Podróżnik:
Organizator:
Moja wyprawa do Kapadocji rozpoczęła się w Alanya, gdzie od pewnego czasu przebywam. O podróży do Kapadocji marzyłam 3 lata i przez ten czas wszystkiego się uczyłam teoretycznie. I dzięki tym moim poszukiwaniom wiedzy trafiłam na portal Turcja w Sandałach i poznałam Izę.
Nadmieniam, że podróż tę odbyłam sama. Co na każdym kroku wzbudzało wielkie zdziwienie. I powinnam chyba nazwać siebie "Blondynka w Turcji".
Zaczęło się od kupowania biletu na autobus. Obsługa hotelu poinformowała mnie, że autobus z Alanya zatrzymuje się w Goreme i Avanos. Ale na otogar w Alanya wiedzieli lepiej, że jak kierunek Kapadocja to tylko Nevsehir i już. I nie ma innej opcji. A do Goreme to sobie mogę dolmuszem podjechać. To się nie kłóciłam, zwłaszcza, że transfer z dworca autobusowego do hotelu miałam w cenie rezerwacji. A o posiadanej wiedzy przez pracowników biura sprzedającego bilety i przekazie informacji napiszę na końcu, jak będę opowiadać o mojej drodze powrotnej :)
Bilet kosztował 120 tl w dwie strony.
Niedziela
Podekscytowana zjawiłam się na otogar godzinę przed planowanym wyjazdem (takie zalecenie dostałam od sprzedającego bilety). W Turcji jest tak, że obok kobiety może dostać miejsce tylko kobieta. Za sąsiadkę miałam sympatyczną dziewczynę, która jechała tak jak ja do Nevsehir, na uczelnię. Ale mówiła tylko po turecku. Więc nasza konwersacja szybko się skończyła.
Punktualnie autobus zaczął ruszać i .... najechał na inny autobus.
W Polsce to zaraz by się zjawiła policja, inspekcja ruchu drogowego, radio, telewizja, gazety, karetki pogotowia itd. ... a tutaj zebrała się tylko grupa gapiów, kierowcy na siebie pokrzyczeli. Lusterko boczne jednego autobusu uderzyło w szybę mojego i szyba popękała. Taka pajęczynka się zrobiła. Pomyślałam - koniec podróży, z popękaną szyba autobus nie pojedzie .... Myliłam się. W asyście gapiów kierowca popukał patykiem w szybę. Osypała się jedna warstwa. Reszta szyby wyglądała normalnie. I wyruszyliśmy. Z lekkim poślizgiem 20 minut.
W tureckich autobusach dalekobieżnych nie ma toalet. Są co jakiś czas dłuższe postoje. I dobrze. Przynajmniej nie unoszą się nieprzyjemne zapachy :)
Byłam jedyną yabanci na pokładzie. Pilot przy każdej sposobności pytał mnie: "Ruska?", odpowiadałam Polonya, ale chyba nie był dobry z geografii, bo nie bardzo wiedział co to za kraj. Za to w Konya przyszedł po mnie i wskazał puste podwójne miejsce. Do Aksaray miałam miejsce "leżące". :)
Poniedziałek
Pierwsze, co zobaczyłam to była Twierdza Uchisar i aż krzyknęłam - znam cię ze zdjęć. I balony, bo był to wczesny poranek. Cieszyłam się jak małe dziecko. Marzenia się spełniają.
Noclegi w hotelu wykutym w skale. Nie mogło być inaczej. Zameldowałam się w Miracle Cave Hotel.
Po prysznicu, kawie i śniadaniu, nie marnując żadnej minuty zaczęłam zwiedzać wioskę Cavusin. A że nie lubię tłumów ludzi to poszłam tak od tyłu. Z drugiej strony Wzgórza Cavusin. Między tubylców. To cieszy mnie najbardziej.
Po powrocie do hotelu czekała na mnie miła niespodzianka. Właściciel polecił wszystkim, aby szczególnie się mną zajęto, bo nie wypada, żebym była sama. Sympatyczna recepcjonistka Serap i Pani, która sprząta zasypały mnie pytaniami umilając mi pobyt. I także odpowiadając na moje pytania. Pomimo całonocnej podróży nie czułam zmęczenia.
Późnym popołudniem pojechałam skuterem na Wzgórza Red Rose Valley. Zachodzące słońce, różowo - czerwone skały, bajkowy widok. Tego nie można opisać, bo to trzeba zobaczyć.
Wieczorem miałam zjeść kolację w restauracji w Goreme. Na hasło „kolacja” i „restauracja” blondynka wskoczyła w sukienkę i odpowiednie buty na obcasie i zameldowała się w recepcji . Trochę tak dziwnie na mnie spojrzano. Na miejscu okazało się dlaczego. Po prostu wszyscy wokoło wyglądali jakby przed chwilą z gór zeszli, w ubraniach i butach przystosowanych do wspinaczki. Ulice miasteczka były pełne turystów. Sądzę, że 90% to turyści z Azji, z charakterystyczną urodą.
I w takim miejscu to blondynka czuje się jak egzotyczny eksponat.
Kolacja w uroczej Kale Terrase Restaurant (Roma Kalesi Yanı Müze Caddesi) w otoczeniu historycznych miejsc (Goreme Roma Kalesi), z nastrojową muzyką w tle (więc mój strój był bardzo odpowiedni do miejsca) zamówiłam testi dana kebab podane w glinianym naczyniu. Jest to rodzaj zupy gulaszowej gotowanej w tym glinianym naczyniu. Po podaniu kelner rozbija górną część. Jest to jeden ze specjałów kuchni tureckiej, do tego oczywiście duża porcja sałaty i chlebka. Po kolacji już nocny spacer ulicami Goreme. To miejsce żyje całą dobę.
I moja pierwsza noc w pokoju wykutym w skale. Miracle Cave Hotel został niedawno wybudowany, a raczej wykuty. Tworzenie w skale jest trudne i pełne niespodzianek, bo nigdy nie wiadomo, co będzie za kolejnym wydrążonym metrem. Od właściciela wiem, że koncepcja była wielokrotnie zmieniana, bo trzeba było dostosować się do tego, co się odkryło.
Hotel ma 8 pokoi, każdy w oryginalnej aranżacji tworzącej klimat.
Zazwyczaj w blogach podaje się jak można najtaniej odbyć podróż. Ja „podarowałam sobie” odrobinę luksusu. Co prawda zarezerwowałam inny pokój, ale gościłam w pokoju z jacuzzi. Mój pobyt miał bardzo napięty grafik, więc nie udało mi się zakosztować relaksu w wodzie w bąbelkami.
Koszt noclegu w tym hotelu od 60 do 180 euro za pokój.
Wtorek
O 6 rano telefon z recepcji czy może chciałabym zobaczyć startujące balony. Ależ oczywiście, że bym chciała. Po całonocnej podróży, dniu pełnym wrażeń i 4 godzinach snu tak trochę nieprzytomnie wyleciałam wręcz z pokoju i kiedy przekręcałam klucz w drzwich, tuż nad moją głową, jakies 2 m akurat przelatywał jeden z balonów i właśnie w tym momencie dopuszczał ciepłe powietrze wydając charakterystyczny huk. Niespodziewając się tego blondynka narobiła krzyku. Co wywołało śmiech wśród podróżujących tym balonem a i okolicznych gapiów.
O godz. 9 serwis zabrał mnie na GreenTour. 9-cio godzinną trasę objazdową. Panorama Goreme – Dolina Ihlara – Katedra Selime –Derinkuyu Podziemne miasto – Panorama Uchisar – manufaktura wyrobów z onyksu i biżuterii.
Cena wraz z biletami wstępu, obiadem, przewodnikiem, serwisem – 40 euro.
W sumie byłam zadowolona z tej oferty, zobaczyłam wiele miejsc. Mam tylko niedosyt w Dolinie Ihlara, bo nie było czasu na dokładną penetrację, tylko przemaszerowaliśmy te 4 km w pospiechu robiąc zdjęcia. Wrócę tam jeszcze. W pozostałych miejscach było odpowiednio dużo czasu i swobody na dokładną indywidualną penetrację.
Po powrocie i krótkim wypoczynku czas na kolację. Do wyboru miałam restauracje albo niespodziankę. Oczywiście wybrałam niespodziankę. Tym razem zapytałam jak się mam ubrać – wygodne buty i spodnie. Po drodze kupione zostało coś na wynos, piwo. A tą niespodzianką był nocny piknik na wzgórzach widokiem na panoramę Goreme. Moja romantyczna dusza została dopieszczona.
Środa
Pobudka o 4 rano. Bo miał być lot balonem. Zabrano mnie na miejsce zbiórki. Zaserwowano kawę i bułeczki. I po ponad godzinnym oczekiwaniu wszystkie loty zostały odwołane ze względu na zbyt silny wiatr.
Wszystkie loty są nadzorowane przez Agencję Lotnictwa. I to agencja decyduje czy loty mogą się odbyć czy też nie.
Ten dzień był spokojniejszy. W swoim rytmie zwiedzałam to co chciałam. Zaczęłam od Avanos, sennego miasteczka, potem trasa Cavusin – Pasabagi – Zelve – Urgup.
Wieczorem tym razem kolacja w hotelu. Rozpalono kominek i przygotowano grill. Jak się okazało byłam tej nocy jedynym gościem w hotelu i wraz z właścicielami hotelu i ich przyjaciółmi spędziłam bardzo miły wieczór.
Czwartek
Pobudka o 4 rano – tym razem loty balonem nie były odwołane. Poleciałam balonem.
Wrażenia piękne. Cały proces przygotowania balonu do startu, sam start, tym razem były piski radości. Razem ze mną w koszu byli Rosjanie z Australii, a Jurij akurat miał urodziny, więc było bardzo wesoło. Pogoda tylko była nieładna. Niski pułap chmur i mgła, zakryte słońce nie pozwoliły zrobić dobrych zdjęć. Ale wrażenia pozostają na całe życie.
Leciałam na wysokości 700 m, a pilot tak sprawnie i precyzyjnie manewrował, że wylądowaliśmy koszem na lawecie
Cena lotu – 130 euro.
Po powrocie zrobiłam sobie czas na zakup upominków. Pokazano mi winnicę, posmakowałam winogron naprawdę pysznych. Dzień później miało być winobranie i owoce przekazane do wyrobu win. Gospodarze też robią własne domowe wino. Mają jedną butelkę dla mnie zatrzymać kiedy przyjadę następnym razem, żeby spróbować ich wyrobów.
Po południu zrobiłam jeszcze rundę samochodem w miejsca, z pięknymi widokami, aby nacieszyć oczy i zatęsknić.
I powrócę do opisu mojego powrotu.
Tu się dziwiono dlaczego w Alanya sprzedano mi bilet tylko do Nevsehir. Powiedziałam, że ja się nie nie upieram, żeby jechać z Nevsehir, mogę z Goreme, jeżeli mój autobus się tam zatrzymuje. Wykonano kilka telefonów i się dowiedziałam, że mojego autobusu nie ma. Po prostu nie ma. Kurs odwołany. Bilet jest, ale autobusu nie ma. Nikt mnie nie powiadomił, chociaż przy kupowaniu biletu oprócz płci było wymagane podanie numeru telefonu. Wywołało to dosyć nerwową atmosferę. Bo właściciel hotelu poczuł się za mnie odpowiedzialny. Co by było gdybym o godz 21.40 oczekiwała na dworcu na autobus, który by nie przyjechał.
Ja to przyjęłam na spokojnie, no cóż, najwyżej wrócę następnego dnia. Po godzinie przyszła odpowiedź, że wyruszam dzisiaj, z Goreme, tylko o godz 19.
Piątek
Około godziny 4 rano przybyłam do mojej ukochanej Alanyi. Różnica temperatur duża. Powitało mnie gorące i wilgotne powietrze.
Do Kapadocji będę wracać. Widziałam dużo, ale to wciąż za mało. Czuję wielki niedosyt. Chcę tam wrócić zimową porą, kiedy wszystko przykrywa pierzyna śnieżna.
Odpowiedzi
Witam, twoja opowieść z
Wysłane przez Dejzi 01 w
Witam, twoja opowieść z wycieczki do Kapadocji jest bardzo ciekawa ,zdjęcia pokazują jak tam jest pięknie .Na pewno w najbliższym czasie też tam się wybiorę .
Po sezonie
Wysłane przez An-na w