Turcja 2015 by jacky & maryla - tym razem skromniejsza relacja ...

 

Kizkalesi 2015 (1)

Założenia projektowe.

A bo życie idzie swoją drogą.

Zamiast wspomnień sprzed lat trzeba sprostać wyzwaniu tegorocznego wojażu.

Dlatego wyciągnąłem z archiwum TwS swoje notatki z roku 2012.

Zazwyczaj z każdego wojażu wracamy z notatnikiem – zapiskami prowadzonymi przez marylę.

Taki udawany stenogram.

Gdzie i kiedy dojechaliśmy, gdzie spaliśmy, jakieś ceny, uwagi – przydatne do kolejnego wyjazdu.

Kiedyś, przed laty, na innym bałkańskim forum nawet nazywaliśmy je szumnie „dziennikami pokładowymi”…

Przygotowań będzie sporo.

Sporo trzeba odkurzyć.

W dzisiejszym zaś odcinku o uwarunkowaniu, które zdecydowało o doborze terminu.

Jest nim start z końcem sierpnia.

To jest mój ostatni rok aktywności zawodowej, za 47 tygodni przechodzę na stypendium ZUS.

Spóźnione dzięki „słynnej koalicji” o 9 miesięcy.

Może dożyję.

Jeśli dobrze pójdzie to i reportaż będzie.

Więc muszę zgłosić plan urlopowy w firmie.

Pierwsza część urlopu – trzy tygodnie gdzieś w okolicach przełomu czerwca / lipca jest już zajęta na kurację sanatoryjną sponsorowaną przez NFZ.

Sierpień a właściwie jego pierwszą połowę odstępuję koleżance z firmy z którą dzielę wspólnie obsługiwane tematy – ma dwójkę małych dzieci, to chyba mówi więcej niż wiele.

Zostawało mi raptem 2 tygodnie urlopu, więc pierwsze podejście wskazywało na krótki wypad tylko do Bułgarii. Też lubimy ten kraj.

Szare komórki wypracowały stopniowo koncepcję dokładki, najpierw małej, dobrania urlopu bezpłatnego, do poziomu 3 tygodni. Wtedy przymierzyłem się do krótkiego wypadu z BG do Yalowa. Na kąpiele termalne. Zawieszone z planu TR 2011. Wtedy wpadł nam tylko Iznik.

Kolejny etap wewnętrznych dywagacji i dokładam kolejny tydzień bezpłatnego. A co mi tam. I tak powinienem już korzystać z uroku emerytalnych chwil.

Więc pojedziemy na 4 tygodnie, dwa tygodnie plaży i zwiedzania okolic Kizkalesi.

Poczynając od bliskiego sąsiedztwa – tak – Narlikuyu a tamże rybka – jak prokuruje to Iza, twierdzę w Silifke już kilkakroć oglądałem kątem oka przejeżdżając na trasie do i z powrotem.

Poszukamy też pomnika pewnego cysorza z Germanii któren się ponoć tam utopił.

Planów wycinkowych jest sporo.

Niestety – na wypad do Gruzji ( niedoszły plan 2012 ) – czasu urlopowego i zdrowia nie styknie.

To tyle na dzisiaj.

==

PS – to mój debiut w korzystaniu z edytora zwanego LibreOffice Writer.

Nie jestem pewien, jaki będzie efekt wklejania tekstu na forum i do grupy.

Może ujdzie w tłoku.

 

Fora: 

No wreszcie!

Cieszę się, że zamiast wczasowania w Mahmutlar w tym roku jedziecie do znanego i lubianego Kizkalesi, wątek też mam nadzieję, że się rozrośnie do godnych rozmiarów. Zapewne odświeżysz też sobie moją relację z 2013 roku, sporo czasu spędziliśmy wówczas w okolicach Silifke... Jeszcze nie opisałam wszystkiego, co wóczas w tych rejonach obejrzeliśmy. P.S. Edytor jak to edytor, najważniejsze, że da się pisać na niebiesko ;)

Kizkalesi to nie wszystko ...

ubiegłoroczny wypad lotniczy po Alanya był wymuszony ...

mniejsza o detale...

przede mną kompletowanie danych, właśnie z takich jak Wasza relacja ...

edytor działa na czarno,  niebieszczeję dopiero na forum...

koordynując z informacjami z FB - a tam teraz sami śpiący - jak pomnik mundurowych w stolicy ...

no - poza wyjątkiem Pana Jurka :-)

za którym oraz jego wspomnieniami z Adampola nie nadążam z czytaniem...  

Kizkalesi 2015 (2)

Założenia projektowe - Dojazd – powrót, po prostu trasa.

Tym razem przyjmuję inną koncepcję przejazdu ale też i częściowo poruszania się w okolicy.

 Przede wszystkim krótsze czasy dziennych „przebiegów”. Wiadomo, to już nie te lata, gdy potrafiłem kręcić wolantem z małymi przerwami na posiłki, picie i inne czynności fizjologiczne – nawet 14 godzin.

Do tej pory zakładałem zakończenie jazdy na godzinę przed zapadaniem zmroku – teraz będzie to już więcej. Miejsca noclegowe zostaną tak dobrane, aby wcześniejszy przyjazd pozwolił na popołudniowy spacer = zwiedzaniu a jak nie uda się – to zwiedzanie będzie po śniadaniu.

Po prostu zbyt wiele miejsc jest na trasie, gdzie już wielokroć obiecywałem sobie - „no to następnym razem zatrzymujemy się i zwiedzamy”.

A co co chcę zwiedzać ? Tym razem mniejszy akcent na rozmaite starożytności choć i je mam na uwadze. Raczej ostatnio wciągnęło mnie ujmowanie momentów życia codziennego, migawki uliczne…

A trasa ?

Po tych kilku latach mogę pojechać bez mapy, mam ją w głowie.

Wersja zasadnicza – to unikając autostrad – pominę tą „słonecznikowo - kukurydzianą” czyli Serbię, choć pozostaje ona w rezerwie na okoliczność wystąpienia niespodziewanych trudności i przeciwieństw losu.

Jedną z odkładanych obietnic jest dwunoclegowy pobyt w jednym z bułgarskich monastyrów w okolicach Montany. Wiąże się to z zamiarem przetarcia nowego odcinka czyli budowanego chyba z 10 lat mostu na Dunaju w Calafat – Vidin.

Wpadniemy też do jednego z naszych ulubionych kurorcików bułgarskich a mamy ich 3 w zanadrzu.

Potem – znów tylko przeskok przez Stambuł, znów go odkładam na zaś, to znaczy na za rok. Gdy nie będę już zgłaszać planu urlopowego.

I korci mnie, by za Izmitem odbić na Yalowa.

To zaś wskazuje na Bursę. Muszę odszukać informacje, bo sobie przy poprzednich planach gdzieś zachomikowałem.

Dalej przez Inegol – tylko którą trasą do Kutahya ?

Przygotuję sobie opisy kilku małych miejscowości na trasie jako kandydatów noclegowych – niektóre wpadły mi w oko – jak na przykład Cay lub Mut.

Droga powrotna to będzie już i chłodniej i dnie coraz krótsze. Tradycyjnie objazdowe wakacje kończyliśmy spłukaniem kurzu podróżnego na węgierskich termach – mamy tam kilka ulubionych miejscówek – ot choćby Bogacs niedaleko Miskolca.

Reasumując – 50 % czasu na człapanie, drugie tyle na plażę i okolice Kizkalesi.

Czy to będzie można nazwać wojażem po Turcji – czas wykaże – coraz chętniej improwizujemy i na trasie ostatecznie komponujemy program.

I jeszcze jedna innowacja – zmieniamy osiołka, dotychczasowy dostał i tak za dużą szansę – jeszcze w zeszłym roku został przygotowany przez mechanika ( pana Andrzeja ) na trasę do Turcji. Jednakże los nie okazał się łaskawy – koszt ewentualnej wymiany wtrysków w prawie już 14 letniej Xsarze przekroczył jej całkowitą wartość notowaną na giełdzie.

To tyle na dzisiaj a i tak się rozpisałem, bo lekkie przeziębienie odwiodło mnie od wykorzystania wyjątkowo sprzyjającej pogody do porządków ogrodowych.

 

 

 

Fajnie się rysuje plan!

Interesuje mnie szczególnie ten Mut na trasie, mam nadzieję, że się tam zatrzymacie. Nowy osiołek? - gratuluję :)

Yalova i kąpieliska termalne...

 

Dojazd i realizacja planu – Yalova.

Tak się dziwnie złożyło, że do tej pory ani razu w pełni nie skorzystaliśmy z tureckich kąpielisk mineralnych.Podchodziłem już kilkakrotnie do tego tematu z mizernym jednak skutkiem.

Użyłem zwrotu „ani razu w pełni”, co nie znaczy, że w ogóle.

Pierwszy raz posmakowałem cieplej kąpieli w basenie przy małym rodzinnym pensjonacie pod Pammukale – ale to były lata 90-te. No i nie za bardzo termalna była woda.

Kąpieliska termalne jak do tej pory kojarzyły i kojarzą się nam z tymi u Bratanków.

A tymczasem …

Jadąc w 2009 do Kapadocji w ogóle nie myślałem jeszcze wtedy o takich okazjach.

Podróż była wielką improwizacją. Prawie jak "randka w ciemno".

Jeszcze po drodze otarliśmy się o Rodopy a tam – zaskoczenie w malej miejscowości Dobrinishte – basen termalny na wzór węgierski.

Stamtąd dojechaliśmy na nocleg do Harmanli. Rankiem wjechaliśmy do Turcji.

Nie wiedziałem ile ujadę, więc nic nie rezerwowałem na trasie – jak przyszedł późny wieczór zjechałem w okolicach Akyaka z rury. W pierwszym miasteczku – motel mordownia i to za wysoką cenę.

Dwóch młodzieńców spotkanych na ulicy widzących, że się rozglądamy – poradziło nam pojechać kilkanaście kilometrów dalej – do Kuzuluku. Tam powiedzieli są kąpiele więc będą i nocleg.

Dojechaliśmy około północy. Po noclegu objechaliśmy dookoła miasteczka ale kąpieliska w naszym wyobrażeniu nie znaleźliśmy.

Rok później wracaliśmy z Kizkalesi trasą na Ankarę, nie miałem śmiałości jeszcze rwać się drogą krajową przez Konya. Za Ankarą zjechaliśmy do Kizilcahamam – wtedy już wiedziałem, że to też jest kurort termalny. Znów bardzo późno znaleźliśmy nocleg ale rankiem nie było nam w głowie rozglądać się za kąpieliskiem – lało jak cebra i było zimno.

Kolejne lata to zaglądnięcie do kurorciku Simav. Wtedy się upewniłem, że na tureckich basenach nie ma koedukacji. A na pewno w Simav. Jedne dni dla pań, inne dla panów. Zajrzeliśmy tylko na basen. Połowa września – było pustawo.

Kolejny przypadkowy nocleg na trasie to termy w Ilgin. Z okien hotelu widać było basen z zjeżdżalnią.

Zaszedłem do piwnicy hotelowej – był tam też basen ale zaduch straszliwy.

Kolejny lekko zaplanowany nocleg w Gazligol pod Afyonem. Też szukaliśmy noclegu a potem wieczornym spacerem kąpieliska. Bezskutecznie.

Od ponad roku powracam do tematu – teraz postawiłem na Yalova. Jakoś trudno mi szło z rozpracowaniem. Dzisiaj przejechałem się po stronce www tamtejszego kąpieliska. Jedno wreszcie jest pewne – na fotkach basenowych jest wodna koedukacja.

Zatem minimum 2 noclegi a jeden dzień na spacery po okolicy i bodaj maks 3 godzinny pobyt na basenie z temperaturą wody 38 st. C.

Nadal będę poszukiwać relacji krajan, którzy zażywali tam kąpieli. Gdyby komuś udało się znaleźć jakiś opis – będę wdzięczny i za linki i za wszelakie informacje.

Kilka fotek z Dobrinishte, Simav i Gazligol – po odszukaniu postaram się wkleić do fejsowego braciszka TwS.

Do Mut jeszcze daleka droga...

c.d.n.

 



 



 

 

Karaman...

Kizkalesi  2015 (6)

Założenia projektowe.

Dojazd i realizacja planu – Yalova => Karaman

Sporo wody w Wiśle upłynęło zanim dojrzałem do wystukania klawiaturą zarysu kolejnego odcinka trasy.

Studiowałem trasę od Yalova do Silifke, zawężając ją do Mut. Ten Mut jakoś zakodował mi się w głowie. Nie tylko dlatego, że udało nam się okien samochodu wykonać kilka ( moich zdaniem ) ciekawych fotek.

Zapamiętałem je jakoś z tego względu, że po dłuższej jeździe po trasie podgórskiej wreszcie wjeżdżało się do miasteczka w którym kwitło życie na ulicach.

Również do zaliczenia miały być ruiny w okolicach – wymieniałem się informacjami z Izą, oni też mieli penetrować ten teren ale chyba przeoczyłem relację – jeśli była.

Postanowiłem uczynić Mut miejscem noclegu na trasie – przyjąłem, że damy radę dojechać tam z Yalova jeszcze przed zmrokiem. Przeszukiwania netowe potencjalnych miejsc do spania rozczarowały. Informacje o tamtejszym domu dla bakałarzy zniechęciły standardem a inny a jedyny bodaj hotel w tym miasteczku ma charakter SPA i adekwatne dla tego obiektu ceny. I nic innego w okolicy.

Wróciłem zatem na trasę i…

Przyjrzałem się sugestiom Izy przekazanym innemu naucie o okolicach Konya.

Resztówki ( ruiny ) w Birbinkilise i Kilistra tudzież jeziora Mekke, Acigol i Obruk nie znalazły mojego uznania. Dlaczego ? Bo i trzeba byłoby zjechać z trasy dość sporo, drogą wymagającą autka terenowego a po dojechaniu w okolice owych obiektów nie widziałem nic ciekawego a raczej nadającego się do noclegu.

Padło zatem na Karaman.

Dlaczego ? Bo jest tam solidny dom nauczyciela do spania, w razie niespodzianki typu zajęte wszystkie miejsca – to jest kilka hoteli w tym jeden o przyzwoitym poziomie cen.

Połapałam ile się da informacji o samym Karaman a tamże znalazłem:

- Zamek ( kalesi ) zawierający w środku teatr,

- meczet Aktekke,

- kościół Cesmeli,

- muzeum miejskie

- Hatuniye Madrasa.

To wszystko dość blisko.

A jak się rozpędzę – to w okolicy skalne magazyny zbożowe Taşkale.

Generalnie nastawienie na obserwację takiego życia codziennego z dość dużego miasta ale prowincjonalnego.

Tradycyjnie szukałem w okolicach ( a i wcześniej na trasie ) poloniców, nie przyuważyłem.

Mut i Karaman

Faktycznie, mieliśmy zamiar zahaczyć o Mut, ale jakoś inaczej pojechaliśmy z wybrzeża śródziemnomorskiego do Kapadocji, zamiast przez Mut to przez tzw. Wrota Cylicyjskie nad Adaną. W Karaman też nie byliśmy, tym bardziej będę czekać na foto-relację!

raczej nie śladami TwS...

ale troszkę wedle ich metody...

faktycznie - coś mnie zawsze korci jechać i być tam, gdzie jeszcze Was nie bylo - tak jak np. w Divrigi ...

:-)

realia i korekty...

primo - mam max 3 tygodnie urlopu

secundo - nasze ministerium inostrannych d(z)ieł szerzy panikę.

póki co - planu nie zmieniam - okres urlopowy wyznacza start 11 września...

co najwyżej okroję pewne segmenty zwiedzania na rzecz improwizacji w rezultacie zauważenia brązowych tablic przy trasie głównej ...

 

2 dni do startu...

Jednak jedziemy, choć lekko wątpiłem.

Kilka dni temu odbiór nowego ( po programie demo ) osiołka ze stajni kia.

Wczoraj formalnie przekazałem karty urlopowe.

Dzisiaj zgłosiłem swoj wyjazd do programu Odyseusz - na razie dostałem lakoniczne potwierdzenie rejestracji w tym dwa namiary telefoniczne do konsulatów w Istambule i Ankarze. Pierwszy raz to czynię z całą powagą aczkolwiek z podtekstem "testowym".

Tym nie mniej zawsze moi dziadkowie powiadali - "strzeżonego Pan Bóg strzeże".

Jutro zakup e-wizy i polisy Vojażera - tradycyjnie w PZU.

 

Turcja 2015 by jacky @ maryla

18 godzin do wyjazdu.

Wszystko prawie że spakowane.

Z e-vizami był mały problem - moje dwie karty płatnicze nie były honorowane.

Nie wiem dlaczego.

Dopiero pomoc zaprzyjaźnionej osoby prowadzącej solo biuro podróży w try miga sprawę uskuteczniło.

Właściwie od jutra zaczynam treść właściwą dzienników pokładowych - to jest opcja testowa.

Wracam na turecki szlak po dłuższej przerwie bo od roku 2012.

Nie wiem też jaka będzie siła działania wi-fi na trasie i na miejscu docelowym.

Ano zobaczymy.

Trzymcie za nas kciuki.

 

meldunek z trasy - BG - Czernomorec

wczoraj dojechaliśmy do Czernomorca i zatrzymaliśmy się na 2 dniową przepierkę i zrobił się nam pobyt sentymentalny jako, że 20 lat temu zaczęliśmy od tej miejscowości przyjazdy do BG ...
wczoraj odwiedziliśmy naszego pierwszego gospodarza Kolę - staruszek skończył 88 lat - ale bardzo serdecznie nas przyjął i ugościł, szkoda tylko, że 3 lata temu zmarła jego żona Zlatka...
samo życie...
jutro przekraczamy granicę BG/TR...
pozdrawiamy

walutowe dylematy...

zastanawiam się jak rozegrać zakup HGS na PTT Kirklareli - to znaczy wiedząc, że nie przyjmą zapłaty w €, więc muszę wcześniej poszukać banku albo jubilera, bo jak wiadomo złotnicy pełnią też funkcję czeńczmenów, zresztą i tak muszę już mieć większą kasę lokalną na drobne zakupy...

zasadniczo ostatnio wymieniałem $ u jubilera z Kizkalesi bo wymiana w banku to sporo procedury włącznie z legitymowaniem paszportowym i na samym początku pobieraniem numerku do okienka kasowego - a wszystkie napisy są jedynie w języku lokalnym...

ostatnio w Karasu ochroniarz rozpoznał we mnie yabanci i załatwił mi obsługę pozakolejową ...

 

Bilecik do Kizkalesi

pozdrawiamy z Bileciku - dotarliśmy tutaj późnym wieczorem mając ponad 2 godzinne opóźnienie - wszystko za sprawą totalnego balaganu w instytucji PTT Kirkrareli, bo takie było oczekiwanie na kartę HGS, na 13 okienek pracowało tylko jedno, reszta na naszych oczach poszła na przerwę obiadową a pozostali uczynili cuś w gatunku strajku włoskiego, miejscowa ludność oczekująca w numerkowej kolejce zaczęła się buntować aż wreszcie aparat numerkowy padl trupem, po śniadanku start dalej ale program musi być zmodyfikowany....

:-)

półmetek...

Pobytu i wojażu właśnie dzisiaj mija.

Jednak mam wrażenie niedosytu, niespełnienia.

Cóż, po prawie 3letniej przerwie w tak długich i dalekich a samodzielnych wojażach.

Zastanawiamy się z Marylą - dlaczego mamy takie odczucie.

Na pewno zniewoliły nas wygodnickie loty do Egiptu - ale to chyba idzie o sam pobyt.

Na trasie czułem się dobrze, zarówno wtedy gdy jechałem znaną mi prawie na pamięć trasą jak też i nowymi odcinkami.

Plan zwiedzania runął. Właściwie to projekt przewidywał późniejszy wyjazd ale splot innych czynników spowodował, że wręcz musieliśmy zabrać się w tym terminie.

I masz babo placek - najpierw w plecy na poczcie w Kirklareli, potem duża dokładka na autostradzie pod a razej za Istanbułem.

A na miejscu powalająca temperatura. Nawet to, że mamy młodszego osiołka to nie chce mi się nań wsiadać.

Może muszę dojrzeć, choć accuweather nie wskazuje zamiaru znacznej obniżki temperatury.

Wczoraj musiałem spasować z wstawiania tutaj fotogafii - nie mogłem sobie przypomnieć jak to się czyni i poszedłem wstawiać na fejsa.

Przed chwilą i mnie dopadła zemsta wezyra, preparaty zażyte ale Marylę męczyła ta cholara od soboty.

Jednak nam ta odmienna flora bakteryjna nie służy.

Trzymajcie się i zdrowiejcie!

Na pocieszenie (wiem, że słabe) mogę dodać, że nas upały pokonały na Krecie i też nie zobaczyliśmy wszystkiego tego, co sobie planowaliśmy :(

półmetek...

pobytu w Kizkalesi i zarazem półmetek urlopu...

jakoś z rana jestem nieusatysfakcjonowany a z upływem dnia poprawia mi się samopoczucie...

może decydowało też zmęczenie które przywieźliśmy z sobą z kraju ...

dopiero teraz z nas spływa ...

Kizkalesi

Bo może potrzebujesz nowych doznań i adrenaliny? Odrzuć zatem wygodę i leniwy bezemocjonalny wypoczynek i wyrusz na wschód - tam może czeka Was przyjemna, lecz z dreszczykiem. przygoda...

starość nie radość ...

wyruszyłem po prawie 3 letniej przerwie na tak długą podróż...

z jednej strony chcialem sprawdzić, jakie są moje psycho - fizyczne możliwości...

z drugiej strony chcieliśmy się z marylką upewnić, czy takie mogą być nasze najbliższe lata na tym łez padole który zapanuje za ciut ponad 4 miesiące gdy przejdę na wieczyste stypendium ZUS...

tak - wiem, iż ocieram się o strefę zakazaną - ale tam mi wystarczy ...

pozdrawiam - zadając pytanie - gdzie w tym roku skierowaliście swoje kroki z camperem ?

 

Podróż 2015

Podróż 2015 wypadła na płn Włochy oraz Istrię. W planie było zwiedzanie oraz opalanie (wyjeżdżaliśmy w 30st. upałach) co sprawdziło się do Triestu. Pod Triestem, parkując pod wiszącą skałą, zastała nas burza, która udowodniła, iż kamper nie jest szczelny i musieliśmy w jego wnętrzu rozbić namiot!:) Potem było chłodniej i w Chorwacji już nie było dobrego nastroju na plażowanie, zatem więcej zwiedzaliśmy, smakowaliśmy i  degustowaliśmy (chociaż to ostatnie to raczej w  Słowenii), czyli robiliśmy to, co lubimy. Wracaliśmy nietypowo przez Austrię. Dwa tygodnie włóczęgi i cztery tys. km przeleciało, ale bez satysfakcji - Chorwacja i Słowenia są namiastkami Italii i jako takie - nie zasmakowały nam. Potwierdziło się, że liczą się tylko Włochy i Turcja. No i może Rumunia...

Bałkan zniszczy każdego ;)

Tak na serio, to mieliśmy bardzo podobne wnioski po tegorocznym wojażu letnim przez Bałkany i Grecję. Niby pięknie, ładnie i ciekawie, ale snuliśmy wspomnienia z Włoch i Turcji, tęskniąc też za kuchnią tych dwóch krajów. O Rumunii intensywnie myślimy, ledwie ją liznąwszy w 2011 roku...

Podobnie mamy :)

Jeśli idzie o smaki to mamy podobnie. Tyle, że Bułgaria jeszcze jest całkiem niezłą namiastką Turcji w tym względzie. Jeśli idzie o Rumunię, to średnio nam się spodobała. Góry ładne, ale wszystko co ludzką ręką stworzone jakieś takie brzydkie i zaniedbane. 

A co do przyrody, to poza Turcją i Włochami, na pierwszeństwo wybija się Austria. Alpy są piękne. Jeszcze tylko Alpy Francuskie mi się marzą - w Tour de France te wszystkie serpentyny wyglądają cudownie.

Bałkany

Wasz tegoroczny itinerar to naprawdę bałkański maraton, więc Twoja opinia jest miarodajna. Myśmy tylko - niechętnie - liznęli kawałek tego świata i nie posmakował, ale chyba jesteśmy w mniejszości, bo polski słychać tam na każym kroku. Miałem zamiar "zrobić" Normandię i Bretanię, ale prognozy pogody nas odstraszyły i z konieczności odwiedziliśmy Istrię.

Z Rumunią mam podobnie - pamiętam ją sprzed kilkunastu już lat i trochę obawiam się, że real zniweczy te dobre wspomnienia. Ale to jest niepowtarzalny kraj: trochę bałkański, trochę romański, trochę niemiecki. Mnie intrygują ślady Daków i Rzymian, jeszcze (chyba) nie spaskudzone komercją. Next year, po drodze do Turcji? 

I to jest świetny plan!

Połączenie przejazdu i zwiedzania Rumunii z dalszą trasą do Turcji - to jest to! Też bym tych Daków i Rzymian poszukała, przyznaję. W świetle ostatnich wydarzeń z zamykających się granic (serbsko-węgierska, serbsko-chorwacka) zaczynam obawiać się o naszą swobodę podróżniczą, a Rumunia pozostaje ciągle otwartą drogą na południe...

tradycja zobowiązuje ...

w pogaduszkach z Marylą jeszcze nie napomknąłem o niezrealizowanym punkcie wojażu...

Sycyli...

czy damy radę ?

za rok ...

Sardynia?

Może jednak Sardynia? Ja byłem zachwycony! Iza też dobrze komentowała swoje pobyty... A Sysylia - dużo niedobrych opinii :(   Ale najważniejsze są marzenia, więc jeśli pragniesz zajrzeć w paszczę Etny, to już teraz  "szacun" !

Edirne czy Derekoy ?

qurde - załamuje mnie dzisiejszy news - przeczytany na onecie - tzw. imigranci zablokowali Edirne a ja mam / miałem zamiar tamtędy wracać już w najbliższą środę, pogranpunkt Derekoy / Małko Tyrnovo - też są problemy - ponoć w ostatnich godzinach bułgarscy pogranicznicy zatrzymali ca 400 "przesiedleńcow" - czy do środy turecka policja, żandarmeria opanuje sytuację ?

Coraz trudniej jest podróżować :(

Mam nadzieję, że Jacky bez przeszkód wydostanie się z Turcji, podobnie jak inni moi znajomi, którzy tam właśnie wojażują. Wędrówki ludów poważnie utrudniają turystom życie, napiszę samolubnie, bo coraz trudniej jest zaplanować mi kolejne podróże :(

Orfeusz ...

mając czuja przed wyjazdem zalogowałem się z marylą do tego programu polskiego MSZ...

dostałem w zamian dwa nr telefonów do konsuli w Ankarze i Istanbule ...

leśne dziadki boją się ujawnić swoje @ namiary ?

a Imć Schetyna tylko potrafi pluć politycznie na Prezydenta RP ?

teraz wychodzą na jaw skutki medialnych manipulacji i bezrobocia ministerialnego ...