Kapadocka przygoda ekipy TwS (część 3) - Kayseri i wulkan Erciyes

Jak już pisałam w poprzednim odcinku relacji, czas świąteczny postanowiliśmy przeczekać w Kayseri. O tym, że Święto Ofiarowania miało się rozpocząć następnego dnia, a właściwie już po zachodzie słońca, nie sposób było zapomnieć. Podczas wjazdu do miasta co chwilę mijaliśmy ciężarówki przewożące smutno wyglądające krowy - chociaż może to, że były smutne to sobie dopowiedzieliśmy, mając świadomość, co te zwierzaki czeka nazajutrz.

Wieża zegarowa w Kayseri

Całkiem sprawnie podjechaliśmy pod stojący w samym centrum Kayseri hotel Bent, który miał być naszą bazą wypadową przez najbliższe trzy dni. Szybkość przejazdu zapewne wynikała z faktu, że ruch samochodowy był, jak na ogromną metropolię, którą jest licząca sobie około jednego miliona mieszkańców Kayseri, minimalny. Hotel Bent okazał się eleganckim, ale całkiem miłym i bezpretensjonalnym miejscem. Co prawda nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że proponuje nam się wnoszenie bagaży do pokoju, ale obsługa była przyjazna, szczególnie w stosunku do naszych dzieci. Ich kieszenie zostały natychmiast wypchane słodyczami, a rytuał ten powtarzał się przy każdym przejściu przez okolicę recepcji.

Hotel Bent w Kayseri

Po rozgoszczeniu się w pokoju wyruszyliśmy na poszukiwanie kolacji. Daleko nie zaszliśmy, tuż przy hotelu działa bardzo przyjemna lokanta Merkez Pide Salonu, specjalizująca się w pide i lahmacunie. Zasiedliśmy przy stoliku stojącym przy uliczce biegnącej na tyłach lokalu i zamówiliśmy trzy porcje wypieków oraz świeżo przygotowywany ayran do popicia. Objedliśmy się po uszy i nie mogliśmy nachwalić kunsztu piekarza. Całe szczęście, że mogliśmy tam zjeść, bo przez kolejne trzy dni lokanta była zamknięta z powodu święta. Zdjęcia podawanych tam potraw, umieszczone na Facebooku, wywołały zresztą małą burzę, zwłaszcza tamtejszego lahmacuna, który był kwadratowy. No bo jak to, przecież prawdziwy turecki lahmacun jest okrągły! Cóż za nieortodoksyjne podejście do tematu, dlaczego? Przyznaję, że z jednej strony byłam zaskoczona zdumieniem komentatorów, ale z drugiej - tylko utwierdziłam się w narastającym od pewnego czasu przekonaniu, że pomimo rozlicznych zalet kuchnia turecka jest zasadniczo monotonna i ogromnie tradycyjna. Nawet kształt placka powinien być wszędzie taki sam, o nadzieniu nawet nie wspomnę. Wieczorem do snu ukołysało nas bardzo długie nawoływanie muezzina, zaczynało się muzułmańskie Święto Ofiarowania.

Kwadratowy lahmacun

Z samego rana, po bardzo sycącym śniadaniu (była nawet zupa, a w Turcji bardzo ją na poranny posiłek lubię zjeść) wyruszyliśmy zapoznać się z Kayseri. Opinie, jakie na temat tego miasta miałam okazję przeczytać, nie zachęcały. Miało to być ponure, przygnębiające miasto, którego budynki zbudowano z ciemnych kamieni, potęgujących uczucia smutku i beznadziei. Co gorsza, lokalni sprzedawcy należeć mieli do najbardziej nachalnych w całej Turcji, bezustannie namawiając niewinnych turystów na zakup dywanów. Słyszałam też, że w Kayseri wyraźnie można odczuć, że jesteśmy w Azji, a nie w Europie, a osoba pogląd ten głosząca nie uważała go wcale za komplement.

Ulica w Kayseri

Tymczasem mogę śmiało napisać, że Kayseri pokochaliśmy miłością ogromną i natychmiastową, a od tej pory mocno się zastanawiamy, czy faktycznie to "Malatya jest najpiękniejsza", jak głosi naczelny slogan Turcji w Sandałach. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że mieliśmy w Kayseri mnóstwo szczęścia: pogoda była prześliczna, a atmosfera na ulicach świąteczna i wyluzowana. Miasto lśniło czystością, drzewa w parku przybierały piękne kolory jesieni, a nachalnych sprzedawców nie spotkaliśmy - w końcu oni też mieli okazję skorzystać z wolnych, świątecznych dni. Wniosek, jaki wyciągnęłam z tego zderzenia przeczytanych opinii z własnymi odczuciami, jest niezmiernie istotny dla podróżników - nie należy oceniać miasta po jednej wizycie, nawet trwającej kilka dni, a nie zaledwie parę godzin. Z jednej strony do Kayseri chętnie bym jeszcze wróciła, ale z drugiej - boję się rozczarowania, więc może lepiej zachować ją w pamięci i nie sprawdzać, co się tam dzieje w zwyczajny i deszczowy dzień roboczy.

Park Mimara Sinana

Ponieważ hotel Bent położony jest w centrum miasta, to tuż po opuszczeniu budynku wyjęliśmy aparaty fotograficzne i rozpoczęliśmy łowy. Kayseri słynie jako skupisko tradycyjnych seldżuckich grobowców znanych jako kümbet. Naszym pierwszym turystycznym łupem był właśnie jeden z nich - zbudowany w 1186 roku Hasbek Kümbeti - oraz wzniesiony na początku XIV wieku meczet Hasbek Kümbet Camii. Meczet ma zresztą nietypowy wygląd, zwłaszcza dla osób przyzwyczajonych do meczetów w stylu osmańskim, które po prawdzie prawie wszystkie wyglądają jak kopie i wariacje na temat gmachu Hagia Sophii. Tymczasem seldżucki meczet Hasbek Kümbet to prosty budyneczek, zbudowany z kamiennych bloków na planie prostokąta i kryty płaskim dachem - nie ma ani minaretu, ani kopuły, ot taki barak liczący sobie 700 lat.

Hasbek Kümbeti

Nieopodal znaleźliśmy kolejny meczet z tego okresu, Hasbek Kirişçi Mescidi, o zbliżonym wyglądzie, ale posiadający dodatkowo jeden minaret. Jednak minaret ten przypominał bardziej niewielką dzwonnicę kościelną. Szkoda tylko, że surowy wygląd kamiennego portalu przełamywały umieszczone przy nim symetrycznie klimatyzatory i przyczepione do nim butelki po wodzie mineralnej. Budynków zabytkowych jest w centrum Kayseri mnóstwo, stoją nieco zapomniane pomiędzy nowoczesnymi biurowcami i łatwo jest je przegapić.

Hasbek Kirişçi Mescidi

Gdy w taki sposób rozpoczynaliśmy wędrówkę po Kayseri na ulicach nie było prawie nikogo. Z rzadka przejeżdżały samochody, przemykali nieco zaspani przechodnie. Osobliwe wyludnienie miasta, w połączeniu ze słoneczną, chociaż chłodną pogodą, dawało nam idealne warunki do zwiedzania i fotografowania. Gdzie się podziali mieszkańcy miasta, czyżby leniuchowali w wolnym dniu? Nie, to nie tak, wielu z nich w ten pogodny poranek zgromadziło się w specjalnie przygotowanych miejscach uboju rytualnego czyli kesim yeri. Jeżeli czytaliście kiedyś powieści Henryka Sienkiewicza, to być może pamiętacie słowo kęsim: "Wnet też mimo krzyku jadących z tyłu murzów, mimo przeraźliwego świstu piszczałek i głosu bębna huczącego na kęsim – to jest na ścinanie głów niewiernych – poczęli konie zdzierać, hamować". W pierwszy dzień Święta Ofiarowania kęsim spotykał nie innowierców, a owce i krowy, którym właśnie podcinano gardła, kiedy my spokojnie wędrowaliśmy wśród zabytków Kayseri. Realiów związanych z tą krwawą tradycją nie udało nam się całkowicie zignorować, ale o tym później.

Chodnik miasta w Święto Ofiarowania

Tymczasem odkryliśmy położony na tyłach bulwaru Atatürka otoczony ogrodzeniem kwartał, na którym stały mocno zrujnowane zabudowania. Niestety nie były one opatrzone żadną tablicą informacyjną, a wstęp na ich teren był niemożliwy. Przewodniki i portale poświęcone Turcji milczą na ich temat, ale będę szukać dalej - czyżby były to ślady po antycznej Cezarei Kapadockiej jak w starożytności nazywano Kayseri?

Tajemnicze ruiny w centrum Kayseri

Doszliśmy do skrzyżowania z Bulwarem Parkowym i zamarliśmy w zachwycie. Wzdłuż tej alei kursuje nowoczesna kolejka miejska, Kayseray, oddana do użytku mieszkańcom miasta w 2009 roku. Co nas tak urzekło? Pięknie przystrzyżona trawa na torowisku, wyglądająca jak zadbany trawnik oraz tło - czyli posępne mury obronne, wzniesione w czasach bizantyjskich i wielokrotnie odnawiane. Wagoniki kolejki życzyły nam Wesołych Świąt! (İyi bayramlar!), a my radośnie podążyliśmy wzdłuż murów twierdzy, by chwilę później wejść w obręb jej murów i dotrzeć do Wielkiego Meczetu (Ulu Cami).

Nowoczesna kolejka Kayseray

Budowę tej świątyni zaczęto w połowie XII wieku, kiedy to w Kayseri rządziła turecka dynastia Daniszmendydów, a zakończono w 1204 roku, gdy miasto opanowali Seldżucy. Do meczetu nie zajrzeliśmy, tylko go od zewnątrz obeszliśmy i zapoznaliśmy się z miejscowymi gołębiami, tzn. z ich produktami ubocznymi. Parasol przydaje się czasem i przy ładnej pogodzie, ale go nie mieliśmy, niestety.

Wielki Meczet w Kayseri

Tuż przy Wielkim Meczecie znajduje się wejście na teren Wielkiego Bazaru, którego historia sięga 800 lat wstecz. Porównania z Krytym Bazarem w Stambule są jak najbardziej uzasadnione, chociaż ten w Kayseri jest starszy. To plątanina zadaszonych uliczek, wzdłuż których znajduje się mnóstwo sklepików. W przeciwieństwie do stambulskiego bazaru ten w Kayseri nie jest głównie atrakcją turystyczną, a po prostu miejscem robienia zakupów przez mieszkańców miasta. To tutaj wykazują się sprawdzonymi sztuczkami handlowymi słynni kupcy z Kayseri, o których sprycie i chciwości krąży wiele anegdot. Tymczasem my mieliśmy ten bazar dla siebie, na wyłączność - z powodu święta ("wiecie, rozumiecie, przecież jest bayram") wszystkie sklepy na samym bazarze były nieczynne. Uczucie to było niesamowite, oglądanie całkowicie opustoszałego miasteczka, zaglądanie w alejki i możliwość pobiegania po pustych ulicach - bezcenne i zapewne możliwe jedynie w kilka dni w roku, a może nawet tylko w ten jeden dzień.

Wielki, chociaż pusty, Bazar

Co ciekawe, cały czas mieliśmy jednak towarzysza, a był nim wszechobecny zapach pastırmy czyli suszonej wołowiny, z wyrobu której słynie Kayseri. Tuż przy bazarze znaleźliśmy nawet jeden czynny sklep, z pastırmą oczywiście.

Sklep z pastırmą

Dalsza wędrówka po Kayseri prowadziła wzdłuż murów obronnych i bulwaru Seyyida Burhanettina do bramy Sivas. Stoi przy niej kolejny zabytkowy meczet - Cıncıklı Cami - zbudowany w 1664 roku, czyli jak na skalę miasta całkowicie nowy. Tuż obok mogliśmy się przekonać, że zwiedzanie w dzień świąteczny ma też minusy, drzwi prowadzące do Muzeum Etnograficznego były starannie zamknięte. Identycznie wyglądała sprawa w pobliskim Domu Atatürka (Atatürk Evi).

Brama Sivas i meczet Cıncıklı

Natomiast o tej porze dnia czyli późnym porankiem, zaczęli pojawiać się na ulicach ludzie: policjant dzwonił do kogoś z życzeniami, młodzież przechodziła powolnie, przemknęła nawet wycieczka zagraniczna. Ekipa TwS zmierzała w kierunku niezwykle ciekawego budynku, który już z daleka wyglądał niezwykle obiecująco. Tym razem nie był to kolejny meczet, a kościół pod wezwaniem Grzegorza Oświeciciela - założyciela i patrona Kościoła ormiańskiego. Budynek ten znany jest obecnie jako Surp Krikor Lusuvoriç Kilise. Kościół został zbudowany w VII wieku, w okresie bizantyjskim, a ostatnio odrestaurowano go w 2009 roku. Podobno jest to największy ciągle działający kościół chrześcijański na terenie Turcji, chociaż odbywają się w nim zaledwie dwa nabożeństwa rocznie. Biorą w nich udział ciągle mieszkający w Turcji Ormianie, którzy przyjeżdżają specjalnie w tym celu do Kayseri, głównie ze Stambułu. Smutkiem napawa myśl o tym, że na przełomie XIX i XX wieku w Kayseri mieszkało ponoć aż 70 tysięcy Ormian, a obecnie jest ich zaledwie pięćdziesięciu.

Kościół Grzegorza Oświeciciela

W pobliżu kościoła natrafiliśmy na kolejny ślad świadczący o bogatej historii centralnej Anatolii - była to umieszczona na środku ronda olbrzymia kopia glinianej tabliczki. Tysiące takich tabliczek, zapisanych pismem klinowym i pochodzących z czasów asyryjskich kolonii handlowych w Azji Mniejszej (czyli początków II tysiąclecia p.n.e.), odkryto na terenie pobliskiego stanowiska archeologicznego Kültepe-Kanesz. Zresztą jego bliskość była jednym z głównych powodów, dla których od dawna marzyłam o wizycie w Kayseri i już niedługo miałam zrealizować zamysł odwiedzenia Kanesz.

Pomnik tabliczki z pismem klinowym

Jednak najpierw trzeba było dokładniej poznać samo Kayseri - grunt to systematyczność! Skierowaliśmy się na północny-wschód i już po chwili oglądaliśmy kolejny meczet i mauzoleum, znane jako Lala Muslihiddin Camisi Ve Kümbeti. To kolejna seldżucka budowla w mieście, wzniesiona w XIII wieku. Największą atrakcją dla dzieci okazały się rosnące w pobliżu kasztanowce, które właśnie brązowiły się dojrzewającymi kasztanami - przypominam, że był to początek października, a w Polsce sezon na kasztany zakończył się miesiąc wcześniej. Radość płynącą ze zbierania tych brązowych kuleczek, skrywających się w kolczastych łupinach, zawsze przypomina mi czasy dzieciństwa. Okazało się zresztą, że Turcy tej pasji nie podzielają. Gdy po południu spędzaliśmy czas w parku Mimara Sinana, położonym tuż przy naszym hotelu, zbierając garściami kasztany, okazało się, że jesteśmy bacznie obserwowani przez lokalną rodzinę. Głowa tej rodziny zebrała się w końcu na śmiałość i zapytała nas, po co to robimy i czy będziemy te kasztany jeść.

Lala Muslihiddin Camisi Ve Kümbeti

W pobliżu tego kompleksu meczetowego nastąpiło nasze pierwsze bliskie spotkanie z obchodami Święta Ofiarowania. Tuż obok przeszło dwóch chłopców popychających wózek z zakrwawionymi szczątkami zwierzęcymi. Bardzo chętnie nam pozowali do zdjęć i widać było, że są wielce zadowoleni. Mnie jakoś do śmiechu nie było, za to w głowie kołatała się myśl, że może warto byłoby odwiedzić kesim yeri i uchwycić odgrywające się tam wydarzenia na zdjęciach. Ostatecznie doszłam do wniosku, że jednak nie, nie mam ochoty na jatki. Tak, wiem, że składanie zwierząt w ofierze jest ważnym elementem tradycji muzułmańskiej. Uprzedzając ewentualne uwagi i zarzuty oświadczam też, że jestem świadoma masowego zabijania karpi przed świętami Bożego Narodzenia. W końcu, zdaję sobie sprawę z tego, skąd bierze się mięso lądujące na moim talerzu. Pomimo wszystko widok zabijanych zwierząt nie jest dla mnie miłym doświadczeniem, a odświętna atmosfera i strojnie ubrane dzieci biegające wśród zarzynanych owieczek i krów budzą we mnie mocno mieszane uczucia. Nie protestuję, nie potępiam, nie oceniam - w końcu kierunkowe wykształcenie wdrukowało mi pewien dystans badawczy i niechęć do wartościowania. Jednak dobrowolnie w obchodach Święta Ofiarowania uczestniczyć nie chciałam i już. Wystarczył mi widok skropionych krwią chodników w centrum Kayseri i całych rodzin siedzących w przydomowych ogródkach i porcjujących mięso.

Święto Ofiarowania trwa

Wróciliśmy do centrum Kayseri, po drodze oglądając kolejne meczety i grobowce, w tym Emir Sultan Camii ve Türbesi i Şeyh Tennuri Türbesi. Od wielości tych budynków i ich skomplikowanych nazw zaczynało mi się już kręcić w głowie. Ile jeszcze zabytkowych skarbów skrywa w sobie Kayseri? - zastanawiałam się, pamiętając o nad wyraz skromnych opisach miasta w przewodnikach turystycznych. Droga zaprowadziła nas pod imponujący bastion znany jako Yoğun Burç czyli dosłownie Gęsty Krzew. Ta imponujących rozmiarów wieża wzniesiona została w czasach panowania seldżuckiego sułtana znanego jako İzzetin Keykavus I, panującego w latach 1211-1220. Wyznacza ona miejsce, w którym stykają się mury obronne datowane na okres rzymski i późniejsze fortyfikacje bizantyjskie.

Bastion Yoğun Burç

Tuż obok, w miejscu gdzie krzyżuje się bulwar Seyyida Burhanettina i ulica Yoğunburç stoi jeden z ładniejszych seldżuckich grobowców w Kayseri, nazywany Alaca Kümbeti. Dokładniejsze fotografowanie tego obiektu zostawiliśmy sobie na później, mając na uwadze lokalizację słońca na nieboskłonie.

Alaca Kümbeti

Tymczasem przeszliśmy wzdłuż bulwaru Burhanettina do bodajże najsłynniejszego kompleksu meczetowego w Kayseri czyli Mahperi Hunat Hatun Camii. Meczet został wzniesiony na rozkaz Hunat Hatun - żony sułtana Alaeddina Kejkubada, znanego turystom przede wszystkim jako osoba, która rozbudowała Alanyę i uczyniła z niej zimową stolicę seldżucką. Hunat Hatun była córką ormiańskiego władcy Alanyi o imieniu Kir Fard. Gdy Alaeddin Kejkubad zdobył miasto, Kir Fard otrzymał na pocieszenie w lenno miasto Akşehir, a swoją córkę oddał sułtanowi za żonę.

Meczet Mahperi Hunat Hatun

Parę kroków dalej, w miejscu gdzie łączą się dwa ważne bulwary miasta - Burhanettina i Sivas, znajduje się ważny dla turystów plac, na którym działa Biuro Informacji Turystycznej. Obok niego stoi, naturalnie, kolejny zabytkowy grobowiec - Zeynel Abidin Türbesi. Biuro było oczywiście nieczynne. Tak, pamiętaliśmy cały czas, że to przecież bayram i nie mieliśmy złudzeń, zresztą miło się później daliśmy zaskoczyć. Miasto było już ożywione, chociaż ciągle niewiele było na ulicach samochodów. Natomiast tłumnie wyległy na spacer tureckie rodziny, wyraźnie korzystając z wolnego dnia i napawając przepiękną pogodą. Nasza ekipa przysiadła na chwilę w bufecie, racząc się herbatą i łapiąc oddech po pierwszych wrażeniach z Kayseri.

Zeynel Abidin Türbesi

Przed powrotem do bazy czyli do hotelu trafiliśmy jeszcze w okolice ronda, do którego zbiegają się trzy ważne aleje miasta - ulica Dworcowa, Aleja Seyyida Burhanettina i Bulwar Parkowy. To zdecydowanie najbardziej pokazowy fragment miasta i jego serce. Stoi tu nowy, bo zbudowany w 1977 roku meczet Bürüngüz, tuż obok jest jedno z wielu wejść na teren Wielkiego Bazaru. Skwer przed meczetem ozdabia fontanna, a nad całością czuwa złoty, konny pomnik Atatürka, stojący przy wieży zegarowej. Po przeciwnej stronie ronda wznosi się gmach medresy Sahabiye z 1267 roku, a po sąsiedzku stoi nowoczesny hotel należący do sieci Hilton.

Wieża Zegarowa i pomnik Atatürka

Przyznaję, że mieliśmy już dość wrażeń, ale okazało się, że musimy jeszcze zajrzeć do pobliskiego meczetu Kurşunlu. Ten wzniesiony w XVI wieku budynek przypisywany jest znanemu osmańskiemu architektowi Mimarowi Sinanowi. Takiej perełki przegapić nie wolno, więc zajrzeliśmy, sfotografowaliśmy, ale po prawdzie nie zachwyciliśmy się należycie. Czasami przeżycia kulturalne trzeba sobie bardziej powoli dawkować, a Kayseri wzięło nas z zaskoczenia. Zaczęliśmy się martwić, czy w zaplanowanym na pobyt w tym mieście czasie zdążymy je należycie poznać.

Meczet Kurşunlu

Do hotelu wróciliśmy przez park Sinana, przy którym stoi kolejna zabytkowa medresa - Çifte Medrese (znana także jako Şifaiye Gıyâsiye Medresesi). W tym wzniesionym w XII wieku gmachu mieści się Muzeum Historii Medycyny. Oczywiście, z racji tego, że było święto, medresę obejrzeliśmy sobie jedynie z zewnątrz. Pocieszać się mogliśmy tym, że jedno Muzeum Zdrowia już w Turcji widzieliśmy, a było to w dobrze nam znanym Edirne.

Çifte Medrese

Przy parku położony jest również wybetonowany plac, na którym stoi niewielka, schodkowa struktura, ozdobiona wieżyczką przypominającą minarety seldżuckich meczetów w mieście. Podejrzewam, że jest to tzw. namazga czyli miejsce na świeżym powietrzu przeznaczone do odprawiania modłów. Najsłynniejsza namazga w Turcji znajduje się w mieście Gelibolu, a do niedawna byłam przekonana, że to jedyna tego typu struktura w tym kraju. Po odkryciu kolejnej w Kilitbahir i tej w Kayseri już tak naturalnie nie uważam. Przy okazji - kolejny wniosek dla podróżników: jeżeli mówią Wam, że coś jest jedyne w swoim rodzaju i niepowtarzalne, to zachowajcie szczególną ostrożność (czyli znany przypadek "unikalnego" Pamukkale).

Namazga w Kayseri

Jeżeli jesteście już zmęczeni samym czytaniem tej relacji, to pamiętajcie, że dla nas było to dopiero południe czyli właściwie początek dnia. W trakcie kapadockiej części wyprawy 2014 nabraliśmy zwyczaju południowego odpoczynku, żeby ze świeżo naładowanymi bateriami stawiać czoła dalszej części zwiedzania. Długo w hotelu nie zabawiliśmy, ale kolejny punkt programu wymagał ruszenia się nieco dalej, za miasto, więc z ulgą daliśmy odpocząć nogom i wsiedliśmy do Myszkowozu. Naszym celem był wznoszący się nad miastem i doskonale widoczny masyw wulkanu Erciyes.

Masyw wulkanu Erciyes

Wysoki na 3916 metrów Erciyes to najwyższy szczyt Centralnej Anatolii. Zawdzięczamy mu, we współpracy z dwoma innymi wulkanami - Hasanem i Melendiz, powstanie niezwykłego krajobrazu Kapadocji. Na sam szczyt Erciyesa wjechać się nam nie udało, ale podjechaliśmy 26 km na południe od Kayseri i wdrapaliśmy wysokość na 2215 metrów. Tam, na zboczu wygasłego wulkanu, znajduje się ośrodek sportów zimowych, o czym świadczyła obecność kilku hoteli i wyciągów narciarskich.

Masyw wulkanu Erciyes

Nieco zaskoczyła nas w tej okolicy obecność nomadów. Rozłożyli oni swoje obozowisko nad niewielkim jeziorkiem, ot kilka sporych namiotów krytych płachtami wielokolorowego brezentu. Pomimo tego, że była dopiero wczesna jesień, na tej wysokości panował chłód i wiał porywisty wiatr. Czemu akurat taką lokalizację wybrali koczownicy? Być może wypasali gdzieś niedaleko swoje stada, ale pasterzy i ich trzód nie wypatrzyliśmy. Dostrzegliśmy natomiast krążące nad górą orły, które niestety sprytnie unikały uchwycenia w obiektywie aparatu. Uchwyciliśmy natomiast pokaźną bryłę nowego meczetu świadczącego o tym, że zadbano nie tylko o potrzeby materialne, ale również duchowe narciarzy.

Meczet na wulkanie Erciyes

Wczesnym popołudniem byliśmy już z powrotem na dole, w Kayseri, gdzie zagnał nas głód. Okazało się, że znalezienie czynnej restauracji nie stanowiło problemu - spora kolejka klientów wskazała nam niewielką lokantę, działającą tuż obok biura informacji turystycznej. Wybór dań był w niej niewielki, ale wszystko było bardzo smaczne (albo to nasze apetyty, zaostrzone górskim powietrzem, sprawiły, że nie wybrzydzaliśmy). Niespodzianką okazał się wspaniały iskender kebab, szybko przygotowany i niespodziewanie tani - zazwyczaj danie to bywa droższą pozycją w menu, ale w Kayseri było inaczej. W ogóle ceny w lokalnych restauracjach były bardzo umiarkowane - widać nie dotarł jeszcze do miasta turystyczny boom i szybko za nim podążające podwyżki cen żywności.

Przykładowy cennik restauracji w Kayseri

Popołudniowe słońce oświetlało miasto w przepiękny sposób, więc zamiast relaksu w parku wzięliśmy aparaty i ruszyliśmy w dalszą wędrówkę. Zajrzeliśmy ponownie w odwiedzone już zakątki, a następnie wybraliśmy się do najsłynniejszego grobowca seldżuckiego w mieście. Jest nim położony w południowo-wschodniej części Kayseri tzw. Döner Kümbet. Jego nazwa wynika z wyglądu sugerującego możliwość obrotu budowli wokół jej osi, podobnie jak obraca się na pionowym ruszcie mięso wykorzystywane do przygotowania kebaba typu döner.

Meczet Hunat Hatun w popołudniowym słońcu

Do grobowca doszliśmy spacerem, idąc wzdłuż bulwaru Burhanettina. Po drodze naszą uwagę zwrócił rozległy teren cmentarza, na którym stoi grobowiec Seyyida Burhanettina. Ów zmarły w Kayseri duchowny był przez dekadę nauczycielem i mistrzem słynnego Mewlany, twórcy zakonu wirujących derwiszy. Cmentarz, po którego alejkach spacerowaliśmy dość długo, okazał się miejscem świadczącym o bogatej historii Kayseri, a wiele nagrobków należało do osób nie będących muzułmanami. W ten sposób poznaliśmy kolejną pamiątkę wielokulturowych dziejów miasta.

Cmentarz imienia Seyyida Burhanettina

Döner Kümbet faktycznie okazał się warty spaceru - ten budynek na planie dwunastokąta ozdobiony jest wieloma ciekawymi dekoracjami, wśród których można wypatrzeć drzewo życia, parę uskrzydlonych leopardów, gryfa i dwugłowego orła. W grobowcu spoczywa podobno zmarła pod koniec XIII wieku seldżucka księżniczka.

Döner Kümbet

Do centrum miasta wracaliśmy drugą stroną bulwaru Burhanettina, a tam, naturalnie, czekały na nas kolejne zabytkowe grobowce i meczety, na przykład zbudowany w XII wieku Emir Han Kümbeti i sąsiadujący z nim XIII-wieczny meczet Han Cami. Najwyraźniej w Kayseri budynki liczące sobie 700 lat spotyka się na każdym kroku.

Emir Han Kümbeti

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a my mieliśmy już na ten dzień zapewnioną wystarczającą dawkę wrażeń. Końcówkę popołudnia spędziliśmy w parku Sinana, podobnie jak wiele tureckich rodzin. Atmosfera była odświętna, ale wyluzowana - niektórzy leżeli na trawnikach, inni spacerowali i jeździli na rowerach. Czas umilała wszystkim ogromna fontanna, której dysze wyrzucały w powietrze wodę w rytm puszczanych przez głośniki przebojów muzycznych. Czekał nas jeszcze jeden dzień w Kayseri, a plany mieliśmy poważne - ale o tym napiszę już w kolejnym odcinku.

Park Mimara Sinana

Powiązane artykuły: 

Odpowiedzi

Kayseri...

pospacerowałem sobie z Wami wirtualnie...

i dostałem prawie, że zawrotu głowy...

ale tradycyjnie zapytam się - ile tych spotkań w wielu wymiarach bylo dużo wcześniej zaprojektowanych a ile z nich przypadkowo spotkanych a później ( w domku ) rozpracowanych...

że też dzieciaki nie burczały "nóżki bolą" :-)

Planowanie a spontaniczność

W zarysie wiedzieliśmy o większości opisanych tu budowli, ale zaskoczył nas cmentarz Burhaneddina po drodze do Obrotowego Grobowca. Nie zdawaliśmy sobie również sprawy z ilości tych seldżuckich grobowców, tj. przeczytana literatura wskazywała na to, że jest ich sporo, ale że aż tyle... Dzieciaki nie burczą, są na to zbyt zaprawione, to dorosła część ekipy po całym takim dniu ma dosyć ;)