Ryzykowne plany rządu tureckiego

Pisaliśmy niedawno o pokojowym planie rządu tureckiego dla Kurdystanu. Tymczasem agencja AFP przynosi nam ciekawą refleksję na temat możliwych skutków wdrożenia tego planu.

W zeszły piątek, podczas burzliwej sesji parlamentarnej minister Besir Atalay przedstawił konkretny plan rządowego projektu, dającego 12-milionowej społeczności Kurdów tureckich nadzieję na zakończenie trwającej już 25 lat kampanii separatystycznej, inspirowanej przez Partię Pracujących Kurdystanu (PKK).

Proponowane przez rząd w Ankarze rozwiązania obejmują: zezwolenie na używanie tradycyjnych kurdyjskich nazw dla miejscowości, w których większość mieszkańców stanowią Kurdowie, zezwolenie na używanie języka kurdyjskiego w kampaniach wyborczych oraz pozwolenie da skazańców na porozumiewanie się w języku kurdyjskim podczas spotkań z rodziną.

Te wydawałoby się obiecujące postanowienia znalazły się pod ogniem krytyki zarówno ze strony PKK, jak i tureckiej opozycji parlamentarnej. PKK skrytykowała proponowane rozwiązania jako powierzchowne i zapewniła, że nie zejdzie z bastionów górskich z powodu ich wdrożenia. Z drugiej strony lider opozycyjnej w stosunku do PKK Partii Akcji Narodowej (Milliyetçi Hareket Partisi, MHP), Devlet Bahçeli oznajmił, że rząd negocjuje z "terrorystami", a główny lider opozycji - Deniz Baykal z Republikańskiej Partii Ludowej (Cumhuriyet Halk Partisi - CHP) oskarżył AKP o plany "zniszczenia i podziału Turcji".

W ten sposób rządząca partia AKP znalazła się w sytuacji, w której próby spełnienia żądań Kurdów stawiają ją w opozycji do wyborców ze stronnictw narodowych.

Odpowiedzi

Oferta

1. Zezwolenie na używanie tradycyjnych kurdyjskich nazw dla miejscowości, w których większość mieszkańców stanowią Kurdowie. 2. Zezwolenie na używanie języka kurdyjskiego w kampaniach wyborczych. 3. Pozwolenie dla skazańców na porozumiewanie się w języku kurdyjskim podczas spotkań z rodziną. Jeśli to cała oferta dla Kurdów, to chyba to już jest koniec tureckich marzeń o UE. Jaś Wędrowniczek

Tureckie marzenia o UE

Z rozmów z wieloma Turkami odniosłam wrażenie, że przystąpienie do Unii Europejskiej wcale nie jest marzeniem wszystkich obywateli Turcji... Powinniśmy się w UE otrząsnąć z takiego mylnego wrażenia, że jesteśmy rajem i ziemią obiecaną w jednym. Turcja zapewne dobrze sobie poradzi bez członkostwa w UE (jak i do tej pory sobie dawała radę), a nawet bez NATO, ale tutaj w drugą stronę może się to okazać niezbyt korzystne.

Raj na ziemi

U nas też wielu obywateli nie marzyło o Unii Europejskiej. Ksenofobia, jako forma patologiczna, jest przypadłością wszystkich nacji. A co do raju, to raj na ziemi był tylko w Raju. Z całą pewnością dowodem na to, że Turcja nie traktuje EU jako raj na ziemi, jest kilka milionów Turków w Republice Federalnej Niemiec oraz kilkadziesią lat starań o członkowstwo. Napewno robili to z wielkiej niechęci do Unii.;-)