Logo kalifat czyli dlaczego nie ufam analitykom do spraw Bliskiego Wschodu

Trzy dni temu wróciłam, po przeszło dwumiesięcznej podróży po Europie i Azji Mniejszej, do Polski. Troskliwa rodzina odłożyła dla mnie wrześniowy numer tygodnika Polityka, z uwagi na opublikowany w nim tekst o Stambule. Z radością przejrzałam zawartość magazynu i moją uwagę przyciągnął inny artykuł, poświęcony powołanemu przez Islamskie Państwo Iraku i Lewantu (ISIS) kalifatowi. Jego autorka, Patrycja Sasnal, najwyraźniej postawiła sobie za cel zapoznanie czytelników z historycznym i politycznym tłem tego wydarzenia. Ponieważ moja wiedza o ISIS jest fragmentaryczna, postanowiłam się nieco w tym zakresie dokształcić. To, co we wspomnianym artykule przeczytałam, wywołało u mnie ogromny niesmak i zażenowanie, które wcale nie są spowodowane bestialstwem bojowników islamskich, ale poziomem zaprezentowanej w tekście analizy.

Kot z problemami hormonalnymi pragnie dołączyć do ISIS

Patrycja Sasnal powołuje się w swoim artykule na "mityczny symbol dawnej potęgi muzułmanów" czyli właśnie na instytucję kalifatu. Ma ona być dla Arabów tym, czym "dla nas Polska od morza do morza". Ową mityczną potęgę kalifatu tekst ilustruje bardzo obrazowo. Zapoznajcie się z tym fragmentem, który poniżej zamierzam poddać krytycznej dekonstrukcji (wytłuszczenia moje). "Obszarem kalifat przekraczał dzisiejsze Stany Zjednoczone, prawie dorównywał Rosji, a postępem cywilizacyjnym deklasował wszystkich. Podczas gdy w VIII w. w Kufie [...] powstawały biblioteki, na ziemiach Polan kopano jamy na domostwa. W kalifacie tłumaczono Arystotelesa, doskonalono narzędzia chirurgiczne, konstruowano spadochrony i destylowano alkohol".

Przedstawiony w ten sposób kalifat jawi się czytelnikom jako błyszczący diament postępu kulturowego i naukowego na tle zacofanej reszty świata. Opis ten wywiera mocne wrażenie, zresztą zapewne taki był cel jego autorki. Zastanówmy się jednak przez moment nad ciekawie dobranym, na zasadzie kontrastu, porównaniem świata arabskiego i sytuacji na ziemiach Polan. Dlaczego przywołane zostały akurat tereny dzisiejszej Polski? Być może ma to wstrząsnąć polskimi czytelnikami, którzy w tym momencie lektury pomyślą sobie, że byliśmy wówczas tacy niecywilizowani, a Arabowie - wprost przeciwnie. Jednak autorka pisze, że kalifat deklasował cywilizacyjnie wszystkich.

Chwileczkę, kim byli owi "wszyscy" w VIII wieku? Ciekawym zabiegiem myślowym byłoby w tym momencie przywołanie porównania kalifatu i Imperium Bizantyjskiego, które w VII i VIII wieku odpierało kolejne ataki arabskie, stanowiąc wschodnie przedmurze cywilizacji europejskiej. W VII wieku Arabowie doprowadzili do całkowitego załamania się imperium Sasanidów, a Bizancjum doznało poważnych strat terytorialnych, ale pomimo ogromnego osłabienia nie dopuściło do przekroczenia przez wojska muzułmańskie granic Europy na cieśninie Bosfor. Mało kto o tym pamięta, a w programach nauczania historii powszechnej najczęściej wspomina się o stoczonej w 732 roku bitwie pod Poitier, podczas której frankijskie wojska pod dowództwem Karola Młota odparły atak armii arabskiej, podążającej w kierunku wschodnim z podbitego uprzednio Półwyspu Iberyjskiego. Jednak gdyby nie Bizancjum, droga do Europy stała by przed Arabami otworem z kierunku Azji Mniejszej.

Autorka przywołuje także sztandarowy przykład na potęgę intelektualno-kulturową kalifatu czyli dokonywane w nim tłumaczenia Arystotelesa. Skąd wędrowne ludy pustyni miały dostęp do dzieł wielkiego greckiego filozofa? Przecież, według autorki tekstu, reszta świata była pogrążonym w ciemnościach zaściankiem. Zapewne jakiś islamski podróżnik lub najeźdźca odnalazł na jakimś opuszczonym strychu cenne zwoje i w ten sposób ocalił grecką myśl filozoficzną od całkowitego zapomnienia. Otóż - nie, nic bardziej błędnego. Dzieła Arystotelesa i innych antycznych filozofów były w Bizancjum znane i komentowane, a pod koniec istnienia tego państwa zostały przekazane do wczesnorenesansowych Włoch. Z pewnością Arystoteles nie został w Europie zapomniany i to nie Arabom zawdzięczamy ocalenie jego myśli.

Jeżeli intencją autorki artykułu miałoby być wskazanie, w jaki sposób mit o dawnej świetności wpływa na działania liderów ISIS, to przyzwoitość nakazywałaby przedstawienie dawnych osiągnięć Arabów ze stosownym komentarzem, rozgraniczającym ich przekonania, co do świetlanej przeszłości kalifatu od stanu faktycznego. Tymczasem Patrycja Sasnal sama wpada w zachwyt nad dokonaniami arabskich uczonych, tendencyjnie dobierając przykłady ich wyższości, a jednocześnie pomijając całkowicie nie potwierdzające tej tezy fakty. Nie tego oczekuję od poprawnie napisanego artykułu, opublikowanego w ogólnopolskim czasopiśmie i skierowanego do szerokiego grona odbiorców.

Nie jest moim celem dyskredytowanie osiągnięć badaczy arabskich, chciałabym tylko zwrócić uwagę na potrzebę zachowania obiektywizmu i stosownych proporcji, czego w artykule pani Sasnal brak. Autorka wpisuje się w popularny od wielu lat w kręgach zachodnich intelektualistów trend zachwytów nad cywilizacją islamską, który stara się obalić stereotypowy obraz "dzikusów z Arabii". Cel ten z jednej strony wydaje się szlachetny, ale z drugiej strony - doprowadził do tego, że wszelkie krytyczne spojrzenie na osiągnięcia cywilizacji islamskiej są niemile widziane. Ostatecznie zamiast rzetelnego obrazu otrzymujemy wizję skrzywioną w przeciwnym kierunku - zamiast totalnej krytyki mamy bezkrytyczny zachwyt.

Na tym jednak nie koniec, to właściwie dopiero początek. Wróćmy na chwilę do artykułu i zapoznajmy się z kolejną próbką twórczości pani Sasnal (co ważne, to akapit następujący bezpośrednio pod cytowanym powyżej): "W tym samym czasie krzyżowcy nie znali jeszcze higieny: śmierdzieli na odległość [...]. Arabowie wyznaczali wówczas kierunki rozwoju świata - Europejczycy mogli się tylko uczyć". Tutaj dochodzimy do sedna mojej wściekłości - w poprzednim akapicie autorka pisała o sytuacji w VIII wieku, a teraz wspomina o krzyżowcach "w tym samym czasie". Na litość boską! Każda osoba posiadająca elementarne pojęcie o historii średniowiecza powinna wiedzieć, że I wyprawa krzyżowa odbyła się pod koniec XI wieku, a więc zaledwie trzy stulecia po wieku VIII. Krzyżowcy w VIII wieku i do tego nieumyci? Jakby to powiedziała moja teściowa, to chyba autorka się nie myła.

No dobrze, jeszcze jeden cytat, tym razem z dziedziny wiedzy o historii kalifatu: "Ogłaszając powstanie kalifatu, ISIS wypowiedziało wojnę i Al-Kaidzie, i wszystkim innym, bo kalifat może być tylko jeden. Teoria głosi, że wszyscy, którzy do niego nie należą, a uważają się za bogobojnych muzułmanów, muszą mu zadeklarować poddanie, inaczej znajdą się poza obszarem islamu i zostaną uznani za niewiernych". Pobieżna znajomość historii przekonuje nas jednak, że ta wspominana teoria przez wiele wieków tylko teorią pozostawała. Przez długi okres jednocześnie istniał Kalifat Bagdadzki, Kalifat Egipski i Kalifat Kordoby. Jakie procesy myślowe doprowadziły panią Sasnal do wniosku, że obecna sytuacja ma inny wydźwięk i może nieść inne skutki polityczne, przykładowo zjednoczenie muzułmanów?

O pozostałych złotych myślach zawartych w artykule już szkoda mi wspominać, chociaż jednak czuję, że muszę. Moją uwagę przyciągnęło jeszcze stwierdzenie, że "Kalifat przyciąga frustratów seksualnych", co poświadczone jest rzekomo przez Google Trends, według których słowo "seks" jest "najczęściej wyszukiwanym słowem w państwach muzułmańskich". Po pierwsze - proszę o wskazanie mi państwa, w którym nie jest to najpopularniejsze wyszukiwane słowo. Tylko pamiętajcie, że wyniki, jakie pokazują Wam się w Google są mocno przefiltrowane i ocenzurowane. Po drugie, wykonane zgrabnie przez autorkę zrównanie podanych przez Google statystyk dotyczących wyszukiwanych słów a wnioskiem o frustracji seksualnej jako motorowi działań ISIS jest niewiarygodnym uproszczeniem i poważnym błędem w logicznym rozumowaniu.

W artykule została także przedstawiona rozwijana przez niemiecką badaczkę Karin Kneissl teza o "męskiej frustracji jako motorze działań na Bliskim Wschodzie". Co prawda pojęcie "niezdrowej kumulacji hormonów" to chwytliwe hasło, jednakże chciałabym poprosić o jego umocowanie w badaniach medycznych. W przeciwnym razie każdy żyjący w dobrowolnym lub narzuconym przez okoliczności zewnętrzne celibacie mężczyzna to chodząca bomba zegarowa, Kuba Rozpruwacz i fanatyk religijny w jednym. Z komentarzy internetowych widzę też, że przedstawienie członków ISIS jako wyposzczonych mężczyzn cieszy się ogromną popularnością i poparciem - wreszcie skomplikowana arena rozgrywek międzynarodowych została wyjaśniona jednym, prostym czynnikiem.

Do pozostałych przedstawionych w artykule tez i informacji odnosić się nie zamierzam, jak już wspominałam moja wiedza o samym ISIS nie jest dogłębna. Jednakże po wyłapaniu wspomnianych powyżej kwiatków do całego tekstu podchodzę z ogromną nieufnością. Jeżeli autorka popełnia podstawowe błędy logiczne, podaje wiadomości nieprawdziwe i nie zna elementarnych faktów z historii średniowiecznej, to według mnie nie powinna się wypowiadać publicznie. Jej twórczość jest szkodliwa, ponieważ wprowadza szerokie rzesze czytelników w błąd.

Tutaj dochodzę do sedna sprawy czyli do tego, kim autorka artykułu jest. Patrycja Sasnal jest analityczką Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, czyli instytucji która zakres swojej działalności przedstawia następującymi słowami: "PISM jest czołowym środkowoeuropejskim think tankiem zajmującym się polityką zagraniczną, integracją europejską, bezpieczeństwem oraz międzynarodowymi stosunkami gospodarczymi. Sytuując się między światem polityki a niezależną analizą, PISM jest propagatorem idei wspierających polską dyplomację oraz rozwój stosunków międzynarodowych." Co więcej, na stronie internetowej PISM znalazłam zapewnienie, że "Działalności PISM przyświeca przekonanie, że proces podejmowania decyzji na arenie międzynarodowej powinien się opierać w jak największym stopniu na wiedzy płynącej z rzetelnych i wiarygodnych badań". W tym momencie zaczęłam się bać - jeżeli polska polityka zagraniczna jest kształtowana w oparciu o dostarczane przez PISM analizy, tworzone przez osoby pokroju pani Sasnal, to chyba się przeprowadzę do Pernambuco.

Na zakończenie mały kwiatek - omawiany tu przeze mnie artykuł z tygodnika Polityka (nr 36/2014) ma podobno tytuł Mit kalifatu, pod taką nazwą figuruje na okładce magazynu i w spisie treści. Tymczasem na stronie, gdzie ów Mit kalifatu powinien się znajdować, znalazłam tekst zatytułowany tajemniczo Logo kalifat. Chochliki drukarskie miały we wrześniu pełne ręce roboty, prawda?

Logo kalifat w Polityce