Turcja 2011 - skromna relacja -wojaż autkiem by jacky & maryla...

witam,

otwierając wątek zaprosiłem do pomocy w dopracowaniu niektórych naszych detali wojażu...

acha...  zapomniałbymprzedstawiamy się ...

 

naszą mocną inspiracją była wyprawa AD 2009 do Kapadocji...

bylismy pełni niedosytu Turcji...

i na rok 2011 zaplanowaliśmy - troszkę powędrować na trasie po Bałkanie i samej Turcji...

a potem pobyczyć się na plaży w Kizkalesi...

pytanie dlaczego tak i tam ?

no cóż - starzejemy się i lubimy wygrzewać stare kości w ciepełku...

i to zapewnia nam właśnie Kizkalesi...

a tradycyjnie jak co roku pojechaliśmy nową trasą, niestety - mało jest o niej w przewodnikach - stąd  starałem się pozyskać pomoc z sieci, liczyłem na bywalcow TwS...

w kolejnych wpisach podajemy więcej detali...

teraz tylko zarys planu...  a potem w detalach jego realizacja... 

1. termin startu na 3 tygodniowy wypad zaplanowałem na 27 sierpnia...

2. trasa tradycyjnego włóczenia się - przy sprzyjającej pogodzie - via SK, HU, RO i BG - wjazd do TR przez Małko Trnovo / Derekoy...

a potem: Istambuł ( bez zatrzymywania się ), Izmit, Golcuk, tutaj dwie opcje ( albo Yalova albo Iznik - tam z 2 noclegi ), Bilecik, Bozuyuk, stamtąd dwie opcje ( detale później ), Cay, Konya, Mut, Silifke, Kizkalesi...

chciałem trasę przejazdu wykorzystać do sensownego zwiedzania, niestety wszelakie przewodniki są więcej niż skromne...

w sieci tureckiej też niewiele udało mi się zdobyć...

ahoy...  ( eee - jak to jest po turecku ? )...  teraz już wiem - jednym z odpowiedników jest merhaba... 

Fora: 

zasobnik fotografii na wyczerpaniu...

ale - zastanawiam się, czy nie kontyunować dywagacjami i wspomnieniami z poprzednich lat...

zastanawiam się też, czy nie zamienić wątku na "przedłużony" tytuł dokładając doń rok 2012...  

Prośba administracyjna

Dla wielu osób będzie przejrzyściej, jeżeli w celu planowania/wykonania wyprawy 2012 założysz nowy wątek, zatytułowany przykładowo 'Wojaż autkiem by Jacky & Maryla 2012' ;)

droga powrotna...cz 5....

to są już na prawdę ostatki...

architektura widziana z okien samochodu jednak czyni wrażenie...

qurde, zawiesza się oprogramowanie na etapie prób wstawiania kolejnych fotografii...

w między czasie wrzucę myśli jakie przychodziły nam do głowy w ostatnich godzinach pobytu w TR...

przede wszystkim ocenialiśmy "plusy i minusy dodatnie" :-))

a to głównie pod kątem kolejnego wyjazdu, czyli co usprawnić w planach i w przygotowaniach...

na pewno wiemy już teraz które trasy są nam przyjazne, czyli gdzie jak się fajnie nie tylko jedzie ale też gdzie jest co po drodze zobaczyć ale przede wszystkim jakie jest nasycenie punktów noclegowych i jak je szukać...

bo i tak dominować będzie w naszych jazdach improwizacja, więc nie znajdujemy uzasadnienia w rezerwacji noclegów przed wyjazdem... 

jesteśmy też przekonani, że niekoniecznie trzeba walczyć autostradami, wszystkie pozostałe drogi krajowe są bardzo dobrej jakości...

żeby dostać się autkiem do TR to zasadniczo są dwie "możebności":

- przeprawa promem...

- przejazd autostradą i mostem nad cieśniną w obrębie Istambułu...

potem można już gnać jak się chce...

i nie ma znaczenia którym przejściem granicznym się wjeżdża / wyjeżdża - obydwa, które zaliczyłem leżą na granicy z BG - wcale nie odnotowałem obciążenia...

choć przypomina mi się wjazd do TR z roku 1998 - wtedy w Kapitan Andrejevo był tłok uzasadniający wybudowanie tak wielu bramek wjazdowych...

teraz większość z nich stoi opustoszała, praktycznie obsługa wjeżdżających i jadących w drugą stronę odbywa się na jednej bramce...

rok wcześniej to musiałem nawet budzić z drzemki gostka w budce handlującego wizami, leżał sobie - sic - w godzinach pracy na leżance...

a to już ostatnia stacja poboru e-myta...

jak widać na załączonym obrazku kierowaliśmy się do bramki oznaczonej KGS...

niestety, okazało się, że zapas na owym plastyku wyczerpał się na wczesniejszych bramkach a obecnie wyświetlacz pokazywał niezbędną należność - 6 lira....

za nami zaczęto się już powoli denerwować ale podszedł jeden z kierowców i zorientowawszy się w czym dzieło pokazał, że następny stangret może odstąpić nam swoje liry z karty ale musimy odpalić mu gotówkę...

całe szczęście, że mieliśmy takową, ponieważ mając przygotowane lira na ostatni nocleg - ten w Gebze - zapłaciłem tam w walucie wujka Obamy...

dopiero po powrocie do kraju doczytalem się w sieci, że na stacji paliw w Kirkarele można tą kartę ponownie doładować...

dobrze, że plastyku nie wyrzucilem, zostawiłem go sobie pamiątkę, teraz okazuje się, że w kolejnej podróży będzie urządzeniem ponownie przydatnym...    

kronika drogi powrotnej...

trochę brakowało czasu na dokończenie...

a skoro napisałem jak wyjechałem, to należy się choć lakoniczny skrót jak to było w drodze powrotnej...

o 13stej zjechaliśmy z autostrady - kierunek na Kirklareli...

a tamże zachodzimy na zakupy do marketu Kipa, pozostaly nam liry nie wydane (  a zaprojektowane ) na ostatni nocleg w TR...

jest południe, jakoś mało ludzi na parkingu i w samym sklepie przypominającym nam mocno znaną w PL markę Real..

no i dylemat na co wydać i to z głową...

i mój wzrok pada na rzeczy przydatne w gospodarstwie domowym a konkretnie przy pracach kulinarnych...

widzę po prostu rondle a jako, że są produkcji TR więc i cena atrakcyjna - szybko przeglądamy ofertę i dokonujemy wyboru, przeliczam w pamięci, wychodzi na to, że za ostatnie centusie możemy jeszcze dokupić bulguru...

i mercimek...

zakupione rondle zdają w domku egzamin na więcej niż piątkę, poza jednym na którym nie ma znaku zmywarki...

14:55 meldujemy się na przejściu w Derekoy...

teraz się dziwię, dlaczego nie machnąłem tam fotografii, nie zauważyłem zakazu przecież...

15:25 już po stronie BG kupujemy winietkę BG za 10 leva ale musimy zapłacić aż 3 € za dezynfekcję kółek - sądziłem, że ten relikt przeszedł już do historii...

przemykamy przez Małko Trnovo, kątem oka na jednym ze skrzyżowań widzę bielejącą bryłę tamtejszego kościoła katolickiego...

zwiedzanie Małko Trnovo odkładamy na kolejny rok, tym razem się spieszymy ale gdyby przyszło nam tam przyjechać przed zmrokiem to ulokowalibyśmy się w tamtejszym moteliku, który widziałem najeżdżając od strony Careva...

na trasie do Burgas odnotowujemy, że znaczne odcinki drogi poddano istotnej modernizacji a ulokowany tam sprzęt budowlańców drogowych rokuje, że być może owe prace zaowocują dobrą nawierzchnią po okresie jesienno - wiosennym już latem 2012...

to dobry prognostyk...

jedynie w małej wiosce Marinka przed Burgas dziury ( po bułgarsku "dupki" ) i rowki w poprzek jezdni - pewnikiem po wykopach wodno-kanalizacyjnych...

godzina czasu od 17:40 do 18:50 schodzi nam na zakupy zaopatrzeniowe dla naszego barku domowego...

do Obzoru wjeżdżamy o 19:50 i od razu do gospodyni znanej nam z roku 2007, przypomina nas sobie szybko i prowadzi do pokoju znanego z poprzedniego pobytu...

zauważam, że solidnie doposażyła kąt kuchenny i jadalnię a wiadomo mi, iż latem gości sporo krajan...

za dwa noclegi płacimy jej dwukrotność kwoty 20 leva...

następnego dnia po celebracji śniadania - plaża ( brrr... jakie zimne wody Morza Czarnego ) i zakupy w tamtejszych sklepikach, dokupujemy zamówioną ceramikę ( naczynia do gjuwecz )...

jeszcze jest ciepło ale wieczorny chłód przypomina o nadchodzącej jesieni...          

Droga powrotna

Widzę sporo zbieżności, bo, po pierwsze trasę powrotną mieliśmy niespodziewanie tą samą. Po drugie, też zdumiała nas dezynfekcja kółek auta... Po trzecie, również mamy zapas bulguru i mercimek, tylko rondli nie kupiliśmy. Mamy za to fajny piętrowy czajnik do herbaty, ale to z poprzednich wojaży.

Rowy po robotach kanalizacyjnych w wiosce bułgarskiej wspominam bez rozrzewnienia. Nasz nocleg przypadł w Pomorje, na kwaterze prywatnej. Cena była chyba nieco wyższa, ale braliśmy apartament 2-pokojowy...

Mam też pytanie, czy wspominany przez Ciebie gjuwecz (jak sądzę potrawa bułgarska) jest bardzo zbliżony do tureckiego güveç?

gjuwecz...

nieważne czy z BG czy z TR ...

wszak to te same połączone naczynia kulinarno-kulturowe obydwu krajów...

teraz już wiem, że w BG nazewnictwo przyjęto od "okupantów" z TR :-)

kiedyś byłem jedynie przekonany, że gjuwecz to jedynie bułgarska specjalność dopóki nie otworzyły mi się oczy w TR...

co prawda klasycznego gjuwecz w TR nie jedliśmy ale dania w tym stylu...

musiałbym poszukać w swoich reportażach z Kapadocji...

na pewno cechą wspólną jest fakt zastosowania naczynia "glinianego"...

sądziłem, że "gjuwecz" to nazwa naczynia - okazuje się, że tańcuje o dania przygotowane i serwowane w takowych...

od lat kupujemy dla siebie ( mamy niezłą kolekcję i to na co dzień funkcjonującą ) owych naczyń...

w których na codzień jadam każdą zupkę...

kupujemy też na zamówienie rodziny bliższej i dalszej...

a jak im się potrzaska - to znów dokupujemy...

a znamy dwa rodzaje naczyń - zamykane dekielkiem i całkiem odkryte...

może przy okazji sprezentuję fotki...

a na dzisiaj podsumowanie - wszelakiego rodzaju znane nam zapiekanki w szklanych naczyniach zostaly przez nas przeniesione do naczyń gjuwecze...

składniki zaś to wedle inicjatywy codziennej - na przykład jutro będą w nich serwowane dla nas i 4 osobowej rodzinki starszego syna - dania oparte na rybie - konkretnie - mamy zakupioną rybę - morszczuka argentyńskiego ( nowość w MC&C ) a pozostałe składniki - to tradycyjnie - to co siedzi w lodówce...

tak jak u "makaroniarzy" tworzy się pizzę, tak u nas - gjuwecz...

i już...

    

kronika drogi powrotnej... Rumunia...

z Obzoru wyjeżdżamy 16 września o godz. 07:30 zaopatrując się w sezonowej piekarni w pakiet baniczek...

trasa wiedzie nas tradycyjnie przez Varnę (8:20), Razgrad (10:10) i most w Russe / Giurgiu (11:33), gdzie stwierdzam obniżenie opłaty do 4 leva ( lub 2 € )...

tym razem postanowiłem trochę poeksperymentować i z Giurgiu pojechaliśmy do Ghimpatii (12:45) - ten odcinek był nam znany od wielu lat ale ostatnio zarzucony...

do Ghimpatii droga nawet dość dobra ale kolejny odcinek od Vadu Lat aż do Corbi Mari ( wjazd na autostradę 13:50 ) - to makabrescu...   nigdy więcej...

dalej jedziemy przez Pitesti, Rimnicu Vilcea, Cozia ( byłem już w tamtejszym monastyrze - innym polecam...

o 18:30 wjeżdżamy do Apoldu de Sus - tutaj czynię sobie prawie półgodzinną sesję foto spacerkową....

ha - znów mam jakiś problem ze wstawianiem zdjęć, pozostawiam więc tekst i idę rozwiązywać problem... 

    

na przykładzie tej wioski, kiedyś z aspiracjami do praw miejskich - jednej z najbardziej znanych  w Transsylwanii można sporo się dowiedzieć o tej krainie...

zatrzymaliśmy się na parkingu przy szkole, uwagę moją przykuł pomnik na dziedzińcu kościoła luterańskiego...

oto sam kościół z lekkiej oddali...

siedziba wójta ...

stare domostwa Sasów Siedmiogrodzkich poddane renowacji i "modernizacji" ( niezbyt ukryty talerz antenki satelity )...

i jeszcze jeden...

dom ze studnią na zewnątrz domostwa - czyli jakieś większe poczucie wspólnoty było...

i pytanie, dlaczego studnia jest kwadratowa ?

warto było się zatrzymać - nie tylko dla wyprostowania kości od wielogodzinnej jazdy... 

kronika drogi powrotnej... Rumunia...nocleg...

w motelu Comfort między Sibiu a Sebes, ciut za Apoldą...

tym razem miksuję zdjęcia z 2 podróży, z roku 2009 i 2011, dotyczą jednak tego samego obiektu...

pokój dwójka za jedyne 22 €, z opcją pryczy nad łożem małżeńskim dla dzieciaka...

stolik malusi, ale tv kablowa bogata...

rankiem żegnająca nas kompania opiekunek czystości...

motel widziany z tyłu...

bardzo blisko do przystanku kolejowego, nocy spoko - nie dokuczają odgłosy...

tuż za przejazdem kolejowym lokalna knajpka...

generalnie - na trasie między Sibiu a Sebes jest co najmniej 6 motelików, śmiało można liczyć na nocleg...

niektóre przyjmują rezerwacje netowe...

a potem to już kolejny skok w stronę kraju...

  

Prycza dla dziecka

Fajny patent, ale jakoś trudno mi sobie wyobrazić nocleg z opcją powietrznego desantu nieletnich na łoże małżeńskie...

Strony