Walka przeciwko plagiatorom tekstów z Turcji w Sandałach

Dzień zapowiadał się nadzwyczaj spokojnie, więc z samego rana zasiadłam do pracy nad artykułem opisującym Wieżę Macedońską w Edirne. Zaczęłam, jak to często bywa, od poszukiwań aktualnych wiadomości na ten temat dostępnych w sieci. Po przejrzeniu artykułów wyszukanych dzięki frazom angielskim i tureckim, coś mnie podkusiło, żeby wyszukać jeszcze, czy coś o tej budowli pisze się po polsku.

Wyszukiwanie hasła wieża macedońska edirne dało dwa ciekawe i częściowo zaskakujące efekty. Na pierwszym miejscu otrzymałam link do artykułu o Edirne na Turcji w Sandałach, co wcale mnie nie zdziwiło. Natomiast na drugim miejscu wyszukiwarka zaproponowała mi lekturę pewnej relacji opublikowanej na serwisie Geoblog. Czyżby w polskim zakątku sieci znalazł się jeszcze jeden miłośnik historii tego miasta? Niestety nie, już pobieżna lektura wpisu wykazała, że jest on dokładną kopią mojego tekstu. Zapewniam od razu, że gdybym założyła sobie na tamtym serwisie konto, to bym o tym pamiętała!

Z narażeniem życia fotografuję dzikie bestie, a plagiatorzy tylko czekają na gotowe teksty i zdjęcia

Im bardziej zagłębiałam się w ów nieszczęsny blog, tym było gorzej - większość opisów rozmaitych odwiedzonych przez jego autorkę miejsc w Turcji była stworzona znaną i lubianą metodą kopiuj/wklej. Sytuacja, w której znajduje się własne teksty podpisane przez obcą osobę, nie była mi obca. W przeszłości trafiałam już od czasu do czasu na takie przypadki i zgłaszałam je do administratorów/właścicieli stron. Jednak tym razem postanowiłam pójść dalej i przeprowadzić dochodzenie, jak często i w jakich miejscach pojawiają się treści skradzione z Turcji w Sandałach.

Wybrana przeze mnie metoda badawcza polegała na wybraniu z portalu TwS kilku artykułów, które podejrzewałam o znaczną popularność. Z tych tekstów wybierałam i wklejałam w wyszukiwarkę Google jedno lub dwa charakterystyczne zdania. Na pierwszy ogień sprawdziłam w ten sposób artykuły o Kapadocji, Pamukkale, Alanyi, górze Nemrut, Izmirze i kebabach.

Efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania, chociaż daleko mi było z tego powodu do popadania w euforię. W końcu moja własność intelektualna została zaszabrowana i przedstawiona jako dzieło nieznanych mi osobników. W najciekawszych przypadkach strony publikujące takie teksty opatrzone były na dole uwagami w stylu (uwaga, cytat dosłowny): Jakiekolwiek kopiowanie zawartych na tej stronie treści lub grafik jest zabronione i chronią je prawa autorskie. Miła dbałość o własne podwórko połączona z kompletną beztroską o własność cudzą, prawda?

Przekrój demograficzny i społeczno-zawodowy osób podkradających okazał się być bardzo bogaty. Materiały o Turcji kradną uczniowie, studenci i seniorzy, podróżnicy i pracownicy biur podróży, agenci biur nieruchomości, fotografowie, sprzedawcy kebabów, a nawet pracownicy państwowej szkoły wyższej i jeden ksiądz z doktoratem z teologii.

Pozyskane nielegalnie z Turcji w Sandałach teksty stanowią ozdobę stron www firmowych i prywatnych, blogów i foto-blogów, rozmaitych forów oraz profili na Facebooku. Nie podaję tutaj konkretnych przykładów stron, które wykorzystują nielegalnie teksty z Turcji w Sandałach. Podejrzewam jednak, że dla bardziej dociekliwych czytelników ich wykrycie nie będzie stanowiło dużego problemu.

Jeżeli zastanawiacie się, czy na wykryciu tych przypadków poprzestałam, to szybko wyjaśniam, że oczywiście nie. Kolejnym krokiem w walce z internetowymi plagiatorami było pisanie wiadomości do administratorów lub innych osób odpowiedzialnych za publikowane treści. Do tej pory wysłałam 15 takich maili oraz wiadomości z formularzy kontaktowych, w których poinformowałam administratorów stron, że naruszają prawa autorskie. Obawiam się jednak, że to dopiero wierzchołek góry lodowej. W kilku przypadkach, kiedy skradziony fragment artykułu był krótki i stanowił niewielki ułamek całego tekstu odpuściłam sobie wysyłanie takiej wiadomości.

Działania takie są zdecydowanie najskuteczniejsze, jeżeli ukradziony tekst został opublikowany na stronie lub blogu stanowiącym część większej platformy typu Blogspot (Google) czy Interia. Ich administratorzy dbają o dobre imię marki i zdają sobie sprawę, że kradzież tekstu narusza prawo. Pomimo tego, że trwa weekend odnotowałam już kilka odpowiedzi z zapewnieniem o jak najszybszym naprawieniu błędu (opisywanego przykładowo jako niedopatrzenie) oraz przypadki zablokowania stron ze skopiowanymi tekstami.

Jednocześnie przeprowadziłam na Facebooku szybki sondaż, którego przedmiotem była spekulacja dotycząca motywacji złodziei. Nasi fani wskazywali na głupotę, wygodnictwo i lenistwo, co wydaje się dobrze wyjaśniać popularność zjawiska o roboczej nazwie kopiuj/wklej cudzy tekst. Niektórzy wskazywali na jasną stronę tego fenomenu: Turcja w Sandałach jest popularna, dobrze widoczna w sieci, a teksty są dobrze napisane - więc jako wartościowe padają łupem złodziei. Bardzo mnie takie wyjaśnienia cieszą, ale wolałabym uzyskać sławę i popularność bez odczuwania takich skutków ubocznych!

Wyjaśnienie bazujące na motywie lenistwa jest również bardzo przekonujące, ale wydaje mi się, że dotyczy ono przypadków, gdy teksty kopiowane są przez firmy związane z turystyką. Po co wymyślać koło, skoro już je na Turcji w Sandałach dobrze opisano? - myśli sobie agent czy pośrednik sprawnie kopiując kilka zgrabnych akapitów z opisem Alanyi czy Kapadocji. Motywację nierobów rozumiem, ale oczywiście potępiam, zwłaszcza, że jest to ich działalność komercyjna!

Trudniej przychodzi mi zrozumienie, czemu teksty z Turcji w Sandałach kopiują podróżnicy i fotografowie-amatorzy. Pojechali do Turcji, zwiedzili, sfotografowali - czemu nie mogą napisać o swoich przeżyciach i doświadczeniach czegoś od serca? Jaką wartość ma prywatny blog podróżniczy, na który składają się przeklejone cudze teksty, okraszone kilkoma słabymi zdjęciami (podejrzewam, że wykonanymi przez autora, ale głowy nie dam)?

Nie ma tego złego... W trakcie śledztwa udało mi się również wykryć kilka fajnych i dobrze napisanych relacji z podróży, które podają jako źródło Turcję w Sandałach. Oczywiście treści z naszego portalu stanowią na nich zaledwie część większej całości, często opatrzonej ładnymi fotografiami. Tutaj jeszcze jedna uwaga: podany w pewnym pisemku gimnazjalnym tekst Źródło: Internet stanowczo mnie nie satysfakcjonuje. Wygląda ono tak, jakby w przypisie do artykułu podano informację Źródło: książki. Pamiętajmy, że w Internecie znajdują się treści publikowane na rozmaitych zasadach i licencjach.

W tym miejscu chciałabym przypomnieć jeszcze raz, że wszelkie materiały, zarówno tekstowe, jak i fotograficzne, publikowane na portalu Turcja w Sandałach objęte są prawem autorskim i udostępniane na warunkach opisanych licencją Creative Commons (CC BY-NC-ND 2.5 PL). W skrócie oznacza to, że jeżeli ktoś chce wykorzystać dla swoich potrzeb materiały z TwS, to powinien spełnić kilka warunków: uznać nasze autorstwo (np. przez podanie linka do Turcji w Sandałach), nie modyfikować kopiowanej treści oraz pamiętać, że ich zastosowanie do celów komercyjnych jest zakazane.

Szczegółowe warunki licencji są dostępne dla wszystkich osób odwiedzających nasz portal poprzez link umieszczony w stopce strony (ten prostokącik z czarnym tłem i tajemniczym skrótem).