Wyprawa TwS 2011 nad Morze Czarne - część 8

30. sierpnia (Tekirdağ - Gelibolu - Bigali Köyü - Tekirdağ)

Nastał szczęśliwy dzień zakończenia Ramazanu. W ramach świętowania zjedliśmy normalne hotelowe śniadanie i wyruszyliśmy odkrywać nieznaną nam do tej pory część Tracji. Celem był półwysep Gallipoli, który jako świadek niezwykle krwawych walk toczonych podczas I wojny światowej oraz zwycięstwa armii osmańskiej nad wojskami alianckimi, wydawał się być odpowiednim miejscem do przeżycia tureckiego Dnia Zwycięstwa (tr. Zafer Bayramı). Co prawda obchodzi się go z okazji wygrania zupełnie innej bitwy (dla przypomnienia - pod Dumlupınar, nad wojskami greckimi, w 1922 roku), ale zwycięski dowódca był przy obu okazjach ten sam - Mustafa Kemal Atatürk.

Droga do Gelibolu

Na przejazd do miasta Gelibolu wybraliśmy wiodącą wybrzeżem Morza Marmara boczną drogę prowadzącą przez miejscowości letniskowe, w tym Kumbağ. Widząc przyjemne domki i piaszczyste plaże zaczęliśmy żałować, że zdecydowaliśmy się na powrót na nocleg do Tekirdağ. Świąteczna atmosfera była mocno wyczuwalna, wszędzie widać było tłumy zrelaksowanych plażowiczów. Co więcej, powróciły do nas tak dawno nie spotkane widoki starszych mężczyzn leniwie sączących herbatę - zdecydowanie Ramazan się skończył.

Droga do GeliboluDroga do Gelibolu

Droga do Gelibolu

Droga do Gelibolu

Za Kumbağ wjechaliśmy nieco w las i droga zdecydowanie się pogorszyła, aby za chwilę przejść w dość wyboistą szutrówkę. Pomyśleliśmy sobie, że jeżeli następne 56 kilometrów, dzielących nas od Gelibolu, trzeba będzie walczyć z taką nawierzchnią, to nieźle wdepnęliśmy. Na pocieszenie podziwialiśmy widoczki na morze i wzgórza. Na szczęście po kilku kilometrach wrócił do nas asfalt, wyglądający na dość świeżo położony.

Droga do Gelibolu

Droga do Gelibolu

Droga do Gelibolu

Droga do Gelibolu

Dalej rozkoszowaliśmy się przepięknymi widokami na morze Marmara, odbijające promienie słoneczne w błękitnych wodach i podziwialiśmy ciekawe rodzaje skał przydrożnych. Droga wiła się łagodnymi zakosami. Dojechaliśmy do punktu widokowego, gdzie podczas robienia zdjęć spotkaliśmy turecką rodzinę, która hojnie obdarowała nas czekoladkami w kształcie monet - niech żyje Święto Słodyczy.

Droga do Gelibolu

Droga do Gelibolu

Droga do Gelibolu

Droga do Gelibolu

Droga do Gelibolu

Za Şarköy wjechaliśmy na drogę nr 120, która doprowadziła nas do Kavakköy i przekształciła się w trasę E87. Minęliśmy kilka kolumn pojazdów wojskowych, zmierzających zapewne gdzieś na uroczystości i paradę z okazji Święta Zwycięstwa. W zasięgu wzroku pojawiły się również bunkry, zapewne pamiętające walki podczas I wojny światowej. Co ciekawe, niektóre z nich najwyraźniej służą obecnie z miejsce przechowywania siana i słomy.

Bunkier w okolicach Gelibolu

Gelibolu to przyjemne miasto portowe, z którego regularnie odchodzą promy do Lapseki po azjatyckiej stronie cieśniny Dardanele. My jednak nie skusiliśmy się na przeprawę - nasze plany obejmowały zjedzenie ciepłego posiłku i zwiedzenie miasta.

Gelibolu

Posiłek trafił nam się bardzo przyzwoity, w małej lokancie specjalizującej się w pide. Zamówiliśmy dwie sztuki tej 'tureckiej pizzy' - jedną serową, a drugą - z jajkiem i kiełbasą. Całości dopełnił schłodzony ayran. Miło było pojeść sobie z samo południe, w lokalnej jadłodajni, i dodatkowo smacznie.

Pide z Gelibolu

Zwiedzanie Gelibolu również nas przyjemnie zaskoczyło. Najciekawszym punktem okazało się Muzeum Piri Reisa, mieszczące się w wieży będącej pozostałością dawnych obwarowań miasta z czasów bizantyjskich.

Gelibolu

Dalsza droga (nr 550) prowadziła nas wzdłuż cieśniny Dardanele na południowy-zachód, w kierunku na Eceabat. Chcieliśmy zobaczyć chociaż jedno miejsce bezpośrednio związane z wojenną przeszłością półwyspu Gallipoli. Zdawaliśmy sobie jednocześnie sprawę z tego, że na więcej punktów czasu mieć nie będziemy. Wynikało to po pierwsze z dłuższego niż zakładany czasu przejazdu do Gelibolu - droga nadmorska była fotogeniczna i przepiękna, ale bardzo wolna. Po drugie - przyznaję się - nie przewidzieliśmy, że do pokonania w tym dniu będziemy mieli aż tak długi dystans - prawie 200 km w jedną stronę i drugie tyle z powrotem do Tekirdağ. Owszem, oglądaliśmy mapę samochodową, ale po przestrzeniach centralnej Anatolii europejska część Turcji wydawała się taka malusia, przecież to zaledwie 3% obszaru Turcji. Okazało się, że turecka Tracja jest całkiem spora.

Droga do Bigali

Droga do Bigali

Droga do Bigali

Jechaliśmy więc czujnie wypatrując jakiegoś znaku i doczekaliśmy się. Znak objawił nam się na jakieś 15 km przed Eceabat pod postacią znanego nam już brązowego kierunkowskazu. Tym razem wskazywał on na Bigali Köyü.

Kierunkowskaz do Bigali

Szczęście nam sprzyjało: ta niewielka wioska była podczas toczonych tu walk siedzibą samego Atatürka. Lepiej trafić nie mogliśmy, bowiem pozostałe 'atrakcje' na tym terenie to głównie cmentarze żołnierzy poległych po obu stronach konfliktu. Co więcej, Bigali Köyü nie figuruje przykładowo w przewodniku Lonely Planet. Turkey. Może to i nic dziwnego, w końcu australijskie wydawnictwo bardziej koncentruje się na pamiątkach po żołnierzach z Antypodów, niż na miejscu, z którego wyszły rozkazy doprowadzające do ich tragicznego końca.

Bigali

Bigali przywitało nas upałem, ogromnymi flagami tureckimi oraz sporą gromadką tureckich turystów. Widocznie nie tylko my wpadliśmy na pomysł, żeby tego dnia ruszyć śladami Atatürka. Wioska została starannie odrestaurowana, zresztą przy wydatnym udziale obcego kapitału. Funkcjonują w niej aż dwa małe muzea - jedno z nich mieści się w Domu Atatürka, a drugie upamiętnia turecką 19. Dywizję. Po ich zwiedzeniu i wypiciu herbaty pod winoroślą nadszedł czas powrotu do Tekirdağ. Postanowiliśmy sobie mocno, że jeszcze w te okolice wrócimy i dokładniej zwiedzimy zakamarki półwyspu.

Bigali

Bigali

Zdecydowaliśmy, że będziemy jechać inną drogą, nieco dłuższą, ale zdecydowanie szybszą. Początkowy odcinek (do Kavakköy) pokonaliśmy znaną już trasą, ale dalej skierowaliśmy się na północ, na Keşan (droga nr 550), a następnie na wschód przez Malkara do Tekirdağ (droga nr 110). Powrót przebiegał nam bardzo szybko i sprawnie, aby jeszcze przed zmierzchem znaleźć się w hotelu. Za kolację posłużył nam wzięty na wynos kebab w wersji dürüm w dwóch odmianach - z kurczaka i z wołowiny. Obie wariacje okazały się nadzwyczaj smaczne i pożywne.

Suma przejechanych w tym dniu kilometrów: 370.

31. sierpnia (Tekirdağ - Kıyıköy)

Nadszedł czas powolnego przygotowywania się, mentalnego i fizycznego, do podróży powrotnej do Polski. Ostatnich parę dni w Turcji postanowiliśmy więc spędzić leniwie, wypoczywając gdzieś nad wodą. Wybór padł na Kıyıköy - miasteczko położone nad Morzem Czarnym. Zanim jednak przystąpiliśmy do leniuchowania, trzeba było spełnić dwa warunki: zwiedzanie Tekirdağ oraz przejazd do Kıyıköy.

Tekirdağ

Po hotelowym śniadaniu zapakowaliśmy bagaże do samochodu i ruszyliśmy na pieszą wędrówkę po Tekirdağ. Podczas spaceru trafiliśmy do portu, a nieopodal widzieliśmy rząd znanych nam z poprzednich wojaży restauracji specjalizujących się w słynnych Tekirdağ köfte - było jednak zdecydowanie za wcześnie na kolejny posiłek.

Lokanta specjalizująca się w Tekirdağ köfte

Odkryliśmy również w tej samej okolicy ładnie wyglądający Dom Nauczyciela - placówka warta zapamiętania na okoliczność kolejnych wypraw. W okolicach portu zapoznaliśmy się też z psami słynnej tureckiej rasy kangal - olbrzymie zwierzaki były nadzwyczaj spokojne i cierpliwe, a mimo to bardzo onieśmieliły naszą córkę, zapewne swoimi rozmiarami.

Pies i jego pan - Tekirdağ

Po oddaleniu się od morza zagłębiliśmy się w uliczkach Tekirdağ, podziwiając lokalne pomniki, muzeum Namıka Kemala - znanego XIX-wiecznego pisarza i poety oraz meczet Rüstem Paşa Camii, zbudowany przez najsłynniejszego architekta epoki osmańskiej Mimara Sinana w 1553 roku. Na zakończenie pobytu zafundowaliśmy sobie herbatę i ayran na pokrzepienie, po czym ruszyliśmy do Kıyıköy.

Rüstem Paşa Camii w Tekirdağ

Przejazd minął nam szybko, po drodze nie zatrzymywaliśmy się na dłużej i po przejechaniu wszerz Tracji dotarliśmy nad Morze Czarne. Kıyıköy zaskoczyło nas ogromnym oblężeniem wczasowiczów, spowodowanym trwającym Świętem Słodyczy i piękną pogodą. Poszukiwania kwatery zakończyły się w samym centrum miasteczka, gdzie za jedyne 50 TL za dobę dostaliśmy apartament 2-pokojowy z łazienką w hotelu Genç. Wydawało nam się to być wielką okazją, oczywiście nie ma róży bez kolców, o czym przekonaliśmy się już tego wieczoru.

Kıyıköy

Tymczasem wybraliśmy się na zasłużony posiłek. W malowniczo położonej nad wodą restauracji zjedliśmy pieczoną rybę, podawaną według wyboru klienta, wraz z sałatkami i pieczywem. Kulinarnie byliśmy w końcu usatysfakcjonowani.

Sałatka z Kıyıköy

Gdy zapadł zmierzch w centrum miasteczka rozpoczęło się niezwykłe poruszenie. Przejechały udekorowane samochody, wiozące chłopców w charakterystycznych strojach 'padyszacha'. Oznaczają one, że owi młodzieńcy mają wkrótce doświadczyć przejścia do kategorii dorosłych mężczyzn, po chirurgicznym pozbyciu się części napletka.

Tuż za hotelem znajdował się pusty plac, który szybko zaczął zapełniać się gośćmi. Przybyli oni, aby świętować uroczyste obrzezanie. Wkrótce przybyła również kapela ze sprzętem nagłaśniającym i impreza rozkręciła się na całego. Większość Kıyıköy zgromadziła się tuż pod oknami naszego hotelu, radośnie podrygując w rytm klasycznych rytmów tureckich. Zabawa przeciągnęła się do późnej nocy, ku naszej rozpaczy - jak tu spać, gdy przy zamkniętych oknach było duszno nie do zniesienia, a przy oknach otwartych głośno jak na dyskotece? W końcu zmęczenie wygrało z kakofonią i zasnęliśmy gdzieś w środku nocy.

Impreza w Kıyıköy

Impreza w Kıyıköy

Suma przejechanych w tym dniu kilometrów: 107.

Odpowiedzi

Droga z Tekirdag a dokladnie

Droga z Tekirdag a dokladnie z Kumbag do sarkoy jest na mapach zaznaczona jako "żółta". Czyli  jak nasza "wojewodzka" Kiedy tamtedy jechałem cały 50-kilometrowy odcinek to byla szutrowka. Jeszcze na poczatku zryta przez ciezarowki zwożące drewno. Na szczescie to była jedyna taka niespodzianka w Turcji. Poza tym droge polecam. Tylko nalezy pamietać, ze na szutrze mocniej zarzuca. A w dol jest czasem 200-300 metrow przepasci.