Wysłane przez Kusadasi w
Wczoraj, zupełnie przypadkiem, uprawiając mój ulubiony trekking w górach Taurus, trafiłam do maleńkiej wioski, gdzie akurat odbywał się tradycyjny turecki ślub.
Cała wioska szła główną ulicą, korowód otwierał i zamykał samochód. Następnie szli mężczyźni, w każdym wieku. Potem na mule - ośle czy innym wielbłądzie - jak tradycja nakazuje jechała panna młoda w całości zakryta - od stóp do głów.
Potem szły kobiety... a na końcu - jechał samochód z prezentami. Oto migawki reporterskie dla Czytelników Turcji w Sandałach.
A teraz koniec korowodu:
...i słynne "hennowe" ręce...
...i kobiety w biegu
...i jeszcze raz prezenty...
Odpowiedzi
Ślub po turecku..
Wysłane przez Iza w
Ślub po turecku..(2)...
Wysłane przez jacky6 w
a ja tradycyjnie - lekko - zgryźliwie - czyli "kupowanie kota w worku" ?
a na serio - na zewnątrz tradycja - miła dla oka - także reportera...
a naprawdę ?
Na czwartym zdjęciu widać
Wysłane przez Anonim (niezweryfikowany) w
A ja kiedyś trafiłem na
Wysłane przez pavvka w
mam kilka fotek...
Wysłane przez jacky6 w
z tureckiego wesela w Kizkalesi...
ale zanim tam dojadę w swoim reportażu to już pewnie chrzciny w TR zostaną zaliczone ...
bo nie obrzezanie jeszcze ...
My natomiast trafiliśmy
Wysłane przez Pauli75 w
My natomiast trafiliśmy swego czasu na tureckie wesele w Kapadocji. Noc w górach zastała nas w sytuacji nieco podbramkowej - okazało się, że na jedynym czynnym kempingu w okolicy odbywa się właśnie wesele córki właściciela. Mimo niesprzyjających warunków, gospodarz wyraził zgodę, żebyśmy rozbiil się na jego terenie, następnie spowodował straszliwy chaos na własnej imprezie, prosząc gości, żeby poprzestawiali samochody, umożliwiając nam wjazd - nie zapomnę widoku kilkudziesięciu Turków z kluczykami w czynnych dłoniach, którzy wylegli tłumnie przed budynek, w którym odbywało się wesele. Już po chwili - choć zszargani nieco po całym dniu podróży i w odzieży cokolwiek niestosownej - zostaliśmy też zaproszeni do stolika w kącie sali na symboliczny poczęstunek. Zdaje się, że reszta gości uznała to za dodatkową atrakcję dnia. Pamiętam, że miałam na sobie jadowicie różowe spodnie - rybaczki i jakąś kolorową letnią koszulkę z krótkim rękawem. Miałam, co prawda - jak zazwyczaj w Turcj - chustkę na głowie, ale całość prezentowała się raczej niezbyt uroczyście :)
Wesele było huczne, panie w większości odziane tradycyjnie, trzymały się i bawiły tudzież tańczyły oddzielnie od panów - których większość zdawała się spędzać czas głównie przed budynkiem na pogawędkach przy papierosku. Mimo późnej pory widzieliśmy mnóstwo - także małych - dzieci. Do ich pilnowania wyznaczono jedną wyraźnie tym zadaniem umęczoną nastolatkę, która, przebrana za coś w rodzaju klauna, usiłowała niemrawo organizować gry i zabawy dziecięce. Już leżąc w namiocie debatowaliśmy, czy interweniować, kiedy najbardziej rozrywkowa grupka dzieciaków odłączyła się od reszty i urządziła sobie konkurs celności, rzucając szyszkami i kamieniami w opony naszego samochodu. W końcu chyba ktoś ich zgarnął, a nas ukołysała do snu turecka muzyka.... Ogólnie wspominam tę małą przygodę bardzo miło. :)