15 września spędziliśmy na zwiedzaniu Antalyi, ponieważ pomimo wielu uprzednich wizyt w tym mieście, ciągle nie mieliśmy okazji odwiedzić paru interesujących miejsc. Zaczęliśmy z samego rana od spaceru przez park Karaalioğlu, przy którym znajduje się pensjonat Anadolu. Zauważyliśmy, że mieszkańcy Antalyi dużą wagę przywiązują do opieki nad zwierzętami. Wiele osób wyprowadzało właśnie na poranną przechadzkę swoje psy, a dla lokalnych kotów rozkładana była karma. Na terenie parku znajdują się specjalne 'wodopoje' dla zwierząt, a koty mają nawet swój 'Koci Dom" (tr. Kedi Evi).
Kotek z Antalyi
Spacer doprowadził nas pod wieżę Hıdırlık, zbudowaną przez Rzymian w II wieku n.e. Wieża, która służyła nie tylko jako fortyfikacja, ale również jako latarnia morska, stoi nad portem, z którego obecnie wypływają statki wycieczkowe. Z okolic wieży rozciąga się piękny panoramiczny widok na Zatokę Antalyi (tr. Antalya Körfezi) oraz nadmorskie klify w zachodniej części miasta.
Wieża Hıdırlık
Spod wieży przeszliśmy na teren zabytkowej dzielnicy Kaleiçi, stanowiącej najstarszą część Antalyi. Wędrowaliśmy wąskimi uliczkami i spokojnie oglądaliśmy budynki oraz zabytki, które pochodzą z rozmaitych okresów historii - od epoki rzymskiej przez bizantyjską i seldżucką po osmańską. Ponieważ pora była wczesna, ulice Kaleiçi były prawie opustoszałe, a stragany z pamiątkami jeszcze nie zdążyły się otworzyć.
Dzielnica Kaleiçi
Podczas wędrówki po Kaleiçi znaleźliśmy kilka ciekawych dla nas miejsc. Pierwszym z nich były ruiny świątyni rzymskiej, której dzieje odzwierciedlają historię miasta. W VI wieku świątynię przekształcono w kościół, który w VIII wieku został poważnie uszkodzony podczas najazdu arabskiego, a następnie odremontowany. Gdy Turcy Seldżuccy opanowali Antalyę, przekształcili budowlę w meczet i dobudowali do niej minaret. W XIV wieku na krótko budynek znowu pełnił funkcję kościoła, a później - meczetu. W XIX wieku został zniszczony przez pożar, ale część budowli ocalała. Od zachowanego fragmentu minaretu budowla znana jest obecnie jako meczet Kesik Minare czyli 'Złamany Minaret'.
Meczet Kesik Minare
Kolejnym znalezionym na terenie Kaleiçi miejscem było Centrum Kulturalne Świętego Pawła (tr. Aziz Pavlus Kültür Merkezi). Jest to placówka na terenie której od 1999 roku odbywają się w nabożeństwa dwóch zborów protestanckich - w języku angielskim i tureckim. Ponieważ trafiliśmy w to miejsce w niedzielę, wyraźnie słyszeliśmy śpiew wiernych chrześcijańskich. Tuż obok tego centrum, w sąsiednim budynku, odbywają się natomiast nabożeństwa prawosławne.
Centrum Kulturalne Świętego Pawła
Opuściliśmy teren Kaleiçi przez bramę Hadriana czyli jeden z najsłynniejszych symboli miasta, będący w rzeczywistości łukiem triumfalnym zbudowanym na cześć cesarza Hadriana, który odwiedził Antalyę w 130 roku n.e. Dzięki ciągle wczesnej porze dnia udało nam się sfotografować bramę bez dodatku pozujących turystów.
Brama Hadriana
Poranna część spaceru okazała się męcząca dla młodszej części ekipy TwS, postanowiliśmy więc nieco odsapnąć i uzupełnić zapasy płynów. Przeszliśmy wzdłuż ulicy Atatürka, skręciliśmy w lewo, w ulicę Republiki (tr. Cumhuriyet) i dotarliśmy do zachowanego fragmentu fortyfikacji, nazywanego Bramą Zamkową (tr. Kalekapısı). Stamtąd niewielki odcinek drogi dzielił nas od Placu Republiki (tr. Cumhuriyet Meydanı), którego centralnym punktem jest imponujący pomnik przedstawiający Atatürka. Przy placu znajdują się schody, prowadzące na teren kilku restauracji i herbaciarni, w których można posilić się, jednocześnie napawając widokiem na port jachtowy, dzielnicę Kaleiçi oraz Zatokę Antalyi.
Po chwili wypoczynku (i kilku wypitych szklaneczkach herbaty) ruszyliśmy dalej w dół, do portu. Tuż przy nim znajduje się stosunkowo świeża atrakcja turystyczna Antalyi czyli Muzeum Zabawek (tr. Oyuncak Müzesi). Zgromadzono w nim zabawki z wielu krajów świata i różnych okresów historycznych. Zabawki wystawione są w kilku salach i pogrupowane tematycznie. Najmłodszym członkom ekipy TwS bardzo się ta placówka podobała, zwłaszcza, że można sobie było w nim zrobić zdjęcie ze smerfami i różową panterą.
Muzeum Zabawek
Z muzeum przeszliśmy do portu jachtowego i zorientowaliśmy się, że nie bardzo mamy pomysł na dalszy ciąg zwiedzania. Na szczęście nasze niezdecydowanie szybko przeszło - po owocnych negocjacjach cenowych weszliśmy na pokład niewielkiego stateczku wycieczkowego i wyruszyliśmy w godzinny rejs wzdłuż wybrzeży Antalyi. Taka krótka morska przygoda bardzo nam odpowiadała, bo chociaż w sprzedaży są również rejsy znacznie dłuższe, to nie byliśmy na wielogodzinną wyprawę przygotowani w prowiant i stroje kąpielowe.
Port jachtowy
Podczas rejsu obejrzeliśmy znany nam park Karaalioğlu i dalszy fragment wybrzeża. Naszą uwagę przyciągnęły opuszczone platformy kąpielowe i niedokończone budynki tuż przy wodzie. Ciekawe, czy ich konstrukcja została zahamowana przez kryzys, czy raczej przez zmienione przepisy? Małym stateczkiem dość mocno bujało, ale na pokładzie było niewielu pasażerów i mogliśmy swobodnie zmieniać miejsce wypoczynku i stanowiska fotograficzne.
Widok na Antalyę od strony morza
Po powrocie na stały ląd i po zjedzeniu ciepłego posiłku przyszedł czas na krótką sjestę. Środek dnia był upalny, a my mieliśmy do wykonania parę zadań wymagających dostępu do komputera i sieci. Gdy nastało późne popołudnie, wyruszyliśmy na drugi spacer. Tym razem odwiedziliśmy małe wesołe miasteczko w parku, a potem udaliśmy się do Domu Atatürka czyli placówki muzealnej mieszczącej się przy ulicy Işıklar w centrum Antalyi.
Wesołe Miasteczko w parku Karaalioğlu
Budynek, w którym działa muzeum jest repliką domostwa, w którym dwukrotnie, w latach 1930 i 1935, zatrzymał się Atatürk. Oryginalny dom został rozebrany podczas poszerzania ulicy, a następnie odbudowany w obecnej lokalizacji. W muzeum zgromadzono mnóstwo pamiątek po przywódcy, w tym kolekcję banknotów i monet z podobiznami wodza, meble, w których korzystał podczas odwiedzin w Antalyi oraz przedmioty osobiste, w tym nawet skarpetki.
Dom Atatürka
Atatürk jest bardzo kochany w Antalyi, ponieważ podczas jednej z wizyt w tym mieście stwierdził, że "Antalya jest bez wątpienia najpiękniejszym miejscem na ziemi". Jego słowa są echem opinii wyrażonej przez Muhammada Ibn Battuta, wybitnego geografa arabskiego, który w odwiedził Antalyę w latach 1335-1340 i napisał, że "Antaliya [to] najpiękniejsze miasto". W opinii redakcji Turcji w Sandałach obaj wielcy mężowie mieli sporo racji.
Wewnątrz Domu Atatürka
Na kolację wybraliśmy się do często przez nas odwiedzanej restauracji Şampiyon Kokoreç. Po raz pierwszy jednak zdecydowaliśmy się na zamówienie w niej sztandarowego dania lokalu czyli kokoreç. Wiedzieliśmy, że jest to potrawa mocno kontrowersyjna, która niewiele osób pozostawia obojętnymi. Dla nas podroby zawinięte w jagnięce flaki, upieczone i podane w bułce okazały się całkowicie niejadalne, a rzadko nam się to przytrafia. Do grona wielbicieli tej potrawy nie możemy się więc zaliczyć. Na szczęście zamówiliśmy jeszcze zupę i sałatkę.
Kokoreç w bułce
W międzyczasie zapadł zmrok, który sprzyja eksperymentom fotograficznym. W celu ich przeprowadzenia wróciliśmy do Kaleiçi, której uliczki w porównaniu ze stanem porannym, tętniły życiem. Błąkaliśmy się zaglądając w różne zakamarki, w poszukiwaniu ciekawych ujęć i sytuacji. W końcu wróciliśmy do pensjonatu, przed którym przesiedzieliśmy resztę wieczoru w towarzystwie turystów z Niemiec i przyjaznej obsługi.
Jedna w wielu knajpek na Kaleiçi
Kolejnego dnia (16 września) ruszyliśmy w drogę wiodącą na wschód, wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego. Wyjechaliśmy z Antalyi, minęliśmy zjazd na Pergę, którą odwiedziliśmy podczas wyprawy wiosennej i skręciliśmy zgodnie ze wskazaniami brązowego kierunkowskazu na Sillyon. Niestety był to jedyny kierunkowskaz prowadzący do tego antycznego miasta i w wiosce Yanköy pobłądziliśmy. Po zawróceniu dostrzegliśmy na wzgórzu fragmenty murów obronnych, ale nie za bardzo mieliśmy ochotę na mozolną wspinaczkę. Pewnie jeszcze do Sillyonu wrócimy, może pogoda będzie bardziej sprzyjająca i mniej upalna.
Wzgórze, na którym położony jest Sillyon
Drugi punkt odwiedzony tego dnia okazał się o wiele ciekawszy. Było to bardzo znane Aspendos, w który znajduje się najlepiej zachowany teatr rzymski w Azji Mniejszej. Zanim jednak dojechaliśmy na parking pod samym teatrem, zatrzymaliśmy się na chwilę przy moście nad rzeką Köprü (czyli, nomen omen, rzeką Mostową). W starożytności rzeka ta nazywana była Eurymedon, a przebiegał nad nią most zbudowany w okresie rzymskim. Fundamenty tego mostu zostały następnie wykorzystane w okresie seldżuckim przy budowie nowego mostu nazywanego Köprüpazar Köprüsü. Most ten mogliśmy sobie obejrzeć z bliska, ale nie udało nam się na niego wejść, trwał bowiem właśnie remont całej konstrukcji.
Most Köprüpazar Köprüsü
W Aspendos zostawiliśmy Pieskowóz na parkingu, płatnym, ale zupełnie nieocienionym. Zanim zajrzeliśmy do teatru, chcieliśmy się nieco rozejrzeć po okolicy. Rekonesans zaowocował wejściem na szczyt wzgórza, na którym zachowała się w niezłym stanie bazylika, agora, nimfeum oraz fundamenty świątyń. Po drugiej stronie wzgórza rozciąga się widok na akwedukt, którym niegdyś doprowadzano do Aspendos wodę pitną. Po drodze na szczyt minęliśmy miejsce, w którym stał niegdyś stadion, ale akurat po tej budowli niewiele się zachowało, zwłaszcza w porównaniu ze świetnym stadionem z Afrodyzji.
Bazylika w Aspendos
Ostatnim punktem wizyty w Aspendos były odwiedziny w słynnym teatrze, który od wielu dziesiątków lat jest ciągle remontowany i odrestaurowywany. Proces renowacji zainicjował sam Atatürk, którego zdaniem tak wspaniały obiekt historyczny musiał być zagospodarowany i należycie wykorzystany. Teatr to jedyne miejsce w Aspendos, do którego zaglądają wycieczki zorganizowane. Dzieje się tak z dwóch powodów: jest najbardziej widowiskowym obiektem, a ponadto wejście na akropol jest zbyt męczące dla większości turystów, zwłaszcza w lecie. W sumie dobrze się składa, bo resztę rozległych ruin miasta można oglądać i fotografować w spokoju.
Teatr w Aspendos
Po zwiedzaniu Aspendos mieliśmy dość upału, więc wsiedliśmy do auta, włączyliśmy klimatyzację i ruszyliśmy dalej na wschód. Po drodze minęliśmy kuszące nas brązowe tablice, wskazujące kierunek do Selge i kanionu Köprülü, a nieco dalej, w okolicach Manavgatu zignorowaliśmy kierunkowskaz na Seleukeię. Minęliśmy Alanyę i chociaż przez chwilę wewnętrzny głos podpowiadał nam, że czas się zatrzymać i sprawdzić, co słychać w biurze Alanya Online, uparcie jechaliśmy dalej.
Między Alanyą a Gazipaşa minęliśmy jeszcze kilka brązowych tablic, później zauważyliśmy zjazd na nowe lotnisko w Gazipaşa, a za tym miasteczkiem wjechaliśmy w góry. Naszym celem był tego dnia Anamur. Odcinek górski do Anamuru z każdym przejazdem wydaje nam się łatwiejszy i krótszy, chociaż tym razem mieliśmy po drodze kilka chwil zwątpienia, kiedy to doganialiśmy samochody ciężarowe i musieliśmy wlec się za nimi w wyczekiwaniu na stosowny moment do wyprzedzenia. Odcinek drogi nr 400 z Gazipaşa przez Anamur do Silifke jest obecnie gruntownie przebudowywany, więc za parę lat pewnie warunki podróży ulegną tam znacznej poprawie.
Zagadka gorączkowych prac drogowych na tym odcinku wyjaśniła się w naszych oczach całkiem niedawno, kiedy to czytaliśmy o otwarciu kolei Marmaray, przebiegającej pod cieśniną Bosfor. Z tej okazji Turcję odwiedził premier Japonii. Głównym powodem jego wizyty było otwarcie podwodnego tunelu, który wykonało konsorcjum turecko-japońskie. Jednak był też drugi powód: premierzy Japonii oraz Turcji podpisali oficjalne porozumienie w sprawie budowy drugiej na terenie Turcji elektrowni nuklearnej, która powstanie w prowincji Sinop nad Morzem Czarnym. Jaki ma to związek z drogą wzdłuż wybrzeża śródziemnomorskiego? Otóż pierwsza elektrownia nuklearna w Turcji powstaje właśnie w tych okolicach, a dokładnie przy wiosce Akkuyu w prowincji Mersin. Prace budowlane mają ruszyć w 2014 roku, a przecież do elektrowni musi być zapewniony dogodny dojazd. Tak więc, niestety, nie tylko dla wygody podróżników buduje się tą nadmorską trasę.
Czas jednak na powrót do Anamuru, do którego zawitaliśmy po raz drugi w ciągu roku. Na wiosnę zajrzeliśmy tam tylko przejazdem, na ciepły posiłek. Tym razem chcieliśmy zatrzymać się na kilka dni, skorzystać z fali upałów, poplażować i wymoczyć się w morzu. Dalszy plan zakładał, że po tym wypoczynku przejedziemy jeszcze dalej na wschód, do Kızkalesi i tam będziemy kontynuować poznawanie przebogatych w zabytki okolic. Gdybyśmy wtedy dobrze nadstawili uszu, to pewnie moglibyśmy usłyszeć chichot losu, niosący się po górach Taurus.
Tymczasem dotarliśmy szczęśliwie do Anamuru, gdzie zatrzymaliśmy się w hotelu Tayfun. To stosunkowo nowa placówka, prowadzona przez energicznego Turka o imieniu, oczywiście, Tayfun. Poznaliśmy go wiele lat temu, kiedy to zatrzymaliśmy się na jedną noc w zarządzanym również przez niego pensjonacie Bella. Tym razem postanowiliśmy na dobry początek zostać w Anamurze dwie noce, zwłaszcza że hotel zrobił na nas świetne wrażenie. Czysty pokój, przestronna łazienka i balkon, szybki internet, miła obsługa - czegóż więcej chcieć?
Dzielnica İskele w Anamurze
Po odświeżeniu się po podróży wyruszyliśmy spacerem do nadmorskiej dzielnicy İskele, w której zjedliśmy pyszną kolację w restauracji Palmiye. Pewnie już kiedyś o niej wspomniałam, ale takie miejsca warto polecać! Podają tam najlepszy w całej Turcji kebab Adana oraz świeżutkie pide i lahmacuny, prosto z pieca węglowego. W zapadającym szybko zmierzchu zaliczyliśmy jeszcze, ku uciesze najmłodszych, wizytę na placu zabaw i udaliśmy się do hotelu, snując plany zakładające budowanie zamków z piasku, nurkowanie w błękitnych wodach morskich i inne, równie leniwe atrakcje. Co z tych naszych planów wyszło, to okaże się już w następnym odcinku relacji.
Kebab Adana z restauracji Palmiye
Odpowiedzi
Niby relacja, a czyta się jak
Wysłane przez lukroman w
Niby relacja, a czyta się jak dobry kryminał:)) Co będzie dalej????????????
I o to chodzi ;)
Wysłane przez Iza w