Turcja 2011 - skromna relacja -wojaż autkiem by jacky & maryla...

witam,

otwierając wątek zaprosiłem do pomocy w dopracowaniu niektórych naszych detali wojażu...

acha...  zapomniałbymprzedstawiamy się ...

 

naszą mocną inspiracją była wyprawa AD 2009 do Kapadocji...

bylismy pełni niedosytu Turcji...

i na rok 2011 zaplanowaliśmy - troszkę powędrować na trasie po Bałkanie i samej Turcji...

a potem pobyczyć się na plaży w Kizkalesi...

pytanie dlaczego tak i tam ?

no cóż - starzejemy się i lubimy wygrzewać stare kości w ciepełku...

i to zapewnia nam właśnie Kizkalesi...

a tradycyjnie jak co roku pojechaliśmy nową trasą, niestety - mało jest o niej w przewodnikach - stąd  starałem się pozyskać pomoc z sieci, liczyłem na bywalcow TwS...

w kolejnych wpisach podajemy więcej detali...

teraz tylko zarys planu...  a potem w detalach jego realizacja... 

1. termin startu na 3 tygodniowy wypad zaplanowałem na 27 sierpnia...

2. trasa tradycyjnego włóczenia się - przy sprzyjającej pogodzie - via SK, HU, RO i BG - wjazd do TR przez Małko Trnovo / Derekoy...

a potem: Istambuł ( bez zatrzymywania się ), Izmit, Golcuk, tutaj dwie opcje ( albo Yalova albo Iznik - tam z 2 noclegi ), Bilecik, Bozuyuk, stamtąd dwie opcje ( detale później ), Cay, Konya, Mut, Silifke, Kizkalesi...

chciałem trasę przejazdu wykorzystać do sensownego zwiedzania, niestety wszelakie przewodniki są więcej niż skromne...

w sieci tureckiej też niewiele udało mi się zdobyć...

ahoy...  ( eee - jak to jest po turecku ? )...  teraz już wiem - jednym z odpowiedników jest merhaba... 

Fora: 

Şeker Bayramı ...

super dzienks za sprostowanie - uzupełnienie...

choć bardziej zapamiętam, że to jest święto slodyczy - jeśli dobrze pamiętam, to Iza napomykała cuś o obdarowywaniu się "bombonami"... :-))

być może Pavvka - trafił Ci się pobyt w Istambule podczas owego święta - gdy mieszkańcy owego ogromnego grodu ewakuowali się na prowicję dla zaspokojenia potrzeby świętowania, więc doznałeś wrażenia luzu...

ja też przejeżdżając przez bramki na moście w Istambule - też byłem mocno zdziwiony luzem, bez żadnych korków, jakby Istambulczan wywiało...

pomijając fakt, że przejazd odbywał się za friko - o czym zresztą pisalem...   

przerwa ...

usprawiedliwienie - kolejny dzionek świętowania skuli narodzin wnusi Ewy zwiększającej liczbę tychże wnusiąt do sztuk trzech...

relacji skromnej będzie ciąg dalszy...

lekko rzecz biorąc jeszcze z miesiąc...

uprasza się o cierpliwość, gratulacje przyjmowane z przyjemnością, jutro imprezka pt. pempkowe ...  

to też usprawiedliwienie...

Gratulacje

z okazji powiększenia rodziny! Pewnie rośnie młode pokolenie podróżników!

Podziękowania :-))

Faktem jest, że zaraziłem podróżowaniem sporą część rodzinki...

Ewunia jest córeczką Adasia - naszego młodszego syna, to on właśnie zaliczył z nami po raz pierwszy TR...

 

Efez 1998 - jacy to byliśmy młodzi ....

a z nami jeszcze młodsi - Adaś i jego kolega... 

ale i parka starszego też nauczona wojażowaniem już od najmłoszych lat zapoznaje się z urokami Bałkanu i Półwyspu Iberyjskiego...

tyle, że nie każdy ma chęć i talent przekazywania dalej swoich spostrzeżeń w formie relacji sieciowych... 

PS - mam szczerą chęć lada moment wznowić swoją relację...

Akkum - dojazd i pobyt...

1 września ( czwartek ) opuszczamy Gazligol...

jeszcze na przedmieściach dolewamy oleju do fula, ON - cena 3,87 lira za literek...

na obwodnicy bierzemy kierunek na Konya - jest 10:20...

11:00 Cay - tam w ubieglym roku jedliśmy obiadek, w tym roku to był też kandydat na nocleg...

11:45 - Aksehir

12:15 Ilgin - też kurort - w ubiegłym roku tam spaliśmy jedną nockę...

13:15 Konya - stamtąd też jest ponoć dobra droga do Antalyi, wybieramy kierunek na Karaman...

15:00 Karaman - dokończyli budowę ślimaków obwodnicy...

16:10 Mut - temperatura rośnie...

17:25 Karagicak - tamże stacja barowa - znana nam od roku, w tym roku też konsumujemy smaczne lokalne żarełko ale tutaj rzuca mi się w oczy nadwzwyczajna gęstość podróżnych i posilających się...

za obiad ( 2 syte zupki, sałatka, ryż, 3 kofte, frytki ) płacimy 16 TL

17:5 Silifke - ponownie rezygnuję ( przekładamy na za rok ) zwiedzanie tamtejszej twierdzy, widzocznej znakomicie z drogi...

18:15 docieramy do Kizkalesi...

jeszcze wcześniej od przedmieść Silifke - gdy droga wiedzie wzdłuż wybrzeża ( plaż ) obserwujemy tłumy plazowiczów...

tuż przed Kizkalesi - jakby jego przedmieście - leży Akkum, mikroskopijny "kurorcik", tamże też tłumy...

wbijamy się do Kizkalesi, prawie nie da się jechać, podjeżdzamy pod motel w którym mieszkalismy rok temu, gospodarze serdecznie nas witają ale na pytanie o wolny pokój rozkładają ręce - za dwa dni - powiadają...

ściemnia się - więc postanawiam wrócić do Akkum...

tam po długich ceregielach znajdujemy lokum - później okazało się, że na 3 nocki...

 

Akkum - suplement fotograficzny...

Lewy brzeg zatoki widziany z górki, z tarasu naszego pensjonatu...

plaża w Akkum - widziana zza pleców plazowiczów - rzucik na lewe skrzydło...

z tyłu - za tym brzegiem w odległości ca 800 m jest Kizkalesi...

Akkum cały czas traktowaliśmy tymczasowo mimo iż z zarządzajacym pensjonatem umówiliśmy się na dłuższy pobyt...

ale cenę na nas wymógł wręcz astronomiczną, wykorzystał okolicznośc skoku cenowego wynikającego z cukierkowego święta...

nie można było powiedzieć, żeby plaża była brzydka...

wręcz przeciwnie...

jej zaplecze stanowiło formę placu kempingowego pod chmurką...

tamże widzieliśmy rodziny biwakujące pod chmurką...

hehehehehe....  chmurką....

natomiast dojście z pensjonatu dość fatalnie, albo podrujnowanym tunelem pod jezdnią albo przez bardzo ruchliwą jezdnię... 

Akkum - zakwaterowanie...

jeszcze jeden rzucik na plażę, gdzie widać biwakujących...

na tarasie ( na dachu ) zadaszonym - fajnie siedziało się wieczorami, był fajny przewiew, ustawiony tv - pozwolil oglądać trochę sportu, akurat był mecz futbolowy TR reprezentacji...   wygrany ...   choć początkowo sensacyjnie przegrywali z Kazachstanem...

widać też łóżka na których nocował zarządca z żonką...

rankiem jak zaszedłem - smacznie podchrapywali...

widać też baniaki na wodę grzaną słońcem...

owe baniaki stały się znakomitym pretekstem do zerwania umowy i wyprowadzenia się...

była jakaś awaria i ciepłej wody starczało tylko na 3 - 4 godziny przed południem...

 

zaczęło nas zdecydowanie ciagnąć do Kizkalesi...

na często wspominanym lewm brzegu widać jeden z małych pensjonatów - Mezut - zamieszkaliśmy w nim 2 lata temu jedną nockę, wtedy nad zatoką było bardzo cicho, aż za cicho...

wyjechaliśmy rankiem nie wiedząc, że za plecami mamy Kizkalesi...

 

pokoik mocno skromny - ale dobry tylko na owe 3 noce...

symboliczny aneksik kuchenny...

ale w już przed południem, jak słońce zaczynało przywalać na naszą mikrowerandę trzeba było wciągać do środka stół i gospodarzyć kuchennie...

  

jeszcze jeden rzucik na blat kuchenny...

jogurt i ajran - pochłanialiśmy tego mnóstwo - wyroby mleczne - rzecz jasna ser feta plus zielska spowodowały, że mięsko zostało wyeliminowane na długo z naszego wypoczynkowego menu...

choć bynajmniej nie dom końca...

 

Kizkalesi - byczkowanie się AD 2011...

miało być - zerwane połączenie z serwerem TwS i cały post ( tekst + 4 fotografie ) poszły w kosmos...

jestem zbyt zmęczony całym dniem pracy by ponownie wklepywać swoją treść...  

jacky

Wklejaj sobie tresc do notatnika, w razie awarii...

Kizkalesi - byczkowanie się AD 2011...po raz drugi...

i pobyt i relacja....

tradycyjny wieczorny spacer...

w centrum jest kilka wieżowców - apartamentowców, poza sezonem świecą czarnymi oczodołami okien... 

 

a na plaży oglądanie Zamku Panny prawie do znudzenia...

przyglądanie się plazowiczom przez pryzmat codziennych zwyczajów...

o tutaj maryla sporo poobserwowała i kilka fotek jeszcze wykonała... 

 

 

maryla lekko zaskoczona próbą uwiecznienia na kliszy zasłania się ...

natomiast widać, koniec sezonu - plaża pustoszeje...

Życzenia

Tobie też Jacku, życzymy Wesołych Świąt w świeżo powiększonym gronie rodzinnym! Administracja :)

życzenia świąteczne...

mialem obawy czy aby nie urażę czyichś uczuć otwierając odrębny wątek w tej materii...

pozostałem z swoimi życzeniami na autorskim wątku nadal traktowanym jako pseudo - blogu...

więc niech i tak zostanie...

aczkolwiek święta w TR - tutaj jestem nowicjuszem ( wzbogaconym o tegoroczne "doświadczenia ) - wartałoby się zastanowić - jak TO uwidocznić...

jestem pewien, że o Ramazanie jest sporo ale...

czy podjąć się tworzenia nowej tradycji ?

na ile - na tutejszym forum - bywają userzy będący i czujący się muzułmaninami w pełnym tego słowa znaczeniu ?

nu wot - jak powiadają ruskie - jest kolejny temat do rozwinięcia...    

życzenia Noworoczne...

powoli zmierzamy do ukończenia i roku kalendarzowego...

i swojej relacji...

a póki co - życzymy solidnego, tradycyjnego Dosiego Roku...  

kilka obrazków rodzajowych z plaży...

uchwycone jakby od niechcenia przez marylę...

której rzuciły się w oczy ciekawe stroje kąpielowe...

owe "tradycyjne" stroje byly dekoracją dla większej rodziny z Syrii mieszkającej w sąsiednim hotelu...

a rozpoznaliśmy je później przez rejestrację ich autka na parkingu... 

kilka obrazków rodzajowych z plaży... cd...

obnośny handelek obwarzankami...

jeśli dobrze zapamiętała - to nazwywały się simit..

tudzież wędujący bar z ciepłymi napojami wte ...

i wewte...

a naszymi przysmakami na plaży były owoce - mniam - mniam a także marchewki... 

życie balkonowe i widziane z balkonu...

takie bardzo prozaiczne...

a które miło się wspomina...

zaczynamy od naszej przedpołudniowej kawy konsumowanej na tzw. tylnym balkonie, jako, że nasz apartamencik miał ich 2, to jest wschodni,

na którym już od godziny jedenastej panował cień...

kawę naparzaną w tradycyjnym bałkańskim tygielku dopełniało: pieczywo chrupkie ( PL ) jako dietetyczne z miodkiem ( BG ), naparstkiem ouzo ( mastika BG ), sok pomarańczowy ( TR ), winko ( BG ), mineralka ( PL ), piwko ( BG )...

a potem...

lukamy na parter, tam dwie panie - odpowiadające za sprzątanie lokali ( de fakto co 2 - 3 dni wymiana pościeli i ręczników ) przygotowaly posiłek dla siebie, przyjaciółki i dwójki dzieci które wkrótce nadeszły...

przybliżenie zoomikiem i rozpoznajemy tylko jogurt, pieczywo i wodę mineralną oraz arbuza...

domyślamy się, że owe zupy i dania podpiekane musiały być bardzo smaczne ale jak się nazywają - to tutaj zapraszam speców do rozszyfrowania...

nieraz jadaliśmy podobne zupy w lokantach na trasie a jedną podobną tych z obrazka na parkingu w RO dla TIRów tureckich...

przypominała nam pomidorową podprawioną papryką z kluseczkami w kształcie ziaren ryżu...

pozostaje jeszcze pochwalić się naszą kolacyjką, bo jak wracaliśmy z wieczornego spaceru to dopadała nas chętka, żeby tak "cuś na ząb" wrzucić...

czyli serek ( beyaz peynir ) firmy Icim, posypany świeżym koperkiem prosto z targu, sałatka z ogórków i oliwek, lokalne rzecz jasna, posypane pietruszką i z napjów to podawalismy sobie raki ( BG ), winko różowe (BG), piwko ( BG), turcola ( TR) ...

i delektowaliśmy się widokiem księżyca, który sprawdzał nam swoim wzrokiem zawartość naszych czarek...

 

a zasiadliśmy wieczorkiem - nieraz do późnej nocy na balkonie zachodnim,

rankiem ledwo zdążalismy zjeść śniadanie, zaraz przywalało się prażące słońce do towarzystwa...

Wasza kolacja

mniam, mniam, zjadłoby się serka z ziołami, tylko w takich tureckich, sprzyjających temperaturach...

zjadłoby się serka z ziołami...

i dlatego już projektujemy czerwcowy wyjazd do TR...

a na teraz ...

nie znajdzie się "niktuś" do rozszyfrowania owych dań tureckich lukniętych z balkonu ?

mniam.....

bardzo fajna relacja...

lekko i przyjemnie sie czyta!

pozdrawiam

lux

mniam.....

gdziekolwiek się bywa trzeba być skoncentrowanym i na przemian wyluzowanym...

oprócz czytania chciałbym zaprosić do degustacji...  

okra / bamya, czyli "tureckie leczo" by jacky & maryla...

zwiastun naszych osobistych kulinarnych doświadczeń z pobytu w Kizkalesi...

a tak to się zaczęło ...

pojechaliśmy na targ i zobaczyliśmy koszyk pełen maciupkich "ogóreczków"...

niestety - na tym etapie nie uwieczniliśmy obiektu...

podpatrzyliśmy klienta, kóry wybieral z koszyczka...

zapytalismy się co jest grane...

zapisaliśmy na kartce....

kupiliśmy dużą porcję...

w domku poszukalem info z sieci o produkcie...

zapichciliśmy...

będzie sporo fotografii i tym samym receptura...

nie sprawdzałem, czy jest już na TwSie...

ale będzie w naszej relacji... 

aktualnie fociska są w obróbce ....

okra / bamya, czyli "tureckie leczo" by jacky & maryla - cz.2...

na początek składniki:

okra - zaraz po przyniesieniu z targu...

nie "muszę" nikogo instruować jak można ją wygooglować...

już po obcięciu łebków i na etapie kąpieli wodnej...

bakłażan pokrojony...

mieliśmy pelne zaplecze kulinarne w naszym lokum, więc pichcenie było przyjemnością...

cukinia pokrojona i lekko posolona...

zasadniczo to maryla na wyjazdach dba o kulinaria, lecz ja zawsze co najmniej towarzyszę jej nie tylko w pichceniu, ale poczynając od zakupu pomagam w przyrządzaniu i na koniec w konsumpcji...

cebula - niestety - maryla jej nie lubi - wiadomo - towarzysze - wicie - rozumicie - jest wzdymająca - to znaczy cebula a nie maryla...

ale jaki daje smak i aromat...

papryka i czerwona i żółta...

ale rzecz oczywista słodka...

pomidorki...

i zwykłe i paluszkowe...

ach - do tej pory czuję ich smak ...

te z marketu teraz zimową porą - nie wymienię nazwy marketu by nie narazić TwSW na sprawę sądową a mnie jako usera też - mają smak papieru...

papryka już odpestkowana i umyta...

celowo pokazuję ilość składników, to było danie dla 2 osób...

proporcje dla większej ilości osób należy stosownie zwiększyć... 

 

 

 

okra / bamya, czyli "tureckie leczo" by jacky & maryla - cz.3...

zatem pora poszerzyć opis przyrządzania....

trochę sałaty też nam się przyplatało na stole...

tylko zapomniałem jej nazwy a akuratnie maryli nie ma pod ręką...

papryka podrobniona - czeka na swoją kolejkę...

okra, odsączona i wytarta ( ręcznikiem papierowym ) z oślizłej "śliny" jaką sączy po odkrojeniu "łebkow"...

wreszcie garnek - nagrzewamy olej - do tego celu używamy rzepakowego przywiezionego z PL...

maryla uważa, że słonecznikowy turecki ( także bułgarski ) jest za delikatny i przypala się podczas smażenia...

dlatego sam słonecznikowy używamy tam głównie do przyrządzania sałatek...

pierwsza na dno wędruje rzecz oczywista papryka, ma się solidnie zeszklić...

i lśni się jak ...

przyplątało mi się jakieś powiedzonko nie wiadomo skąd - że niby to cuś lśni się jak psie jajka ....

do drugiego gara wędrują bakłażany...

i tak równolegle się podsmażają...     

okra / bamya, czyli "tureckie leczo" by jacky & maryla - cz.4...

przyszła kryska na matyska...  na cebulkę...

nie za drobno pokrojoną...

lokujemy ją razem do sąsiedztwa z papryką...

pomidorki też idą do ( tureckiej ) łaźni, muszą się dobrze wyparzyć...

cukinia z bakłażanem też się zdążyły lekko podrumienić...

raczej nie ze wstydu...

pomidorki lokujemy w naczyniu z papryką, też znakomite towarzycho...

powolutku cukinia z bakłażanem dojrzewa...

zaczynamy etap przyprawiania - na początek idzie sól...

trzeba przyznać,  że w TR jest znakomita sól morska, podobne parametry ma z BG, więc z uwagi na gabaryty bagażnika dokupujemy ją dopiero w BG...

a jakie potem w domku fajoskie ogórki wychodzą ....

przyprawa widoczna na obrazku ma nazwę polsko - języczną...

ale bardzo często kupowana jest i ta i wszystkie inne właśnie w ciepłych krajach...

w domku - pochwalę się - a co ? - mamy więcej przypraw przywiezionych z urlopu niż w niejednej restauracji...  

okra / bamya, czyli "tureckie leczo" by jacky & maryla - cz.5...

przyprawy jak widać z polskimi napisami, wiadomo - producent a raczej "pakowacz" w PL, jeszcze na skalę "przemysłową" w naszym kraju tych przypraw nie uprawia się...

papryczka chili kupiona już na miejscowym targowisku, rzecz jasna tylko ździebko użyliśmy...

 

 potulnie jak barany wędrują do gara...

a tam nieźle sobie wrze...

przychodzi pora na Telesfora, czyli okra dołącza do towarzystwa... 

okra / bamya, czyli "tureckie leczo" by jacky & maryla - cz.6...

powoli danie nabiera widoku...

i sosik też się wytwarza...

no to powoli jedzonko można uważać za prawie że ukończone...

i wreszcie podano do stołu...

w znakomitym sąsiedztwie winka i raki...

i na tej fotografii kończymy przydługaśny opis zabawy w Makłowicza...

receptura widoczna gołym okiem...

czynności w przyrządzaniu też...

i po miesiącach od owych czynności - już znów mam ochotę powspomagać marylę w pichceniu...

PS - w drodze powrotnej - zatrzmalismy się na 2 noce w Obzorze i tam na targu wieczorkiem zauważyłem w ofercie sprzedaży okrę...

była jakaś wymiętoszona i bynajmniej nie zachęciło mnie to do zakupu na potrzeby domowe...

bo jak wiadomo - wszystko najlepiej smakuje - TAM - na miejscu...  

donner kebab w lokalnej knajpce w Kizkalesi...

ano - nie tylko zabawialiśmy się w Makłowicza...

wracając w południe z targu wpadła maryli w oko taka knajpka....

jeszcze nie było klientów...

więc zaprosiliśmy się dopiero na kolację ( w naszym rozumieniu )...

oto jej główne menu, nas najbardziej interesujące ...

knajpka była jak najbardziej rodzinna, specem od sałatek jeden z synów...

szybko zajmujemy miejsce i...

spokojnie oczekujemy...

jako pierwsza przed nami ląduje sałatka....

obficie potraktowana sumakiem i sokiem z granatu...

szybko dokumentuję flaszkę z owym sokiem na ladzie...

niestety - takich flaszek nie spotkaliśmy w zadnym z marketów...

kupilismy inny fabryczny oraz domowej roboty na targu...

wkrótce ląduje danie główne, mięsko na podbudowie ryżu....

do popicia ayran, szkoda, że nie domowy - liczyłem na takowy...

ale chlebek "naleśnikowy" już jak najbardziej...

 a na deser - szklaneczka ( po naszemu "literatka" ) herbatki...

jeszcze teraz - wspominając - mam w ustach smak tej wieczerzy...

mniam....

pozna pora, czas spac a tu.... glod sie budzi po takiej relacji :)

mniam, mniammm chyba "obrobie" lodowke- choc pozne jedzenie podobno niezdrowe ? ;)

smacznego...

smacznego :-)

 

póki co to tureckie żarełko było dla nas lekkostrawne....

droga powrotna...

zaczęła się już dla nas 13 września...

nomen - omen ale tej cyfrze nie nadaję złowieszczego znaczenia - jedynia wzmagające ostrożność na drodze ...

podobnie ma się jak drogę przebiegnie mi czarny kocur...

a więc - już wczesną nocką dokuczyła nam straszna choroba wojażerów...

nie, nie - biegunka ale zwykła rajzefiber...

co spowodowało, że jeszcze ciemną nocką pakowaliśmy się do cytrynki...

a start został odnotowany w dzienniku pokładowym o godz. 04:35...

 

  

jeszcze wyruszając z Kizkalesi - na wysokości Silifke - temperatura nad ranem oscylowała około 20 st. C...

do świtu mieliśmy w górkach już tylko 12 st. C - więc na pierwszej kawce z termosu wskoczyliśmy w bluzę dresową...

ta seria fotek została wykonana na IIgim popasie...

trochę wcześniej były bardzo fajne widoki księżyca oświetlanego wschodzącym słońcem....

zgapiłem się wtedy...

 

pomyśleć sobie można że owa droga - wiadomo, że ten odcinek przed przełęczą został zmodernizowany rok temu - wygląda jak górski odcinek autostrady - a to jedynie droga krajowa...

jeszcze tylko ostatnie spojrzenia okiem aparatu wstecz...

lepiej się nie rozczulać, że urlop zaczyna dobiegać końca....

ale też i wzmożona uwaga, jescze tyle km przed nami...

Bardzo ładne zdjęcia

Ujęła mnie zwłaszcza trzecia fotografia - chyba załapaliście się na tzw. złotą godzinę (golden hour) - najlepszy czas dla fotografów (tuż po wschodzie i tuż przed zachodem słońca).

fotograficzne przedszkole czy ?

może raczej żłobek...

nadal uważam się za raczkującego...

na codzień nie mam czasu na zabawy z aparatem więc wyjazdową porą improwizuję a raczej czynię na czuja... 

a co ujęć przy świetle wschodzącego ( bądź zachodzącego ) słońca to może jeszcze uda nam się dojechać a raczej wjechać na Nemrut Dagi...

po zaliczeniu Kapadocji 2009 poczułem się zmęczony i pojechaliśmy się pobyczyć na plaży...

droga powrotna...cz 2....

za każdym razem nasza droga powrotna upływa pod znakiem podsumowania bieżącej wyprawy i "wylania fundamentów" pod przyszłoroczną...

a tym czasem zatrzymujemy się na parkingu...

jest prawie południe...

maryla nalewa kawę z termosu a ja udaję się w poszukiwaniu ustronnego miejsca celem "przewinięcia małego"...

a jak na złość prawie żadnego krzaczka...

na samym parkingu sklepik z skorupiakami...

zaglądam, ogladam produkty i pytam się o zezwolenie na wykonanie fotografii...

miałem dodatkowy zamiar cuś dokupić...

ale słysząc odmowę na wykonanie fotografii wychodzę rozeźlony...

a kij im w oko...

może kolejność była zła i należało wpierwej cuś kupić...

ale skoro nie zostałem potraktowany wedle zasady "klient nasz pan" - więc kij im...

teraz obrabiając fotkę widzę, że na dalszym planie widać na brzegu jeziora małą jakby przystań bo nie molo...

może jednak należało zjechać na sam dół i zobaczyć z bliska brzeg jeziora...

generalnie wiadomo, że tureckie jeziora są bardzo mocno zasolone stąd nie spotka się na ich brzegach takiego nasilenia ośrodków wczasowych czy choćby motelików, kempingów, pensjonatów...

o tym przekonaliśmy się więcej niż dogłębnie jeszcze tego samego wieczoru....

a tymczasem....

 

   

jeszcze jedno luknięcie zumikiem i furda ...

ciag dalszy nastapi...

no wlasnie- kiedy??

zaczynam czytac, czytam a tu.....koniec:(

prosze o dluzsze relacje,

fajnie sie czyta-tylko dlaczego tak krotko???

pozdrawiam,

Lux

relacja 2011 z TR ...

powoli dobiega końca...

to fakt...

ale to jeszcze nie nie jest absolutny koniec...

będzie jeszcze małe co nie co z trasy, już nie koniecznie na drogach TR...

mogę jeszcze co prawda wrócić się do wspomnień z lat ubiegłych zamieszczonych na innych forach...

ale wolę to sobie darować...

i skoncentrować się docelowo na przymiarkach do TR 2012...

ale, zaś to ale,  już nie jestem tego pewien ...

biorąc pod uwagę pacyfistyczne nastroje admiralicji...

zastanawiam się nad kontynuacją...

ale, zaś to ale, póki co już wkrótce będzie reperkusja kulinarnych "szkoleń" w TR...

kulinarne wspomnienie i wykorzystanie...

słowo się rzekło, kobyłka u płota...

niby nawiązuję do kulinarnych skojarzeń...

no jadziem Panie Zielonka...

za Afyon a właściwie jeszcze nie wyjeżdżając za opłotki ( nie widziałem takich ) zajeżdżamy do knajpki przy stacji benzynowej...

tradycyjnie zupka ale też tradycyjna sałatka ląduje na stoliku...

a jaka smakowita...

talerzyku bliżej...

tylko przez dwa pierwsze wyjazdy na Bałkan woziliśmy z sobą butlę gazową i chińskie zupki...

teraz pichcimy sobie w niektóre dni pbytu a na trasie to już obowiązowe jedzonko - albo w barach dla TIRowców albo takich sobie lokantach...

a że nauka nie idzie w las, to poniżej salatka wykonana już w domu - dwa miesiące po powrocie z TR a dzień przed wylotem...

miał być to test aparatu po naładowaniu baterii...

nie da się ukryć, że jest to tym razem samodzielna praca maryli... 

zastanowiłem się teraz - zadałem sobie pytanie - ale też puszczam je w sieć...

czy w języku tureckim ma ona osobistą nazwę, tak jak na przykład w BG występuje pod nazwą "szopskiej" ? 

çoban salatası ...

zaprawdę - powiadam Wam - to znaczy piszę - godne rozpowszechnienia...

i zasmakowania....

a do samego artykułu nie śmiałem dołączyć swoich obrazków, natomiast chętnie udostępnię je za frico upoważniając admiralicję do podpięcia ich tamże... 

bo takiego zestawu surówek / składników jeszcze w artykule nie ma...

no i mam nadzieję, że lokal gastronomiczny w którym gościlismy nie zgłosi roszczenia co do praw autorskich dotyczących receptury...

maryla się bardzo ucieszy, jak komuś zasmakuje...

PS - zapas soku z wybuchowych owoców, tzn. granatów mamy jeszcze na spory okres czasu a tymczasem z braku nie laku ale smacznych tomatów jego ( soku ) konsumpcja została w znacznym stopniu wstrzymana...

jest niesamowicie gęsty...

dobrze byłoby kiedyś poznać technologię jego produkcji...

granatowy sos

wybuchowego sosu używacie do çoban salatası? a do czegoś jeszcze? :>

ja dodaję go do sałatki marchewkowej (tzn starta marchewka+ew jabłko), ale więcej zastosowań nie wymyśliłam, toteż będę dźwięczna za wskazówki ;)

zastosowanie sosu...

Qurde...

:-((

wczoraj mieliśmy sałatkę marchwiowo - selerową i nie wpadłem na pomysł coby maryli doradzić...

ale zaraz jej się pochwalę Twoją podpowiedzią...

właśnie szukamy zastosowań, bo na świeże i smaczne tomaty pzyjdzie jeszcze poczekać...    

temat należy uważać za otwarty - może jeszcze ktoś podrzuci zastosowanie ?

kolejne smacznosci...

milo czytac, popatrzyc i poogladac :)

obie salatki b. apetyczne, tureckie pomidorki bez skorki!

a u p. Maryli moj ulubiony koperek!!!

oj, zachciewa sie juz urlopu....

sałatki...

na razie w małej "odstawce" - po prostu surowiec czyli pomidorki et cetera w wersji zimowej oferty realizowanej w naszych marketach mają smak mocno "papierowy"...

a koperek - jest go trochę zmagazynowanego jesienną porą w pudełeczku zdeponowanym z zamrażalniku...

ma lepszy aromat po odmrożeniu niż papierowy z marketu...

też nie mogę się doczekać tych kupowanych na targowisku na Bałkanie, w TR.... 

droga powrotna...cz 3....

skoro już wrzuciliśmy małe co nieco na ruszt więc dalej do przodu...

wyjeżdżając z Kizkalesi miałem zafiksowane punkty noclegowe na trasie...

wcześniej przejrzałem informacje w necie o noclegowniach w Bozuyuku, Demirkoy, Bileciku, Pamukovej...

zdawało mi się, że dalej niż do Pamukova nie dojedziemy...

a wjechaliśmy do Pamukovej o 16:25, zjechałem z głównej drogi i zatrzymałem się widząc patrol policyjny - taż to jeden z najlepszych punktów informacyjnych...

zawinąłem rękawy i dawaj pytać się o sypialnie...

no to wskazał w lewo, prosto - czyli do centrum ...

wjechaliśmy, ale dom z napisem motel miał już dawno zamknięte podwoje, więc pytania kierowane do wysiadujących ( ze zmęczenia ) statecznych mężów w herbaciarni nasyciły nas wskazaniem w boczną uliczkę...

i znów - zero efektu - pokręciliśmy się trochę po miasteczku a maryla powiedziała, że mamy jeszcze sporo czasu - więc możemy jeszcze powalczyć z trasą...

trochę było mi szkoda. miałem ochotę na wieczorne powałęsanie się po uliczkach - ale trudno....

jedziemy...

zacząłem się łudzić, że wzorem europejskich zwyczajów znajdziemy nocleg w jakimś moteliku położonym nad jeziorem pod Adapazari...

jeziorko bodajże o nazwie Sapanca - jak miasteczko obok...

i pojechaliśmy bocznymi drogami przemykając pod autostradą...

a potem dookoła jeziorka i ...   guzik z pętelką...

żadnego motelu...

dopiero jak już zaczynało ściemniać się wjechaliśmy do Gebze, też się trochę pokręciliśmy - już nie miałem sił a nie chcialem mierzyć się z nocnym atakiem z mostem nad Bosforem...

nawet nazwy tego hotelu nie odnotowaliśmy, ale był luksusowy...

po wieczerzy przeszliśmy się trochę po sąsiednich uliczkach ale szybko do łóżkowic wygonił nas prawie lodowaty wiatr duchający z zatoki...

rankiem mieliśmy znakomitą wyżerkę na śniadanie ( bufet szwedzki ) przy czym ja  sobie zamówiłem smakowitą jajecznicę...

fotografii już nie wykonaliśmy...

trochę ich cyknęliśmy na autobanie następnego dopołudnia ale o tym w następnym odcinku...        

droga powrotna...cz 4....

po solidnym odespaniu się, jakoś w drodze rajzefiber nam już nie dokucza, tylko w dniu startu - także startu powrotnego...

wyrwaliśmy się na obwodnice prowadzące do autostrady...

a na niej takie oto widoczki...

z całą pewnością jazda autropstradą to nie to samo co zwiedzanie ale zawsze coś wpada ciekawego do oka...

przede wszystkim skojarzenie - zrozumienie, że ta metropolia ma już ponoć ponad 12 milionów mieszkańców, jak ktoś ma nowsze dane niechaj poprawi...

ale jaka jest prawda nie statystyczna, to czort wie, ilu tam jest mieszkańcow "bez meldunku"...

a i ichniejszy stadion narodowy z serii "arena"...

no cóż kształt to on ma...

może kiedyś przyjdzie naszej narodowej zmierzyć się tam z Turcją...

teraz to jest już inna drużyna ...

a kojarzy mi się wygrana naszej z Turcją na stadionie Śląski bodajże w rozmiarze 8 :0, gdzieś około roku 1968, był to wówczas najmniejszy wymiar kary...

cóż, łezka się kręci ale wtedy grali tacy piłkarze jak Lubański i Szołtysik...

cdn...

  

 

no nareszcie ;)

codziennie zagladalam a tu NIC!!!!!

nareszcie nowy wpis :)

dzieki, czekam na kolejne!!!

Strony