Jesienna wycieczka-ucieczka 2013 - część 6

Dosyć długo przetrzymałam Was, drodzy Czytelnicy, w niepewności co do dalszych losów jesiennej wyprawy Turcji w Sandałach. Czas więc nadrobić zaległości i ujawnić, co przydarzyło nam się po dotarciu do Anamuru. Otóż dnień 17 września przywitał nas ciężkimi, ciemnymi chmurami. Po tygodniu nieznośnych upałów i zwiedzania zachodniej Anatolii w palącym słońcu, kiedy to marzyliśmy o odrobinie cienia, okazało się, że upragnione zachmurzenie w końcu zostało dostarczone do Turcji. Szkoda tylko, że akurat wtedy, gdy zaplanowaliśmy sobie błogie lenistwo i plażowanie.

Wzburzone wody Morza Śródziemnego w Alanyi
Wzburzone wody Morza Śródziemnego w Alanyi

Niezrażeni niesprzyjającą aurą, po obfitym śniadaniu wyruszyliśmy na plażę. Ciągle jeszcze łudziliśmy się, że wiatr rozgoni chmury. Na prawie wyludnionej plaży odważnie przystąpiliśmy do kąpieli w morzu, z którego szybko wyszliśmy. Budowę zamku z piasku i kamieni przerwały nam podmuchy wichury, niosącej ze sobą pierwsze krople deszczu. Szybko schroniliśmy się w samochodzie, a pod hotel wróciliśmy już w strugach ulewy. Cóż robić, trzeba było rozważyć alternatywne rozwiązania.

Na szczęście poprzedniego wieczoru dotarła do mnie wiadomość od Agaty, która w Alanyi prowadzi świetne biuro podróży (uwaga, reklama!), znane w Polsce jako Alanya Online. Otóż Agata poszukiwała "na już" pilota, który mógłby poprowadzić przez najbliższe tygodnie wycieczki do Pamukkale i Aspendos. Podjęcie decyzji zajęło nam jakieś 5 minut, i to z pakowaniem bagaży. Trzeba było jeszcze tylko wytłumaczyć przemiłemu Tayfunowi, że jednak nie zostaniemy w jego hotelu na kolejne dni, a przy okazji wpędzić go w konfuzję, wypominając mu dawną dziewczynę z Polski ("Cicho, nie tak głośno, ta pani na recepcji, to moja żona!"). W ten sposób legł w gruzach plan wypoczynku w Kızkalesi, trekkingu wąwozem do Adamkayalar oraz, przede wszystkim, zamysł leniuchowania, przynajmniej w moim przypadku. Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest użalanie się nad ciężkim losem, tylko zadziwienie, jakie ów los płata figle. Za propozycję pracy dla Alanya Online jestem natomiast bardzo wdzięczna, nie losowi, ale Agacie (jeżeli czytasz, to jeszcze raz powtórzę: teşekkür ederim).

Droga z Anamuru do Alanyi wydała nam się krótsza niż podczas poprzednich przejazdów i już po chwili (łagodnie mówiąc) wjechaliśmy do Alanyi, którą poprzedniego dnia tak sprytnie ominęliśmy obwodnicą. Jak widać, co się odwlecze... Pieskowóz został zaparkowany w ładnej lokalizacji, tak, żeby miał widok na słynną plażę Kleopatry, a ekipa TwS podzieliła siły. Mruk z dzieciakami zszedł pod ziemię, aby zwiedzić jaskinię Damlataş. To właśnie owa jaskinia spowodowała rozwój Alanyi - ze spokojnej wsi rybackiej do przeludnionego kurortu nadmorskiego, który chyba prawie wszyscy odwiedzający Turcję znają.

Jaskinia Damlataş
Jaskinia Damlataş

Tymczasem ja udałam się do biura Alanya Online w celu omówienia szczegółów czekającej mnie pracy. Nie ukrywam, że możliwość pokazania kawałka Turcji polskim turystom wydawała mi się niezwykle kuszącą perspektywą. O Turcji mogę mówić godzinami bez przerwy, a w takim momencie przed oczami stanęła mi wizja nieświadomych zagrożenia turystów, zamkniętych ze mną w autokarze podczas przejazdu. Chcąc nie chcąc będą musieli wysłuchiwać mojej gadaniny (złowieszczy chichot)!

Po dograniu detali współpracy wróciłam do reszty ekipy i wprowadziliśmy się do apartamentu w hotelu, z którego mogliśmy korzystać przez następne 3 dni. Po upływie tego czasu przenieśliśmy się do wynajmowanego apartamentu, położonego nieopodal plaży Kleopatry. Spędziliśmy w nim dwa tygodnie. Apartament był przestronny, chociaż skromnie wyposażony, ale ja i tak niewiele czasu miałam w nim spędzić. Na szczęście dla pozostałych członków redakcji apartamentowiec posiadał własny basen z brodzikiem, a dodatkową atrakcją był ogromny taras, na którym stała nawet kanapa do spania w upalne noce.

Basen przy naszym apart-hotelu
Basen przy naszym apart-hotelu

Jeżeli chodzi o wyżywienie, to początkowo nieco martwiliśmy się, czy w zdominowanej przez wczasowiczów Alanyi da się naprawdę smacznie zjeść po turecku. Nasze obawy podsycał widok ciągnących się wzdłuż głównej ulicy miasta restauracji, które wyróżniały się menu w chyba 50 językach świata, szerokim wyborem alkoholi, a nawet - daniami z wieprzowiny. Najgorsze przeczucia ogarnęły nas na widok modeli podawanych potraw w wersji 3D - widok spaghetti czy kotleta wykonanego z plastiku i pomalowanego jaskrawymi kolorami stanowił dla nas pewną nowość, jeżeli chodzi o scenę gastronomiczną Turcji. Nawet teraz, po niedawnej wizycie w Stambule, w tym w najbardziej turystycznych dzielnicach tej metropolii, muszę przyznać, że te plastikowe modele potraw plus niesłychanie wygórowane ceny stanowią lokalną specjalność Alanyi i jej okolic.

Typowa restauracja turystyczna w Alanyi - takich placówek unikaliśmy
Typowa restauracja turystyczna w Alanyi - takich placówek unikaliśmy

Jednakże obawa o nasze żołądki okazała się przedwczesna. Po pierwsze - w apartamencie mieliśmy kuchnię wyposażoną w podstawowe sprzęty i naczynia, a w najbliższym sąsiedztwie - dostęp do dwóch dyskontów spożywczych i jednego supermarketu. Po drugie, i to najważniejsze, już na początku pobytu w Alanyi 'odkryliśmy' tuż za rogiem restaurację, której pozostaliśmy wierni przez dwa tygodnie, ilekroć chcieliśmy zjeść na mieście. Rozkoszując się najlepszymi tureckimi potrawami poprzysięgłam sobie, że będę głośno i dobitnie reklamować ten kulinarny raj w Alanyi - a nazywa się on Bolu Sofrası i mieści pod adresem Turkmenbasi Sok. No. 14. Skąd te zachwyty? To proste - jedzenie podawane w tym lokalu jest rewelacyjne, autentycznie tureckie, a ceny, zwłaszcza jak na warunki w Alanyi, są niewygórowane. Stołowaliśmy się w Bolu Sofrası prawie codziennie i nigdy nie spotkało nas rozczarowanie. Wybór dań nie jest bardzo szeroki, a napoje alkoholowe nie figurują tam w menu. Być może są to powody (oprócz położenia nieco dalej od plaży), dla których klientela jest tam głównie turecka, a kelnerzy za naturalne przyjmują składanie zamówień w ich języku. Bez obaw - jeżeli nie znacie tureckiego, to menu jest przygotowane również po angielsku. Ostatecznym dowodem na jakość serwowanych potraw niechaj będzie prawie całkowity brak ich zdjęć - zawsze po podaniu do stołu nabieraliśmy takiego apetytu, że trudno się było powstrzymać przed natychmiastową konsumpcją!

Mantı podawane w restauracji Bolu Sofrası
Mantı podawane w restauracji Bolu Sofrası

Zastanawiacie się może, jaką mieliśmy pogodę przez dwa alanijskie tygodnie? W końcu z Anamuru wygoniła nas ulewa i wichura, które ułatwiły podjęcie bez rozterek decyzji o rezygnacji z plażowania tamże... Otóż przez parę pierwszych dni w Alanyi popadywał deszcz, a temperatury nieznacznie się obniżyły. Takie przelotne opady przynosiły jednak głównie ulgę spalonej słońcem ziemi oraz stęsknionym deszczu mieszkańcom miasta. Wczasowicze jak plażowali, tak plażowali, najwyżej chroniąc się pod dachami na czas kilkuminutowego deszczyku. Pewnego dnia miałam natomiast okazję obserwować tworzące się nad wodami Morza Śródziemnego zjawisko, które ochrzciliśmy mianem 'tornadko' - faktycznie utworzyła się niewielka trąba powietrzna, wędrująca po wodzie w okolicach cyplu z twierdzą.

Trąba powietrzna nad wzgórzem zamkowym w Alanyi
Trąba powietrzna nad wzgórzem zamkowym w Alanyi

Po kilku lekko pochmurnych dniach wróciły do Alanyi bezchmurne dni, a temperatury znowu się podniosły, jednak wyczuwalna była już lekko jesienna pogoda, tj. upał sięgał raczej trzydziestu kilku stopni, zamiast przekraczać granicę 40 stopni Celsjusza. Definitywne załamanie letniej pogody przyszło na początku października, kiedy to podczas ostatniej naszej nocy w Alanyi spadła gwałtowna ulewa, wiatr poprzewracał wszystkie niezabezpieczone graty na balkonach, a następnego ranka niebo pozostało zaciągnięte chmurami. Przyznam się, że udało nam się nawet w Turcji dosyć mocno zmarznąć podczas tej wyprawy, ale o tym napiszę w kolejnym odcinku relacji, bo nie o Alanyi będzie w nim mowa.

Widok z twierdzy w Alanyi
Widok z twierdzy w Alanyi

Żywot pilota wycieczek fakultatywnych

Relacja z przeszło dwóch tygodni, które przemieszkaliśmy w Alanyi, powinna składać się z dwóch części, wyznaczonych przez dni, w które jeździłam z grupami polskich turystów na wycieczki, oraz przez parę dni, kiedy to miałam wychodne. Przypadły mi do realizacji dwie bardzo popularne wśród wczasowiczów fakultety: Pamukkale oraz tzw. KAS czyli wycieczka do wodospadów Kurşunlu, antycznego teatru w Aspendos oraz miasteczka Side. W sumie w Pamukkale byłam w tym okresie 5 razy, a na KAS - czterokrotnie. Czytelnikom może się wydać, że zajęcie takie jest monotonne, ale spieszę z wyjaśnieniem, że nie nudziłam się podczas żadnego z wyjazdów służbowych. Najfajniejszym elementem tych wycieczek byli moi turyści - ciekawi świata i zadający dużo pytań. W wielu przypadkach był to ich pierwszy pobyt w Turcji, ale mam mocne wrażenie, że nie ostatni.

Wycieczki do Pamukkale

Jeżeli chcecie wiedzieć, jak wygląda ze strony pilota wycieczka do Pamukkale, to proszę bardzo. Dzień zaczyna się w środku nocy, kiedy to budzik dzwoni około 2:30. O godzinie 3:00 pilot wraz z tureckim przewodnikiem i kierowcą (lub kierowcami) zaczyna zbieranie zaspanych wycieczkowiczów spod ich hoteli. Po zakończeniu tej fazy działań wszyscy (z wyjątkiem kierowcy, oczywiście) idą spać i budzą się dopiero na śniadanie. Około godziny 7 autokar zajeżdża pod restaurację, położoną na wysokości 1000 metrów n.p.m., gdzieś w górach Taurus. Ponieważ jest wcześnie rano, a wysokość mocno się zmienia w porównaniu z położonymi na wybrzeżu miejscowościami wypoczynkowymi, przy wysiadaniu z autokaru sporo osób dygocze z zimna, warto więc pamiętać o cieplejszej odzieży na wszelki wypadek.

Po śniadaniu wycieczka jedzie dalej i około 9:30 dojeżdża na parking pod Pamukkale. W trakcie tego przejazdu mało kto już śpi, więc pilot ma sporo czasu na opowieści o Bawełnianym Zamku, antycznym mieście Hierapolis oraz innych kwestiach związanych z Turcją. Całe szczęście, że w przypadku biura Alanya Online w programie nie figuruje wizyta w żadnym sklepie z dywanami ani fabryce skór - tylko przejazd, zwiedzanie i posiłki. W Pamukkale turystów prowadzi się przez teren Hierapolis, z najważniejszym przystankiem w rzymskim teatrze, a później daje im czas wolny. Chociaż w Hierapolis/Pamukkale jest co robić, większość osób decyduje się w tym czasie na przejście prosto na wapienne tarasy. Tak się składa, że zwiedzanie lokalnego muzeum, trekking do martyrium św. Filipa czy spacer do nekropolii antycznej nie wydają się dla nich ciekawą alternatywą.

Ruiny miasta Hierapolis
Ruiny miasta Hierapolis

Po zwiedzaniu, około godziny 13, wypada pora na posiłek, a potem - czas na powrót do Alanyi. Po drodze przejeżdża się przez miasto Denizli, o którym pilot opowiada grupie zmęczonych zwiedzaniem turystów. Wkrótce potem większość znowu błogo zasypia, wyczerpanych zwiedzaniem i kąpielami. Jeżeli w tym momencie nie wszyscy turyści poszli spać, to najlepszym sposobem na wprowadzenie ich w drzemkę jest opowieść o życiu i działalności Mustafy Kemala Atatürka, zaczynając od jego urodzin, a na spuściźnie politycznej kończąc. Odkryłam to przypadkowo podczas jednej z pierwszych wycieczek.

Słynny Basen Kleopatry w Pamukkale
Słynny Basen Kleopatry w Pamukkale

W połowie trasy autokar zatrzymuje się na krótką przerwę techniczno-toaletową w górach Taurus, po której towarzystwo odżywa i z chęcią wysłuchuje dalszego gadania niezmordowanego pilota. Jeżeli czas pozwala, to podczas przejazdu przez Antalyę jest przewidziany przystanek fotograficzny z panoramą miasta. Później jeszcze wypadają odwiedziny w meczecie w Manavgacie, co daje okazję do wprowadzenia turystów w tajniki islamu. Pozostaje jeszcze rozwiezienie gości do hoteli, tak, aby zdążyli na kolację, i już po wycieczce.

Widok z wapiennych tarasów Pamukkale
Widok z wapiennych tarasów Pamukkale

Brzmi prosto, prawda? W praktyce pilotowanie wycieczek jest dość męczącym zajęciem, zwłaszcza jeżeli grupa turystów jest liczna. Trzeba wszystkich zliczać, pilnować, żeby stawili się na miejsce zbiórki o wyznaczonej godzinie, a nie zagubili gdzieś w Pamukkale. Polscy turyści to ciekawskie stworzenia, zadają mnóstwo pytań na rozmaite tematy, mają doświadczenie w podróżowaniu po różnych częściach świata i wysokie wymagania co do wiedzy pilota. Mnie pytano m.in. o energetykę Turcji, bieżące sprawy polityczne, kwestie zatrudnienia obcokrajowców w placówkach medycznych i na uczelniach, najlepszą markę kawy/herbaty/chałwy, sytuację mieszkaniową w kraju, system edukacji itd., itd.

Wycieczki KAS

Wycieczka KAS to w porównaniu z Pamukkale tzw. luzik. Po pierwsze, wyjeżdża się o cywilizowanej porze, po śniadaniu, a wraca około godziny 17. Przejazdy są krótkie, a atrakcje - urozmaicone. Zawsze wydawało mi się, że ten program to wspaniały pomysł na zobaczenie najważniejszych zabytków Pamfilii w jeden dzień, ale okazuje się, że ta wycieczka cieszy się zdecydowanie mniejszą popularnością niż wyjazd do oddalonego o 370 km od Alanyi Pamukkale.

W trakcie wycieczki KAS turyści odwiedzają najpierw Side, w którym po przejściu przez zabytkową część miasteczka mają czas wolny, później przejeżdża się do Aspendos, gdzie główną atrakcją jest najlepiej zachowany w Turcji (a niektórzy powiadają, że również na całym świecie) teatr rzymski. Osobiście bardzo sobie chwaliłam lunch w trakcie tego wyjazdu, podawany w restauracji nad rzeką Köprülü. Oprócz ładnej scenerii dużą zaletą tego lokalu były pyszne dania obiadowe oraz przystawki, aż mi ślinka cieknie na to wspomnienie. Po posiłku przejeżdża się najpierw pod akwedukt w Aspendos, a potem do parku krajobrazowego wodospadów Kurşunlu, a potem wraca do Alanyi.

Świątynia Apollina w Side
Świątynia Apollina w Side

Z powodu krótkich przejazdów w trakcie wycieczki KAS pilot nie ma czasu na snucie długich opowieści, co z mojego punktu widzenia stanowiło pewną wadę (tak, tak, wolę opowiadać niż wypoczywać w ciszy). Poza tą niedogodnością KAS ma same zalety, zwłaszcza dla osób które obawiają się wynajęcia na miejscu samochodu. Dotarcie bez samochodu na własną rękę do Aspendos i Kurşunlu nie jest zbyt proste i na pewno zajmuje więcej czasu, niż w przypadku wycieczki zorganizowanej.

Rzymski teatr w Aspendos
Rzymski teatr w Aspendos

Dla mnie, czyli zwolenniczki samodzielnego zwiedzania Turcji, poznanie od podszewki realiów wycieczek fakultatywnych było niezmiernie pouczające. Przekonałam się, że w wielu wypadkach taka forma turystyki jest najlepszym rozwiązaniem dla dużej grupy osób. Mam też nadzieję, że wiele osób nabierze po kilku takich wyjazdach apetytu na więcej i w przyszłości ruszy w turecką trasę na własną rękę.

Okolice Alanyi na własną rękę

Jednak nie samą pracą człowiek żyje i całe szczęście! W dni wolne ekipa Turcji w Sandałach swoim starym zwyczajem organizowała sobie własne wycieczki po Pamfilii. Nie spodziewaliśmy się, że ta kraina jest aż tak piękna i bogata w miejsca o wielkim znaczeniu historycznym. Poniżej przedstawię Wam nasze pomysły na trzy wycieczki krajoznawcze, które zrealizowaliśmy podczas jesiennej wyprawy.

Kanion rzeki Köprülü, niezwykłe formy skalne w górach Taurus i antyczne miasto Selge

Na pierwszy z naszych jednodniowych wypadów lokalnych wybraliśmy się 25 września. Naszym celem były położone w górach Taurus ruiny antycznego miasta Selge. Znajdują się one na terenie Parku Narodowego Kanionu Köprülü. Aby do nich dotrzeć, musieliśmy pojechać z Alanyi na zachód i po minięciu Manavgatu dojechać do miasteczka Serik. Tam odbiliśmy od drogi nr 400 wiodącej wzdłuż wybrzeża i wjechaliśmy w góry.

Malownicza droga prowadziła nas wzdłuż rzeki Köprülü, która jest bardzo popularnym miejscem wśród turystów z uwagi na organizowane na niej spływy, czyli tzw. rafting. My nie skusiliśmy się na taką atrakcję, zwłaszcza z uwagi na wiek najmłodszych członków ekipy TwS, chociaż trzeba przyznać, że widoki były kuszące, a sprzedawcy napotkani po drodze - mocno przekonujący. Pooglądaliśmy sobie bitwę wodną pomiędzy załogami pontonów i pojechaliśmy dalej.

Rafting na rzece Köprülü
Rafting na rzece Köprülü

Wkrótce dojechaliśmy do zabytkowego mostu na rzece Köprülü. Konstrukcja ta, znana jako most nad rzeką Eurymedon lub, po turecku, jako Oluk Köprü, została zbudowana w II wieku n.e. Most umożliwia przekroczenie rzeki w drodze do Selge i po dziś dzień służy podróżnym. Solidnie budowali ci Rzymianie, po prawie 2 tysiącach lat most stoi nienaruszony! Nasz Pieskowóz dzielnie przejechał tym zabytkowym mostem, położonym wysoko nad lustrem wody, chociaż początkowo mieliśmy obawy co do możliwości przejazdu - wszak szerokość drogi wiodącej przez most wynosi zaledwie 2,5 metra.

Most nad Eurymedonem
Most nad Eurymedonem

Dalsza droga wiodła poprzez niesamowicie malowniczą krainę górską, której szczególną ozdobą są niezwykłe formy skalne, nazywane Şeytan Kayaları (czyli szatańskie skały) lub też Adam Kayalar (skały-ludzie). Tak więc pomimo ominięcia podczas tej wyprawy okolic Kızkalesi udało nam się jakieś 'Adamkayalar' odszukać i uwiecznić na zdjęciach.

Adamkayalar w pobliżu Selge
Adamkayalar w pobliżu Selge

W końcu dojechaliśmy do wsi Altınkaya, na terenie której leżą ruiny antycznego Selge. Po wjechaniu na teren wsi okazało się, że brakuje w niej kierunkowskazów do budowli antycznych. Na szczęście ruiny teatru zauważyliśmy już wcześniej i wiedzieliśmy, którą ścieżką pod niego podjechać. Tuż przy teatrze działają dwie małe restauracje. Właściciel jednaj z nich opowiedział nam, że Selge znajduje się na trasie szlaku turystycznego św. Pawła, a na dowód pokazał nam stosowną książkę.

Teatr w Selge
Teatr w Selge

Podczas gdy Mruk fotografował teatr, ja zostałam otoczona przez mieszkanki wsi w wieku od przedszkolnego po mocno emerytalny. Wszystkie chciały mi sprzedać chusty, szale i biżuterię. Być może mam miękkie serce, ale widząc straszliwą biedę wiejskich zabudowań dokonałam kilku drobnych zakupów, tym bardziej, że ceny były zdecydowanie niewygórowane.

Miasto Gazipaşa oraz ruiny Selinus i Naula

Nasza druga wycieczka z Alanyi (27 września) prowadziła na wschód, do miasteczka Gazipaşa, które znane jest głównie z niewielkiego lotniska, od 2011 roku przyjmującego samoloty czarterowe, wypełnione wczasowiczami. Zanim jednak dojechaliśmy do Gazipaşa podjęliśmy próbę dotarcia do ruin antycznego Laertes, położonego około 14 km na północ od trasy nr 400. Zgodnie ze wskazaniami kierunkowskazu odbiliśmy w góry Taurus około 12 km na wschód od Alanyi. Kręta droga prowadziła nas coraz wyżej i wyżej, aż zaczęliśmy wątpić, czy jedziemy dobrą trasą. W końcu na rozjeździe zauważyliśmy kolejny kierunkowskaz na Laertes, skręciliśmy i zostaliśmy zatrzymani przez policjanta, który poinformował nas, że dalsza droga jest zamknięta przez następne 3 dni. A to pech!

Niezrażeni ruszyliśmy z powrotem w dół, w kierunku wybrzeża, a następnie dojechaliśmy do Gazipaşa. Przed wjazdem do miasta skręciliśmy w bok, żeby przyjrzeć się lotnisku, ale wjazd na jego teren był zamknięty i pilnowany przez siły porządkowe. Najwyraźniej ten port lotniczy otwiera się tylko na czas przylotów i odlotów samolotów, a nie zdarzają się one zbyt często.

W centrum Gazipaşa zauważyliśmy dwa brązowe kierunkowskazy: jeden z nich prowadził na północ czyli w góry do ruin Lamos, a drugi - na południe, w kierunku wybrzeża. Zniechęceni przez niedawną próbę poszukiwania zabytków w terenie górskim, zdecydowaliśmy się tym razem pojechać na południe, w poszukiwaniu ruin antycznego miasta Selinus.

Poszukiwania te nie trwały długo, trudno było przegapić ładnie zachowane fragmenty akweduktu, rozciągającego się po obu stronach drogi. Zatrzymaliśmy się w bocznej uliczce i udokumentowaliśmy znalezisko fotograficznie. Przystanek ten pozwolił nam na rozejrzenie się po okolicy, dzięki czemu zauważyliśmy, że na położonym na wschód od nas wzgórzu stoją pozostałości dawnych budowli. Pozostała tylko kwestia tego, jak się pod to wzgórze dostać - między nami a nim płynęła rzeka.

Akwedukt w Selinus
Akwedukt w Selinu

Poszukiwania mostu kosztowały nas trochę czasu, ale wysiłek opłacił się z nawiązką. Już wkrótce Pieskowóz został zaparkowany pod wysokimi trzcinami, a my ruszyliśmy w kierunku Selinus. Najciekawszy budynek tego miasta znaleźliśmy na samym początku, co więcej, był nawet opisany stosowną tablicą informacyjną. Ten imponujący gmach okazał się być cenotafem czyli symbolicznym grobowcem rzymskiego cesarza Trajana, który zmarł w Selinus, podczas powrotu z wyprawy przeciwko Partom w 117 roku n.e.

Cenotaf cesarza Trajana w Selinus
Cenotaf cesarza Trajana w Selinus

Co ciekawe, dzięki wycieczce do Selinus udało nam się podczas jednego roku odwiedzić zarówno miejsce urodzin (Italica w pobliżu Sewilli), jak i śmierci cesarza Trajana. Jednocześnie uświadomiliśmy sobie, jak ogromne było Cesarstwo Rzymskie, ponieważ jedną sprawą jest zobaczenie jego terytorium na mapie, a drugą - przejechanie jego terytorium wzdłuż. Nawet samochodem jest to droga daleka, a przecież rzymskie oddziały pokonywały ją na piechotę.

Poza cenotafem Trajana w Selinus udało nam się dotrzeć do pozostałości budynku łaźni oraz odeonu. Zresztą nie było to proste, gdyż niestety teren antycznego miasta jest mocno zarośnięty. Gdy już ucieszyłam się, że przedarłam się przez osty przewyższające mnie wysokością, wlazłam prosto w jeżynowe chaszcze, a po nich - w gąszcz trzcin. Młodsza część zespołu TwS odmówiła chóralnie współpracy przy takim spacerku i musiałam go wykonać w samotności. Szkoda, że tak ciekawe antyczne pozostałości są trudno dostępne, zwłaszcza, że nowiutki kierunkowskaz przy drodze głównej może zwabić do nich więcej zapaleńców.

Odeon w Selinus
Odeon w Selinus

W trakcie drogi powrotnej do Alanyi po raz trzeci odbiliśmy od trasy nr 400, tym razem w Mahmutlar, znanym nam do tej pory głównie z katalogów biur podróży. Tymczasem na skrzyżowaniu stał sobie bezczelnie brązowy kierunkowskaz, głoszący, że tędy droga do Nauli. Faktycznie, prawie w centrum Mahmutlar znajduje się widoczne z daleka (ale tylko z niektórych kierunków) niewysokie wzgórze, otoczone bananowcami. Na owym wzgórzu stoją liczne pozostałości budowli z czasów bizantyjskich. Tablic informujących, jakie to były dokładnie budynki, niestety nie znaleźliśmy. Teren Nauli jest mocno zaśmiecony i widać, że bywa wykorzystywany do nocnych imprez zakrapianych piwem Efes.

Bizantyjskie budynki w Nauli czyli Mahmutlar
Bizantyjskie budynki w Nauli czyli Mahmutlar

Miasto Manavgat i antyczne Lyrbe

Trzecia i ostatnia wycieczka z Alanyi (30 września) zawiodła nas ponownie w góry Taurus, tym razem do antycznego Lyrbe, błędnie nazywanego Seleucją. Owo antyczne miasto położone jest nieco na północ od Manavgatu i często docierają do niego wycieczki zorganizowane, w postaci tzw. safari, które z prawdziwym safari niewiele mają wspólnego, ponieważ polegają na wycieczce autokarowej w specjalnie przystosowanych pojazdach bez dachu. Mieliśmy na tyle szczęścia, że po dotarciu do Lyrbe wycieczki akurat odjeżdżały na lunch i mieliśmy ruiny tylko dla siebie.

Jeep safari jadące do Lyrbe
Jeep safari jadące do Lyrbe

Zanim jednak dotarliśmy do Lyrbe, zajrzeliśmy w okolice słynnych wodospadów w Manavgat. Jednak zatłoczony parking zbytnio przypominał nam widoki znane z wodospadów w Tarsus i szybko stamtąd uciekliśmy. Na dłużej zatrzymaliśmy się nieco dalej, przy brązowym kierunkowskazie na Erymnę. Znaleźliśmy tam pozostałości dawnej budowli o nieznanym nam przeznaczeniu.

Skromne pozostałości Erymny
Skromne pozostałości Erymny

Kawałek dalej stanęliśmy ponownie, przy akwedukcie należącym do Lyrbe. Budowla ta, imponujących rozmiarów, stoi sobie pod górą, na której położone są ruiny Lyrbe. Powspinaliśmy się na akwedukt, wypatrzyliśmy wycieczkę tzw. jeep safari i pojechaliśmy dalej.

Akwedukt w Lyrbe
Akwedukt w Lyrbe

W Lyrbe spędziliśmy sporo czasu, wędrując wśród pięknie położonych w lesie ruin. Najlepiej zachowaną strukturą miejską w Lyrbe jest wspaniała agora, wraz z otaczającymi ją budynkami sklepów, odeonu i biblioteki. Nieco dalej stoją świątynie i rozciąga się teren nekropolii.

Agora w Lyrbe
Agora w Lyrbe

Ekipa TwS zabawia się w Alanyi

Oprócz wycieczek po bliższej i dalszej okolicy spędziliśmy nieco czasu na rozrywki typowe dla wczasowiczów. Plaża Kleopatry w Alanyi kusiła nas ciepłą wodą, nagrzaną przez całe lato, oraz pięknymi widokami na wzgórze zamkowe. Na twierdzę w Alanyi też wjechaliśmy, żeby odświeżyć sobie wspaniałe widoki ze szczytu i uzupełnić braki w fotograficznej bazie danych.


Widok z twierdzy w Alanyi (kliknij, aby powiększyć)

Pewnego dnia wybraliśmy się do delfinarium nazywanego Sealanya. Wyjazd ten sponsorowało nam biuro Alanya Online, któremu jesteśmy wdzięczni za zaproszenie na pokaz. Największą atrakcją tego show okazały się w naszym przypadku nie delfiny, ale lwy morskie, które występowały jako wstęp do pokazu głównego. Dochodziły do nas słuchy o złym traktowaniu delfinów w takich przybytkach, ale zwierzaki z Sealanya wyglądały na zadowolone. Co ciekawe, ich trenerami byli prawie wyłącznie cudzoziemcy, w tym pochodzący z tak odległych od Turcji krajów jak Meksyk. Część pokazu nosiła cechy tzw. 'animacji hotelowych', w pewnym momencie wybrane z publiczności osoby wykonywały serię ćwiczeń i kroków tanecznych tylko po to, żeby dać się ochlapać delfinom. Podsumowując, dzieciaki nieźle się bawiły, chociaż chyba pokaz był dla nich nieco zbyt długi, a dorosła część zespołu TwS może teraz uczciwie powiedzieć, że na pokazie delfinów była czyli mamy tą atrakcję 'zaliczoną'. Na pamiątkę zostało nam trochę zdjęć zwierzaków, które zapewne przygotujemy dla naszych Czytelników w postaci galerii fotograficznej.

Pokaz delfinów w Sealanya
Pokaz delfinów w Sealanya

2 października wyjechaliśmy z Alanyi - rozpoczynając powrót do Polski, ale o tym napiszę w kolejnym odcinku relacji, ponieważ i tak nadmiernie się tutaj już rozpisałam.

Powiązane artykuły: