przypadku kościoła Hagia Vukla jeszcze na zdjęciach z 2006 roku widać napis nad bramą obwieszczający, że było tu Muzeum Archeologiczne. Jednak sama budowla przez długie lata była opuszczona i popadała w ruinę. W końcu została wyremontowana w 2009 roku i otwarta dla zwiedzających jako swoiste centrum koncertowo-kulturalne. Nabożeństwa w obrządku prawosławnym odbywają się w nim niezwykle rzadko. W budynku klasztoru, który przynależał do kościoła, funkcjonuje natomiast Muzeum Prasy. Natomiast losy Pawilonu Edukacji Narodowej nie są nam (jeszcze) znane.
Fotografujemy posągi, zauważamy też sporą mozaikę, której nie widzieliśmy poprzednio. Wśród najcenniejszych eksponatów tego muzeum warto wymienić wykonany z brązu posąg biegnącego atlety, wydobyty z wód portu antycznego miasta Kyme. Jego unikatowość wynika przede wszystkim z materiału, z którego go wykonano - posągów z brązu nie zachowało się wiele, bo ten cenny metal przetapiano i wykorzystywano ponownie. Drugi tak cenny obiekt, to fragment posągu Demeter, również z brązu, który znaleziono w wodach Morza Egejskiego w okolicach Bodrum.
Na piętrze muzeum są skarby złote znalezione w Aliağa, to nowość w ekspozycjach muzeum. Nie możemy jednak Wam ich niestety pokazać, z powodu tego zakazu fotografowania. Dużo czasu spędzamy w ogrodzie muzealnym, oprócz posągów, inskrypcji i sarkofagów, jest tam "wystawa kotów nierasowych". Staś zaprzyjaźnia się z lokalnym psem, który bardzo chce się bawić.
Z ekspozycją w ogrodzie jest ogromny problem - większość tabliczek informacyjnych tak wyblakła, że nie da się ich już odczytać. Najcenniejsze i najciekawsze eksponaty tu wystawione to fryzy ze Świątyni Dionizosa w Teos, inskrypcja dokumentująca wypłatę piratom okupu za porwanych obywateli oraz dekret wychwalający króla Antiocha III i królową Laodikę, również z Teos. Warto pamiętać, że część fryzów z Teos jest wystawionych w izmirskim Muzeum Historii i Sztuki, gdzie mają zapewnioną znacznie lepszą ochronę, gdyż znajdują się w pomieszczeniu, a nie - na zewnątrz. To przedziwne podzielenie eksponatów wydaje nam się osobliwe, jakoś fajniej byłoby obejrzeć te fryzy w komplecie w jednej lokalizacji.
Z muzeum wędrujemy przez bazar Kemeraltı, docieramy do sklepu LC Waikiki i kupujemy koszulki dla męskiej części ekipy i szarawary dla Toli. Co ciekawe, w sklepie można płacić w euro i dolarach.
Ostatni punkt programu to Migros Jet, gdzie zakupujemy napoje. Wieczór spokojnie spędzamy w hotelu, nadrabiając braki w relacji, backupując zdjęcia i jedząc ser. Jarek testuje też naszą prywatną saunę, ale nie jest zachwycony efektem. Księżyc pięknie świeci nad Kadifekale.
Dzień 24, 17.07.2019, Izmir
Dzień zaczynamy od obfitego śniadania w hotelu Ramada Plaza, jest pyszna zupa tarhana, szeroki wybór wypieków i napojów. Niestety podgrzewacz pod menemenem, parówkami i ziemniakami nie działa - są ledwo letnie. Objedzeni, wychodzimy z hotelu z zamiarem dotarcia do dzielnicy Bayraklı, ale orientujemy się, że jest stosunkowo chłodno i chmurno, więc wykorzystujemy okazję, żeby w komfortowych warunkach atmosferycznych wspiąć się na szczyt wzgórza Kadifekale czyli akropolu antycznej Smyrny na górze Pagos.
Podejście zaczynamy od nabycia zapasu wody pitnej w pobliskim dyskoncie. Zaraz napotykamy też na pierwsze interesujące nas miejsce, noszące nazwę Altınpark - Stanowisko Wykopalisk Archeologicznych, położone u stóp wzgórza Kadifekale. Na jego teren nie da się niestety wejść - jest dokładnie ogrodzone. Zaglądamy przez płot z terenu tutejszej kawiarni i widzimy, że cokolwiek tam było odkopane, już dawno zostało dokładnie zarośnięte. Wielka szkoda! Wizualizacje z 2012 roku przedstawiają ambitnie zaplanowany park archeologiczny, z zadaszonymi obszarami chroniącymi wykopane budynki i szklanymi tarasami dla zwiedzających. Z dawnych zdjęć dostępnych w sieci widać, że sporo tu znaleziono - ślady budynków, ulic, kolumnady. Niestety - najwyraźniej plan upadł. Z drugiej strony - biorąc pod uwagę, jak wygląda dzielnica Kadifekale, to może lepiej się stało, jeżeli środki finansowe przeznaczono na poprawę warunków życia tutejszych mieszkańców.
Wspinamy się stromymi ulicami i uliczkami pod górę, a naszym celem jest znalezienie niedawno tu odkopanego antycznego teatru i jego dokładne sfotografowanie, mamy na niego namiary GPS, ale i tak trochę błądzimy, bo uliczki robią się coraz węższe i niektóre są ślepe. Po drodze widzimy różne ślady starożytnej przeszłości wzgórza, które obecnie jest niestety obudowane bieda-domami. Znajdujemy fragmenty starego muru, dawne rury, a nawet kawałki antycznych kolumn, sterczące w losowych miejscach.
Udaje nam się zlokalizować teatr, widać, że trwają na jego terenie prace archeologiczne. Szybko też pojawia się jeden z pracowników, informując nas, że "no photo"! Parę zdjęć zdążyliśmy już jednak zrobić, zanim się do nas pofatygował, zresztą za pięć minut teren i tak pustoszeje z powodu jakiejś przerwy, zapewne na herbatę. Teatr w obecnym kształcie jest z okresu rzymskiego, kiedy to odbudowano go po trzęsieniu ziemi z 178 roku. Teatr jeszcze niedawno był obudowany domami, które zostały wyburzone, ale został po nich ślad - kolorowe otynkowane fragmenty teatru. W ogóle w tej okolicy wzgórza widać, że wiele bieda-domów zostało już usuniętych.
Idziemy dalej, na szczyt wzgórza Kadifekale, którego turecka nazwa oznacza Aksamitną Twierdzę. Niezrównany bajarz i podróżnik turecki z XVII wieku, Evliya Çelebi, twierdził, że nazwa wzgórza pochodzi od królowej Kaydafe, legendarnej przeciwniczki Aleksandra Wielkiego.
Faktycznie, szczyt wzgórza otaczają mury obronne, po raz pierwszy wzniesione tu podobno przez Lizymacha, generała w armii Aleksandra Wielkiego. Budowa ta związana była z ponownym założeniem miasta Smyrna, którego centrum znajdowało się poprzednio po północnej stronie Zatoki Smyrneńskiej (teraz zwanej Izmirską), gdzie obecnie leży dzielnica Bayraklı. Tzw. Stara Smyrna została częściowo zniszczona około 600 roku p.n.e., podczas podboju miasta przez Lidyjczyków. Dzieła zniszczenia dokonali Persowie w połowie VI wieku p.n.e.
Nowa Smyrna, ta założona przez Aleksandra Wielkiego na wzgórzu Pagos, miała strategiczne położenie, które uniemożliwiało jej ominięcie przez karawany podążające w kierunku Morza Egejskiego. Według Pauzaniasza lokalizację wskazały Aleksandrowi we śnie dwie boginie Nemezis. Co prawda w najpowszechniej znanej wersji greckiej mitologii Nemezis była jedną boginią, ale w lokalnej wersji kultu w Smyrnie było ich dwie. Powody tej dualności nie są znane - być może były to dwie osobowości bogini: łagodna i nieustępliwa. Wspomina się także o ich związku z dualnością samego miasta, Starej i Nowej Smyrny. W każdym razie dwie Nemezis ukazały się Aleksandrowi podczas gdy odpoczywał po polowaniu pod platanem w pobliżu ich sanktuarium. Zanim jednak wódz macedoński założył w tej lokalizacji nowe miasto, skonsultował się jeszcze z wyrocznią w Klaros, która udzieliła bardzo przychylnej odpowiedzi: "Trzykrotnie i czterokrotnie szczęśliwi będą odtąd ci, którzy mieszkają na wzgórzu Pegus, nad świętą rzeką Meles".
Obecnie widoczne mury na szczycie Kadifekale są efektem wielokrotnej przebudowy fortyfikacji Smyrny i pochodzą w większej części z okresu średniowiecznego. Podobno niedawne wykopaliska archeologiczne odsłoniły fragmenty oryginalnych murów hellenistycznych po południowej stronie twierdzy. My docieramy do twierdzy i wchodzimy na jej teren przez sporych rozmiarów bramę. Mury otaczające akropol Smyrny miały przeszło 6 tysięcy metrów długości i były wzmocnione 24 wieżami oraz bastionami.
Teren twierdzy został niedawno uprzątnięty i zagospodarowany, o czym świadczą nowe ławeczki noszące datę 2019. Pod murami rozłożyły stoiska panie sprzedające pamiątki i rękodzieło. Kręci się też kilka osób koszących trawę, ale zwiedzających nie widać, może jest zbyt wcześnie. Z daleka widzimy za to grupę wypoczywających psów.
Zwiedzanie zaczynamy od obejrzenia cystern z okresu późnego Bizancjum, wykutych w skale smyrneńskiego akropolu. Oglądamy je tylko od zewnątrz, bo są dokładnie ogrodzone, chociaż widać nowoczesne schody na ich terenie, więc podejrzewamy, że może będą kiedyś udostępniane zwiedzającym.
Obchodzimy cysterny i oglądamy ruiny zamkowego meczetu. Z relacji Evliyi Çelebiego oraz na podstawie znalezionej inskrypcji wiadomo, że meczet zbudowano w latach 1308-1309, na rozkaz niejakiego Hacı İlyasa, syna Ahmeda. Budynek jest więc jednym z najstarszych przykładów tureckiej architektury religijnej w Izmirze.
Wychodzimy na ścieżkę, na której wylegują się psy. Nasza obecność wyraźnie je irytuje i nieco przestraszeni wycofujemy się pod mury - psy warczą, szczekają i wykonują manewry, jakby chciały nas otoczyć. Widać, że wszystkie są wychudzone, co przeczy powtarzanym czasami przez ślepych entuzjastów Turcji twierdzeniom, że w tym kraju wszystkie psy są zadbane.
Wspinamy się po schodach na mury, gdzie przygotowano taras widokowy ze świetną panoramą Izmiru. Widoki są wspaniałe, po Zatoce Izmirskiej krążą promy i statki, wypatrujemy w dole antyczną agorę Smyrny i inne charakterystyczne punkty miasta. Są też tabliczki wskazujące, w którym kierunku położone były antyczne miasta regionu, takie jak Klazomenaj.
Tuż pod nami widzimy też prace wyburzeniowe na zboczu Kadifekale, cały dom zrównywany jest z ziemią przez koparkę. Zauważamy, że cały czas ściany domu polewane są wodą, zapewne żeby zredukować ilość generowanego pyłu. Dłuższą chwilę poświęcamy na obserwację wyburzania domu koparką - widać, że władze miasta mają poważne zamiary poprawy wizerunku tej części Izmiru. Z innej strony murów widzimy efekty tych starań - teren całkowicie wyrównany i obsadzony drzewami plus nowa droga i plac zabaw.
Przechodzimy na drugą stronę twierdzy, podziwiać kolejną panoramę Izmiru. Zaglądamy przy okazji w różne zakamarki twierdzy. Trafiamy na podest, na którym stoi potężny maszt, a na nim łopocze flaga Turcji.
Drugi punkt widokowy też jest niezmiernie ciekawy. Tablica informacyjna sugeruje zwrócenie uwagi na cztery elementy widoku. Pierwszym jest twarz Atatürka, przypominająca nam podobny projekt w Antalyi. W Izmirze góruje nad trasą D550, ale jej bezpośrednie sąsiedztwo to niestety rozpadające się domki. Sama gigantyczna twarz Ojca Turków nie została wykuta w skale, tylko wykonana z betonu na stalowym rusztowaniu, a prace nad jej powstaniem zakończyły się w 2009 roku.
Dwa kolejne elementy widoku to akwedukty. Pierwszy jest starszy, z czasów starożytnych, a obecnie nazywa się Kızılçullu. Drugi to akwedukt z okresu osmańskiego. W końcu, czwarty element widoku został opisany na tablicy po prostu jako kościół. Analiza planu Izmiru wskazuje, że chodzi w rzeczywistości o opuszczony kościół proroka Eliasza.
Na szczyt akropolu dojeżdża autobus miejski nr 35, ale po chwili wahania decydujemy się na zejście na piechotę, zwłaszcza że rozkładu jazdy nie dostrzegamy. Szybko docieramy na dół i robimy sobie krótki odpoczynek regeneracyjny w hotelu.
Następnie wyruszamy odwiedzić Agorę Smyrny (14 TL za osobę). Przez ogrodzenie widzimy świeżo wyremontowany budynek stojący na terenie agory, ale w tej jej części, do której nie ma wstępu. Sprawdzamy potem wiadomości o tej budowli i dowiadujemy się, że to tzw. Sabatay Sevi Evi czyli Muzeum Szabetaja Cewi. O co z tym muzeum chodzi i kim był Szabetaj Cewi? Przyjrzyjmy się tej sprawie nieco dokładniej, bo historia jest faktycznie ciekawa.
Po pierwsze - sam budynek muzeum to dawna synagoga z turecka znana jako Portekiz Sinagogu czyli Synagoga Portugalska. Nazwa synagogi wskazuje, że inicjatorami jej wzniesienia byli żydowscy uchodźcy z Portugali, uciekający przez inkwizycją i prześladowaniami. Imperium Osmańskie przyjęło ich z otwartymi rękami i wielu osadziło się właśnie w Izmirze. Dokładna data budowy Synagogi Portugalskiej nie jest znana, ale najprawdopodobniej powstała na początku XVI wieku, jako jedna z sześciu pierwszych synagog Smyrny. Niestety w XX wieku synagoga popadła w ruinę, służyła jako magazyn, a w końcu - prawie doszczętnie spłonęła w 1964 roku. Z tej oryginalnej budowli zachowały się trzy ściany i imponująca marmurowa brama.
Plany odbudowy tej synagogi były poruszane w Izmirze od wielu lat, ale renowację zrealizowano dopiero w okresie od 2015 do 2018. Za te prace odpowiadało Egejskie Stowarzyszenie Młodych Biznesmenów oraz Izmirska Fundacja Społeczności Żydowskiej. Budynek z wielką pompą otwarto jesienią 2018 roku, jako centrum kulturalno-artystyczne. Jednak podczas naszej wizyty w Izmirze zaledwie pół roku później nie udało nam się wejść do środka, niestety.
Tymczasem pozostaje kwestia Szabetaja Cewi, którego imię nosi to centrum kulturalne. Urodził się on w Smyrnie w 1626 roku w rodzinie handlarza drobiu. W swoim rodzinnym mieście zajął się później studiowaniem kabały, a w 1648 roku ogłosił się mesjaszem. Synagoga Portugalska była najprawdopodobniej niemym świadkiem tego wydarzenia, które wstrząsnęło lokalną społecznością żydowską.
Szabetaj datę zbawienia świata ogłosił na rok 1666, ale w lutym tego roku został aresztowany i uwięziony w twierdzy w Gelibolu. Później sprawy nabrały jeszcze bardziej zaskakujący przebieg, gdyż po audiencji u sułtana Mehmeda IV, Szabetaj nagle ogłosił, że przechodzi na islam. Ponownie jednak popadł w kłopoty, szerząc wśród muzułmanów swoje kontrowersyjne poglądy religijne, więc znowu go aresztowano i osadzono w Dulcigno (obecnie Ulcinj w Czarnogórze), gdzie zmarł w 1676 roku.
Czas na wizytę na antycznej Agorze Smyrny. Teren nam dobrze znany, ale najwyraźniej otwarto nowe sekcje podziemne. Najwięcej radości wywołuje antyczna rura, z której ciągle płynie woda - z tablicy wynika, że jej źródło nie jest znane. W kanale w tej wodzie chłodzi się znacznie bardziej przyjacielski pies. Sporo czasu błąkamy się po agorze, ale gdy głodniejemy, trzeba wyruszyć na poszukiwanie dobrze wyglądającej lokanty.
Wchodzimy w handlową dzielnicę Kemeraltı, i już po chwili widzimy "nasz" lokal o nazwie Ustabaşı, przy ulicy Anafartalar nr 483. Od razu widać, że muszą tu smacznie karmić, ponieważ miejsce jest oblegane przez klientów. Zamawiamy döner sade, iskender kebab i kuzu tandır (pieczone jagnię), plus zupa z soczewicy, 4 ayrany, a po wyśmienitym posiłku - 4 herbaty. To wszystki zapełnia nasze żołądki, jest pyszne i kosztuje 89 TL. Jedyny minus to widok na walące się zadaszenie bazaru naprzeciwko.
Najedzeni, realizujemy projekt uzupełnienia naszej garderoby i w tym celu zakupujemy 2 śliczne chusty po 10 TL, a potem spędzamy sporo czasu w sklepie odzieżowym sieci Koton. 12 sztuk odzieży, dobrej jakości, 41,50 euro. Zarówno w tym sklepie, jak i w LC Waikiki można płacić zarówno w lirach, jak i euro oraz dolarach. Przebijamy się przez bazar na wybrzeże, wrażenia z Kemeraltı są bardzo pozytywne, w Stambule na bazarach jest o wiele bardziej chaotycznie i tłocznie. W Izmirze nawet można odnieść wrażenie, że ludzie chodzą prawą stroną drogi!
Wyruszamy zorientować się do przystani promowej Konak - okazuje się, że pomimo informacji z planu komunikacji promowej, promy do Bayraklı nie kursują, trzeba będzie jechać tam Izbanem. Zbiera się na burzę, ale jeszcze oglądamy grupkę radosnych tancerzy halay, dzieciaki jedzą lody z koziego mleka i wędrujemy chwilkę promenadą. Z oddali widać zabytkową windę Asansör, ale nie mamy już ochoty ani siły do niej wędrować. Wracamy do Basmane metrem z Konaku, płaci się tylko za dorosłych.
W hotelu okazuje się, że właśnie sprzątają nasz pokój (jest około godziny 18). Idziemy więc przez Kültürpark na zakupy spożywcze. W parku są siłownie, place zabaw, psia toaleta, lunapark, i przede wszystkim - dużo zieleni. Ciekawi nas, skąd w tak dużej metropolii, jaką jest Izmir, znalazło się miejsce na ogromny park w centrum miasta - park ma powierzchnię przeszło 400 tysięcy metrów kwadratowych. Niestety, odpowiedź wiąże się z tragicznymi wydarzeniami z września 1922 roku czyli z Wielkim Pożarem Smyrny. W miejscu, gdzie obecnie szumią drzewa, kręcą się karuzele i wylegują się koty znajdowała się niegdyś dzielnica ormiańska. Całkowicie strawił ją pożar i nigdy nie została odbudowana.
W latach 30-tych XX wieku w Izmirze zrodziła się potrzeba utworzenia miejsca do organizacji targów międzynarodowych. Ówczesnym władzom miasta zamarzył się obszar podobny do Parku Gorkiego w Moskwie. Burmistrz Izmirum, Behçet Uz, udał się w tym celu do Moskwy, skąd sprowadził dwóch architektów, których zadaniem było przygotowanie planu izmirskiego parku. Gruzowisko po pożarze zostało uprzątnięte, drzewa - zasadzone, i już pierwszego września 1936 roku premier İsmet İnönü zainaugurował otwarcie parku oraz rozpoczęcie Szóstych Międzynarodowych Targów Izmirskich.
Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów Kültürparku jest Wieża Spadochronowa (Paraşüt Kulesi), zbudowana zaledwie rok po otwarciu parku. Co ciekawe, faktycznie służyła niegdyś do skoków spadochronowych, ułatwia też orientację w terenie. Wiele osób narzeka, że szpeci przy okazji krajobraz, ale to kwestia gustu.
Kültürpark to miejsce, w którym wiele się przez lata zmieniało. W latach 1951-1984 działało w nim Muzeum Archeologiczne. Kolejne muzeum - Sztuki i Rzeźby - funkcjonowało w parku od 1952 do 1973 roku. Obecnie można w parku odwiedzić jeszcze inną placówkę - Muzeum Historii i Sztuki, czynne od 2004 roku. Na terenie parku niegdyś funkcjonował też ogród zoologiczny, ale on z kolei przeniósł się w 2008 roku daleko poza centrum Izmiru. Do 2015 roku wszystkie targi w Izmirze były organizowane w Kültürparku, ale to też się zmieniło wraz z utworzeniem centrum targowego Fuar İzmir w dzielnicy Gaziemir. Najnowszym dodatkiem do działalności parku są turnieje tenisowe Kültürpark Cup, a od 2009 roku goście mogą korzystać z parkingu podziemnego. Uf, długie to wyliczenie, ale ilustruje dynamikę parkowej sceny kulturalno-rozrywkowej.
Gdy wracamy ze spaceru, pokój jest posprzątany, ale karta wejściowa nie działa - męczący nieco ten luksus. Wieczorem troszkę pracujemy, spisujemy relację i odkrywamy, że aparat fotograficzny Samsunga od wizyty w Milecie robi zdjęcia w jakimś dziwnym trybie - nie będzie więc plików RAW. Trudno, i tak większość zdjęć wykonaliśmy komórkami - takie czasy.
Trasę naszego spaceru na szczyt Kadifekale można prześledzić na Google Maps. Zejście z Kadifekale pokazane jest też na Google Maps.
Trasa popołudniowego spaceru na Konak i z powrotem, przez Agorę Smyrny, jest również na Google Maps.
Dzień 25, 18.07.2019, Izmir
Rano wyruszamy odkryć pozostałości Starej Smyrny w dzielnicy Bayraklı. Najpierw mamy nieco trudności z dotarciem do stacji kolejki Izban - Hilal. Już wiemy, że najprościej byłoby na nią podjechać metrem z Basmane, zamiast błąkać się na piechotę, ale i tak docieramy. Chwila zamieszania przy wejściu na peron - w przeciwieństwie do komunikacji w Stambule, w Izmirze oczekują, że każdy będzie mieć własną kartę Izmirim, co umożliwi mu odzyskanie opłaty za część przejazdu pod koniec. Na szybko Jarek kupuje kartę Izmir 35, ale po dojechaniu do Bayraklı kupujemy mu kartę Izmirim, jest to o wiele bardziej korzystne cenowo.
W Bayraklı jesteśmy bardzo miło zaskoczeni - to czysta i nowoczesna dzielnica. Spodziewaliśmy się jakichś slumsów, bo Alper ostrzegał, że to nieciekawa okolica, tymczasem bardzo tu ładnie. Bayraklı wita nas deptakiem imienia Ekrema Akurgala, tureckiego archeologa, który zapoczątkował tu wykopaliska Starej Smyrny w 1948 roku i kontynuował je aż do roku 1993. W tym roku przekazał dzieło dalszych wykopalisk Starej Smyrny swojej żone, Meral Akurgal, która odkrywała kolejne tajemnice Starej Smyrny aż do 2014 roku. Prace trwają zresztą cały czas, obecnie kieruje nimi Cumhur Tanrıver.
Kopiec Tepekule jest na końcu deptaka - po chwili zamieszania z kierunkami, Jarek kieruje nas w prawo, bo przyznaję, że prawie się zniechęciłam, ponieważ Alper mówił mi, że nic tu nie ma, tylko sam kopiec. Tymczasem znajdujemy wejście na teren wykopalisk - jest rozległy, imponujący i bardzo ciekawy. Wstęp darmowy, ale można wejść tylko latem, gdy trwają prace wykopaliskowe.
Dla porządku i przypomnienia - określenie Stara Smyrna obejmuje pozostałości miasta z okresu archaicznego, położone właśnie we współczesnej dzielnicy Bayraklı. To miejsce było zasiedlone zanim Aleksander Wielki założył Nową Smyrnę na górze Pagos, o czym już opowiadaliśmy. Dzisiaj poznajemy więc starsze dzieje miasta, ale jeszcze nie najstarsze, bo prehistoria osadnictwa na tym obszarze sięga siódmego tysięclecia p.n.e., o czym świadczą znaleziska z kopców Yeşilova Höyük i Yassıtepe, całkiem zresztą niedawno odkryte, bo w 2004 roku.
Wracając do Starej Smyrny i jej historii. Po pierwsze podczas zwiedzania trzeba sobie uświadomić, że w starożytności kopiec ten był z dwóch stron oblewany wodami Zatoki Smyrneńskiej - od zachodu i od południa. Obecnie wybrzeże oddalone jest od kopca o jakieś 550 metrów.
Odwołując się do wiadomości podanych na tablicy informacyjnej na kopcu, najwcześniejsze ślady osadnictwa na nim pochodzą sprzed kolonizacji greckiej i sięgają wczesnej epoki brązu czyli III tysiąclecia p.n.e. Grecy, a dokładniej - plemiona eolske, przybyli tu w XI wieku p.n.e. Najstarsze domy eolskie na kopcu to domostwa składające się z jednego pokoju, wzniesione pomiędzy XI i IX wiekiem p.n.e. Smyrna pozostawała raczej skromną osadą o charakterze rolniczym do VII wieku p.n.e. Jej mieszkańcy uprawiali zboża, produkowali wina i oliwę, hodowali zwierzęta.
Przełom nastąpił w VII wieku p.n.e., kiedy to mieszkańcy Starej Smyrny zaczęli brać aktywny udział w handlu śródziemnomorskim. Miasto wzbogaciło się, powstały pierwsze arcydzieła architektury, w tym - świątynia Ateny. Wzniesione w IX wieku z cegieł wypalanych na słońcu mury obronne zastąpiono kamiennymi.
Świątynia Ateny to najbardziej charakterystyczna budowla Starej Smyrny, którą można obecnie zobaczyć - w stanie częściowo zrekonstruowanym. Podobno to najstarsza znana świątynia zadedykowana tej bogini. Co więcej, wzniesiono ją w porządku eolskim, zbliżonym do jońskiego, ale jednak odmiennym. Charakterystyczne kapitele kolumn eolskich ze świątyni Ateny można podziwiać w izmirskim Muzeum Historii i Sztuki.
Porządek eolski w architekturze został zasadniczo zarzucony pod koniec okresu archaicznego. Wówczas również Stara Smyrna zmieniła identyfikację geopolityczną - zdobyli ją Grecy Jońscy z Kolofonu i oficjalnie stała się miastem jońskim.
Zwiedzamy rozległe ruiny Starej Smyrny, nie mogąc wyjść z podziwu, jak wiele można się tu dowiedzieć. Trochę się obawiam robić zdjęcia, bo w teatrze Smyrny od razu krzyczeli, że nie można, ale tutaj jest spokojnie. Zwiedzamy ruiny megaronów, zrekonstruowaną częściowo świątynię Ateny, studnie, wszędzie pełno antycznych fragmentów malowanej ceramiki. Docieramy do murów obronnych i nekropolii, jest tam najstarsza zachowana studnia, z VII wieku p.n.e., oraz nabrzeże portowe.
Wszędzie wytyczone są ścieżki, jest dużo tablic informacyjnych w językach tureckim i angielskim, a nawet ławeczka z widokiem na świątynię. Przy archaicznym murze z cegieł wypalanych na słońcu napotykamy studentów archeologii - właśnie kończą pracę przed lunchem. Łamanym angielskim wyjaśniają nam, że akurat tu nie można robić zdjęć. Z czterech młodych osób, żadna nie porozumiewa się w stopniu komunikacyjnym po angielsku, więc wyjaśniamy sobie po turecku, że w zimie nie da się zwiedzać Starej Smyrny. Wychodzimy przez czyjś teren z ujadającym psem na łańcuchu.
Idziemy do sklepu kupić owoce - banany i soczyste brzoskiwie, które gaszą nieco pragnienie i zaspokajają lekki głód przed przejazdem Izbanem do następnego punktu wycieczki - śladów antycznego miasta Kordeleon, które są zaznaczone w Windy Maps w dzielnicy Karşıyaka. Podjeżdżamy Izbanem, podchodzimy stromo pod górę i wędujemy starszą dzielnicą, jednak w znacznie lepszym stanie niż Kadifekale. Miejscowi z wyraźną troską dopytują się, czy nie zabłądziliśmy, chyba rzadko tu docierają turyści. Zapewniamy ich, że wiemy, dokąd zmierzamy, tak przy okazji akurat dzisiaj Staś założył koszulkę z napisem "Not all who wander are lost". Na miejscu śladów antyku nie stwierdzamy, tylko widoczne kamieniste wzgórze o owalnym kształcie ze zrujnowanym budynkiem na szczycie, otoczone dziurawym płotem kolczastym. Po powrocie szukamy informacji o tym Kordeleon, ale niewiele da się wyczytać. Owszem, to owalne wzgórze przywodzi na myśl akropol, znaleziono też na nim fragmenty antycznej ceramiki.
Nawet sama nazwa - Kordeleon - być może wcale nie jest antyczna. Chociaż Karşıyaka - nazwa miejscowości i obecnej dzielnicy Izmiru - była podobno w użyciu od XI wieku, to źródła europejskie równolegle wspominały o Cordelio/Cordelieu/Kordelyo. Miało być to odniesienie do króla Ryszarda Lwie Serce (Coeur de Lion), chociaż wcale nie ma dowodów, że waleczny władca tu dotarł. Być może Kordeleon to nazwa starożytna, a późniejsze źródła w naciągany sposób połączyły ją z legendami o angielskim monarsze.
Schodzimy do nowoczesnej części Karşıyaka - są szerokie aleje, sporo drzew, McDonald's (nie korzystamy). Decydujemy się na powrót promem na Konak (3 TL od osoby, 15 minut), żeby zjeść obiad w tej samej lokancie co poprzedniego dnia.
Po drodze na prom mijamy stację Izban i kościół katolicki św. Heleny z początku XX wieku. Został niedawno odnowiony, ale niestety nie udaje się nam wejść do środka. Z ciekawostek, to tutaj został ochrzczony były premier Francji Edouard Balladur. Skąd rodzina francuskiego polityka wzięła się w Izmirze? Otóż Balladur pochodził z rodziny ormiańskiej i urodził się w Smyrnie, zanim stała się Izmirem. Jego rodzina, mająca długotrwałe związki z Francją, wyemigrowała do Marsylii w latach 30-tych XX wieku.
Przystań promowa w Karşıyaka jest przestronna i szybko wypełnia się pasażerami - to szybki, tani i dogodny sposób przedostania się przez Zatokę Izmirską. Prom jest pełny, Jarek ucina sobie drzemkę. Na Konaku decydujemy się na piesze przejście w kierunku restauracji przez teren bazaru Kemeraltı - ponownie zaskakuje nas jest uporządkowanie skontrastowane z bazarami Stambułu. W pobliżu agory znajdujemy naszą lokantę - tym razem widzimy, że jest znacznie większa, niż się na pierwszy rzut oka wydaje, ma też czyste toalety na pięterku. Zamawiamy dwa iskendery (chłopaki), kebab jogurtowy (Iza) i zupę z soczewicy (Tola), 4 ayrany i na koniec 4 herbaty. Tola polubiła ten napój! Jedzenie jest pyszne, sycące i tanie - płacimy 88 TL i jesteśmy najedzeni po uszy.
Wracamy do hotelu, żeby skorzystać z uroku łazienki i nieco odsapnąć. Niestety - w hotelu chwilowo brak wody, co powoduje pewien przestój. Woda wraca po kwadransie, a my - oczyszczeni - wyruszamy na spacer po Parku Kulturalnym. To świetne miejsce na relaks po dniu zwiedzania, siedzimy na ławeczkach i sączymy napoje nabyte w Migros Jet. Dzieciaki zaprzyjaźniają się z lokalnymi kotkami i pieskami. Potem eksplorujemy park - jest tu wystawa rzeźby nowoczesnej, jezioro z kaczkami i rowerami wodnymi, monumentalna fontanna kaskadowa (nieczynna) oraz już zamknięte Muzeum Historii i Sztuki. Przy fontannie kaskadowej stoi też obelisk wyglądający na egipski z pochodzenia, ale jednak będący tylko współczesną kopią, a od niego zaczyna się szpaler palm.
Wracamy do hotelu innym bulwarem, po drodze kupujemy napoje, lody (jagodowe i morwowe) oraz zapas tureckiej kawy i pul biber (ostra czerwona papryka w płatkach), niestety przyprawy do köfte w sklepie brak, szkoda, że nie kupiliśmy jej na bazarze. Zaglądamy też na dworzec kolejowy Basmane, gdzie sprawdzamy dostępne połączenia. Okazuje się, że z Izmiru można dotrzeć pociągiem do całkiem sporej liczby miejsc, w tym do Denizli, Ankary i Konyi. Dworzec Basmane, to obok Alsancak, jeden z głównych terminali kolejowych w Izmirze. Działa od 1866 roku, a całkiem niedawno, w latach 2006-2009, przeszedł gruntowy remont. Obecnie to także ważne centrum przesiadkowe, bo po sąsiedzku znajduje się stacja metra linii M1. Dodatkowo zaraz obok jest przystanek autobusów miejskich.
Wracamy do hotelu - ostatnie przepierki przez powrotem do domowej pralki. Przy okazji odkrywamy w internecie, że to Muzeum Historii i Sztuki w Parku Kulturalnym ma w kolekcji fragmenty świątyni Ateny ze Starej Smyrny oraz imponujące posągi. Przyznajemy przed sobą, że nazwa tej placówki nas nieco zmyliła, bo spodziewaliśmy się raczej galerii malarskiej niż eksponatów antycznych. W planach jest więc odwiedzenie tego muzeum jutro rano, przed wyjazdem do zoo. Zobaczymy, jak rzeczywistość zweryfikuje nasze plany.
Trasa wędrówki po Starej Smyrnie w Bayraklı jest na Google Maps.
Trasa wędrówki przez dzielnicę Karşıyaka jest widoczna na Google Maps.
Dzień 26, 19.07.2019, Izmir
Dzień zaczynamy wcześnie, przed godziną 7 wszyscy są na nogach, żeby zjeść sycące śniadanie - zupy, jajecznica, płatki z mlekiem, ziemniaki z cebulką, dużo picia. Wiemy, że plan dnia będzie napięty, a mamy trzy różne cele. Dzieciaki najbardziej chcą zobaczyć nowy ogród zoologiczny, Jarek - odwiedzić jakieś nowoczesne centrum handlowe, a Iza - wyrównać porachunki z Muzeum Historii i Sztuki w Parku Kulturalnym.
Zaczynamy od pieszej wędrówki do Parku Kulturalnego, żeby odwiedzić Izmirskie Muzeum Historii i Sztuki. Nazwa ta jest nieco myląca, bo to zasadniczo jest drugie muzeum archeoogiczne w mieście, do tego o wiele bardziej atrakcyjnie przygotowane od Muzeum Archeologicznego. Co więcej, pomimo bogactwa zgromadzonych kolekcji oraz pięknej lokalizacji w Parku Kulturalnym prawie nikt do tego muzeum nie zagląda.
Docieramy do muzeum tuż po otwarciu, zaraz po godzinie 8. Jest na tyle wcześnie, że nie ma kto nam sprzedać biletów wstępu, więc ochroniarze po prostu nas wpuszczają na teren muzealny. Stoją tu trzy odrębne pawilony: pierwszy to Salon Rzeźb Kamiennych imienia Ekrema Akurgala. Jest to potężna kolekcja posągów, rzeźb, reliefów, sarkofagów, z antycznej Smyrny i innych starożytnych miast znajdujących się obecnie w prowincji Izmir, a nawet - poza nią. Są to antyczne rzeźby, reliefy i mozaiki z Belevi, Daskylejonu, Denizli, Didymy, Efezu, Erythraju, Iasos, Keramos, Klazomenaju, Knidos, Kuli (w prowincji Manisa), Kyme, Laodykei, Miletu, Muğli, Notionu, Nymphaion, Pergamonu, Stratonikei, Teos, Tire, Tralles oraz Tiatyry. Wszystko starannie opisane po turecku i angielsku, przejrzyste panele informacyjne, ciekawe malowidła ścienne.
Jednym z najcenniejszych eksponatów jest posąg siedzącego mężczyzny, często nazywanego Homerem, wykonany w IV wieku p.n.e. Znaleziono go w Klaros, ale przez wiele lat był wystawiony w dwóch muzeach: głowa znajdowała się w Muzeum Efeskim w Selçuku, a reszta posągu - w izmirskim Muzeum Archeologicznym. Teraz całość stoi w Muzeum Historii i Sztuki, a kopię można obejrzeć w Klaros.
Starannie oglądamy i fotografujemy zgromadzone w jednaj sali znaleziska ze Starej Smyrny, w tym kapitele kolumn w porządku eolskim, kapitele w kształcie grzybów, fragment głowy monumentalnego posągu mężczyzny ze świątyni Ateny oraz głowy młodej kobiety. W dodatku są tu plany Starej Smyrny, informacje o rodzajach domów i o świątyni Ateny.
Kolejny tematyczny hol poświęcony jest Igrzyskom Olimpijskim, a jego ściany ozdobiono malowidłami w stylu antycznym, przedstawiającymi sportowców. Z eksponatów warto wspomnieć stele pogrzebowe zwycięzców, reliefy z nagrodami za wygraną w zawodach, wiele inskrypcji.
Dalej - następny tematyczny hol, tym razem o gladiatorach. Tutaj ściany przedstawiają scany walki na arenie, a eksponaty to głównie nagrobki z reliefami przedstawiającymi gladiatorów różnych specjalizacji, między innymi z Didymy, Laodykei, Miletu i Smyrny. Z ciekawostek, dowiadujemy się, że pierwsze walki gladiatorów w Azji Mniejszej odbyły się w 69 r. p.n.e. w Efezie, a zorganizował je Lucjusz Licyniusz Lukullus, słynny rzymski dowódca i polityk, który przebywał w tym czasie w Azji, wiodąc wojnę z władcą Pontu Mitrydatesem VI Eupatorem. Podobno to właśnie on sprowadził z Azji Mniejszej do Europy czereśnie, ale trochę już za bardzo odbiegamy od tematu.
Docieramy do przestronnej sali z monumentalnymi posągami, jak się okazuje to zbiory znalezisk z Agory Smyrny. Naszą uwagę szybko przyciąga grupa postaci, wśród których są Demeter i Posejdon. W tej samej lokalizacji znaleziono posąg Kronosa czyli greckiego boga rolnictwa. Jak wspomina Wikipedia "Czasem mylony z Chronosem" (personifikacją czasu) i faktycznie w muzeum też popełniono tę pomyłkę: w podpisie w wersji angielskiej jest Kronos, a w tureckiej - Zaman (Czas). Z wyglądu i porównania z innymi wizerunkami tego bóstwa wynika, że twórcy rzeźby chodziło jednak o Kronosa. Są tu też wystawione fragmenty architektoniczne, w tym - fragment architrawu oraz kapitele kolumn w porządku kompozytowym i korynckim pochodzące z bazyliki po północnej stronie Agory.
Idziemy dalej, proszę wycieczki, oto posąg bogini Ateny z Efezu, z bardzo wyraźnie przedstawioną egidą na piersiach. Czy była egida? Istnieją różne wersje legendy o jej powstaniu, ale zasadniczo była to tarcza lub pancerz, używana przez Zeusa i jego córkę Atenę. Wykonana została z koziej skóry - albo z karmicielki Zeusa kozy Amaltei albo też z kozionogiego Pallasa, który napastował Atenę. Kiedy Perseusz podarował swej protektorce głowę Meduzy, Atena umieściła ją na tarczy lub zbroi i tak też wygląda to na posągu w muzeum.
Kolejny posąg to bogini Tyche, również z Efezu, a tuż obok umieszczono głowę Ateny, tym razem z Kyme. Żeńską tematykę kontynuuje posąg Hygei, bogini zdrowia i higieny, oczywiście. Nie może również zabraknąć Afrodyty - jej rzeźbiona głowa z misterną fryzurą pochodzi z Pergamonu. Obok słodko śpi Eros, częsty towarzysz Afrodyty, znaleziony w Efezie. Kolejny Eros, tym razem obudzony, pochodzi ze smyrneńskiej Agory. Sami widzicie, jak ciekawe są kolekcje tego muzeum, a to dopiero początek naszej wizyty.
Pokaźna gablota to zbiór głów posągów, w tym młodego satyra oraz Janusa (nie Janusza), obaj z Agory Smyrny. Janus był bóstwem rzymskim, którego Rzymianie nie podkradli od Greków. Podobno był prastarym bogiem Latynów z okresu przedetruskiego, symbolizującym kult światła i słońca. Z czasem, w okresie rzymskim, został bogiem wszelkich początków, a także opiekunem drzwi, bram, przejść i mostów. Jako bóstwo początków, dał imię łacińskiej nazwie miesiąca stycznia (Ianuarius) jako pierwszego miesiąca roku. Do dzisiaj przechował się w ten sposób w wielu językach.
Kolejny zakątek tego pawilonu został poświęcony Efezowi. Faktycznie, sporo tu eksponatów z tego antycznego miasta. Jest popiersie Asklepiosa, posąg anonimowego sofisty z przełomu I i II wieku n.e. oraz pomnik kapłanki bogini Westy. Najokazalszy wydaje nam się posąg przedstawiający boga rzeki Kaistros w pozycji leżącej, z II wieku n.e. Rzeka ta, obecnie znana jako Mały Meander (Küçük Menderes), przepływała niegdyś obok Efezu, przy okazji doprowadzając do zamulenia jego portu. Obecnie uchodzi do Morza Egejskiego przy plaży Pamucak.
Natrafiamy na zakątek bogini piękności - Afrodyty. Jest tu jej popiersie ze Stratonikei i głowa z Tralles. Tuż obok, w niewielkim pomieszczeniu z informacjami o antycznych łaźniach, stoją trzy posągi Afrodyty, z Klaros, Efezu i Miletu. Gracja i dynamika tych posągów kontrastują ze statycznym posągiem kobiety z okresu archaicznego (VI wiek p.n.e.), znalezionym w Erythraju. To jeden z najstarszych eksponatów w tym muzeum. Kolejnym jest archaiczny posąg siedzącej osoby z Miletu, z którego zachowała się niestety jedynie dolna część. Należy do tej archaicznej wyliczanki dodać posąg przedstawiający tzw. korę z Klaros. Kora, żeński odpowiednik kurosa, to typ greckiego posągu kobiecego, który często służył jako podpora architektoniczna. Najbardziej znanym przykładem kor są kariatydy z Erechtejonu w Atenach, o których pisałam w relacji z wyprawy TwS 2018. W izmirskim muzeum jest jeszcze głowa kory z Keramos, starożytnego miasta karyjskiego. Natomiast posąg kurosa wystawiony w muzeum został znaleziony w Klaros.
Sala o żółtych ścianach służy wyeksponowaniu znalezisk związanych ze zwyczajami pogrzebowymi. Na środku stoi duży sarkofag ze Smyrny, stosunkowo skromnie ozdobiony. Najciekawsza jest jego pokrywa, z lwimi głowami. Wzdłuż ścian sali wystawiono natomiast stele grobowe z reliefami przedstawiającymi zmarłych oraz z wyrytymi pożegnaniami. W drugiej sali o podobnej kolorystyce i rozmiarach stoi o wiele bardziej ozdobny sarkofag, z wyrzeźbioną głową Meduzy.
Trafiamy na kącik poświęcony antycznemu miastu Metropolis, gdzie wystawiono okragłe i kwadratowe ołtarze oraz podstawę pod posąg. Ozdobę tej części kolekcji stanowi posążek bogini Hygei z okresu hellenistycznego. Jest tu również jej ojciec, Asklepios.
Z lekkim przerażeniem orientujemy się w tym momencie, że zwiedzamy muzeum już około godziny, a nawet nie zobaczyliśmy wszystkiego w pierwszym pawilonie. Przed nami stoi za to cały szpaler antycznych popiersi. Fotografujemy je systematycznie, bo na ich podziwianie i skatalogowanie czas przyjdzie później. Uwagę przyciaga niewielki posążek bogini Kybele w towarzystwie dwóch lwów, znaleziony w miejscowości Kula. Czas na małą dygresję - sprawdzając informacje o tej miejscowości, odkryliśmy istnienie tzw. Kuladocji czyli Kapadocji Morza Egejskiego - jedynego geoparku w Turcji.
Delegujemy też Tolę z aparatem do sal wystawowych na parterze pierwszego pawilonu, bo tam znajdują się kolejne skarby muzeum. Cała sala została poświęcona fryzom - ze świątyni Dionizosa w Teos oraz z teatru i innych budynków publicznych w Milecie.
W muzeum jest też kilka ciekawych eksponatów z Mauzoleum Belevi, w tym - pomnik mężczyzny z okresu hellenistycznego, na pierwszym piętrze. Na parterze jest natomiast cała sala poświęcona temu mauzoleum. Są tu fryzy przedstawiające tzw. centauromachię czyli walkę centaurów z Lapitami, mitycznym ludem z Tesalii. Wystawiono również dwa gryfy oraz kamienne naczynie - co uzupełnia kolekcje poświęcone Belevi wystawione w Muzeum Efeskim w Selçuku.
Drugi pawilon - Salon Dzieł Ceramicznych - to kolekcja antycznej ceramiki, replika statku oraz nieopisane, niestety, fragmenty odtworzonej architektury starożytnej. Dla porządku, w tym pawilonie wystawiono znaleziska z: Ulucak, Starej Smyrny (Bayraklı) oraz Agory w Smyrnie, Pitane (Çandarli), Kocabaştepe, Panaztepe, Baklatepe, Limantepe, Iasos, Fokaji, Klazomenaju, Kyme i Erythraju.
Przy wejściu stoi naczynie z neolitu, znalezione w kopcu Ulucak. Tuż obok znajduje się makieta tego kopca, który nosi ślady osadnictwa sprzed przeszło 8 tysięcy lat. W gablotach wystawiono znaleziska z Ulucak, w tym - figurki ludzi i zwierząt, naszyjniki, naczynia, siekierki, lampy, groty włóczni, pociski do procy.
Replika antycznego statku ilustruje dzieje handlu morskiego w okresie starożytnym. Można ją podziwiać z parteru i z piętra.
Wędrujemy wzdłuż kolejnych przeszklonych gablot, w których eksponaty wystawione są geograficznie. Ten pawilon też jest bardzo starannie przygotowany, ekspozycje są podpisane, jest sporo tablic wyjaśniających poszczególne stanowiska archeologiczne i znaleziska, rodzaje naczyń, itd. Jednak powoli mamy już dość - jesteśmy oszołomieni imponującymi eksponatami z pierwszego pawilonu, więc drobne naczynia i figurki, jakkolwiek ładne i ciekawe, nie są w stanie wzbudzić naszego entuzjazmu.
Trzeci pawilon to Salon Przedmiotów Drogocennych. Z ulgą odnotowujemy, że obowiązuje tu zakaz fotografowania - możemy sobie pooglądać monety, biżuterię, wyroby szklane i lampy, bez przymusu robienia zdjęć wszystkiego. Najciekawsze są monety z Lidii z VII wieku p.n.e., z czasów panowania króla Krezusa. Zostały wykonane ze elektrum czyli stopu złota i srebra, z niewielką ilością miedzi oraz żelaza. To najprawdopodobniej najstarsze monety na świecie!
Oglądamy też wspaniale zachowane naczynia szklane, i ciekawą potrójną lampkę. Najstarsze eksponaty w tym pawilonie pochodzą ze wczesnej epoki brązu, a najnowsze - z początków XX wieku.
Wychodzimy z muzeum po około dwóch godzinach zwiedzania i kierujemy się do przystani promowej Pasaport - mieszczącej się w zabytkowym budynku, w przeciwieństwie do innych izmirskich przystani. Zgadujemy, że niegdyś była to przystań łącząca Imperium Osmańskie z zagranicą, gdzie kontrolowano dokumenty podróży. Niestety oryginalny budynek przystani promowej spłonął w Wielkim Pożarze Smyrny, a obecny wygląd to efekt rekonstrukcji przeprowadzonej w 1926 roku. Uzyskany efekt to wcielenie w życie założeń tzw. Pierwszego Narodowego Ruchu Architektonicznego (Birinci Ulusal Mimarlık Akımı), którego podwaliny stworzyli na początku XX wieku Vedat Tek i Mimar Kemaleddin Bey. Ich celem było stworzenie nowego "narodowego" stylu, który jednocześnie nawiązywałby do architektury seldżuckiej i osmańskiej.
Z Pasaport płyniemy do Karşıyaka, promem starszego typu, w którym można na górnym pokładzie cieszyć się wiatrem we włosach, a nie - klimatyzacją. Po drodze prom zawija jeszcze do przystani Alsancak.
W Karşıyaka idziemy prosto na przystanek autobusowy, gdzie już czeka autobus 777, który zawozi nas do zoo, po drodze przejeżdżając przez strefę przemysłową. Widzimy zarówno nowoczesne bulwary Izmiru, jak i mokradła z flamingami. Naszą uwagę zwracają też porzucone projekty budowlane - wygląda na to, że budynki zostały wzniesione na podmokłym terenie i przechyliły się jeszcze przed ukończeniem budowy.
Do zoo (oficjalna nazwa to İzmir Doğal Yaşam Parkı) docieramy po około 40-minutowej jeździe. W zoo wita nas dość pusty parking i zaskakująco niskie ceny biletów: 8,5 TL za dorosłego i 3 TL za ucznia. Teren jest rozległy - wiemy o tym, bo autobus bardzo długo jechał wzdłuż ogrodzenia. Dużo tu zieleni, oprócz zagród ze zwierzętami jest też wieża widokowa oraz place zabaw.
Na początku odwiedzamy pawilon egzotyczny - jedną z największych atrakcji: w stałej temperaturze 26 stopni C i wilgotności 70% rosną to rozmaite rośliny, co przypomina nam gliwicką Palmiarnię - tylko że w Izmirze latają sobie między drzewami kolorowe papugi. Są też węże (w terrrariach), żółwie, krokodyle, rybki.
Dalej są wybiegi dzikich kotów - puma śpi, lwy też, tygrysa nawet nie widać. Leniwe te kocury! Oglądamy wylegujące się w wodzie hipopotamy oraz rodzinę słoni, ale do gustu najbardziej przypadają nam wilki - wyjące do wtóru nawoływań muezzina. Sympatyczne hieny widać, że dużo kombinują i psocą na wybiegu. Smutny niedźwiedź kiwa się w przód i w tył, chętnie by sobie poszedł w siną dal, ale i tak ma warunki lepsze, niż przykładowo miśki w zoo w Chorzowie.
W ogóle zoo jest przestonne, dobrze zaplanowane i przyjazne dla zwierzaków, jest też mnóstwo tablic informacyjnych, również żartobliwych, w j. angielskim. Oglądamy wybieg "sawanna" ze strusiami (10 sztuk), żyrafami (4 sztuki) i zebrami (9 sztuk) - wiemy dokładnie, ile sztuk, bo Tola wszystko skrzętnie podlicza. Pod koniec jeszcze ptactwo wodne - pelikany, łabędzie białe i czarne, oraz chińskie kaczki, które strasznie rozrabiają.
Czekamy na autobus 777, ale zamiast niego przyjeżdżają pod rząd dwa inne, w drugi wsiadamy i lądujemy na stacji przesiadkowej Çiğli. Tam atakuje nas latający parasol który poderwał się z ziemi przy gwałtowniejszym podmuchu wiatru. Następuje chwila grozy, bo unosi się w powietrzu na parę metrów, a ma ciężką metalową podstawę, którą zahacza o wiatę przystanku. Na szczęście nie trafia w nikogo.
Wsiadamy w kolejny autobus, jadący do przystani Bostanlı, ale wysiadamy nieco wcześniej, w upatrzonym przez nas w drodze do zoo centrum handlowym Mavi Bahçe w dzielnicy Mavişehir. Już z zewnątrz wyglądało ono imponująco, ale w środku przechodzi nasze wyobrażenia - to prawdziwe miasto handlowe, albo też - agora - centralny plac z zielenią otoczony przez 4-kondygnacyjne pasaże handlowe. Co więcej, po przeciwnej stronie drogi znajduje się drugie centrum handlowe - Ege Park.
My najpierw kierujemy się na samą górę, gdzie znajdują się restauracje, bo od godziny 7 rano nic nie jedliśmy, a jest już po 14. To największy food-court jaki widzieliśmy. Dzieciaki decydują się na McDonalda, a dorośli - na Köfteci Ramiz, w którym zamawiamy dwie porcje köfte, w tym jedną z jogurtem. Najadamy się wszyscy w satysfakcjonującym stopniu. Tutaj drobna dygresja - spotkaliśmy się ze zdziwieniem graniczącym z oburzeniem, że zdarze nam się w Turcji stołować w amerykańskich fast-foodach. Otóż, po pierwsze - te lokale są również popularne wśród miejscowych - nie każdy Turek i nie każda Turczynka jada kebaba na śniadanie, obiad i kolację. Po drugie - po miesiącu pobytu w Turcji też mamy prawo mieć dość tych kebabów, prawda? No i po trzecie - wołowe mięso w hamburgerach ma w Turcji o wiele lepszy smak niż w Polsce.
Potem szał zakupów odzieżowych w DeFacto - w końcu żeńska część ekipy znajduje dla siebie ładne koszulki. Wszystko jest przecenione nawet o 50% - to już czas letnich wyprzedaży. Iza nabywa sukienkę na 20 lirów, aż sprzedawca sprawdza, czy to nie pomyłka w cenie.
Wracamy do przystani Bostanlı tramwajem - czysty, nowoczesny, szybki i klimatyzowany. W Bostanlı przesiadamy się na prom do Konak, a ostatni odcinek do hotelu pokonujemy na piechotę, przy okazji robiąc zakupy na kolację. W hotelu zaczynamy generalne pakowanie, trzeba wszystkie zakupione ciuchy gdzieś upchnąć w plecakach - jutro rano wyjeżdżamy na lotnisko i opuszczamy Turcję.
Trasa wędrówki przez izmirski ogród zoologiczny jest widoczna na Google Maps.