Po cóż jechać do Turcji czyli perypetie Lilki i Madzi

Chociaż zawarte w tytule pytanie zadaje sobie zapewne wielu współczesnych podróżników i wczasowiczów, stojących przed wyborem celu kolejnej podróży, to nie o nich będzie tu mowa. Jak wiadomo, do Turcji jeżdżono w celach turystycznych od dawien dawna, a w XIX wieku w Stambule gościło wielu Polaków, którzy chętnie pozostawiali spisane wrażenia i relacje. Na przełomie XIX i XX wieku moda na Wschód nie ustała, a ślady orientalnych fascynacji znaleźć można w twórczości Bolesława Leśmiana, Antoniego Lange czy też Tadeusza Micińskiego.

Widok na Wieżę Galata w Stambule

Tęsknota za Orientem

W środowisku intelektualistów i artystów wychowały się córki Wojciecha Kossaka - Maria i Magdalena czyli właśnie Lilka i Madzia, główne bohaterki tego artykułu. Podróż do Turcji była dla nich konfrontacją własnych wyobrażeń z tamtejszą rzeczywistością. Jakie były te wyimaginowane obrazy Turcji? - o tym najpiękniej pisała Lilka w wierszu "Pocóż jechać do Turcji", który stał się jednocześnie jej debiutem literackim. Znalazł się on bowiem wśród trzech wierszy Lilki opublikowanych w 1922 roku w czasopiśmie "Skamander". Warto zwrócić w tym momencie uwagę na fakt, że, wbrew często powtarzanym stwierdzeniom, wiersz powstał przed podróżą do Turcji, a nie - po niej, a więc zawierał jedynie wyobrażenia autorki, a nie - jej wrażenia z wojażu.

Kule z puchu wśród trawy błyskają jak świeczki,
i ogród drży marzeniem od haszyszu chórem.
Po cóż jechać do Turcji - Pachnie bez turecki,
półksiężyc blady wschodzi tak jak nad Bosforem.

Za bramą tramwaj dzwoni, kurzu pełno, huku,
tu trawa niekoszona, puchowa, wysoka,
pstry dywan i ust twoich słodkie rachatłukum
i szalik mój zielony, jak sztandar Proroka.

Jak Bej z Perłą haremu samiśmy zostali...
i pić możemy z naszych ócz pełnych zamętu,
ja, pobladła Leila i ty, Mechmed Ali,
najpiękniejszą, najsłodszą z tajemnic orientu!

Tureckiego Khediwa dym w kłębach się waha
i zapachniał do rymu ciemny kwiat nasturcji.
Milczenie jest tureckie, obce Na Ałłacha!
Po cóż jechać do Turcji? Do dalekiej Turcji?

Daleka podróż

Okazja do konfrontacji tej poetyckiej wizji z realiami tureckimi nadarzyła się w 1923 roku. Ówczesny mąż Madzi, Jan Starzewski, pełnił w latach 1923-1925 funkcję II sekretarza Poselstwa RP w Bukareszcie. Zachęcił on żonę i jej siostrę, by lato 1923 roku spędziły nad Morzem Czarnym, w Konstancy. Stamtąd owa trójka, w towarzystwie tajemniczego Belga, Marcela de Moor, wybrała się statkiem do Stambułu. Radość związaną z pobytem w Turcji świetnie oddaje kolejny wiersz Lilki, "Daleka podróż", który ukazał się po raz pierwszy w 1924 roku, w tomiku "Różowa magia":

O świcie Słońce stoi w zielonym bazarze
sprzedając złote noże i wrzące topazy -
i zasłania śmiech pusty palmowym wachlarzem,
i mówi ci: "Dzień dobry - jesteś w Azji, w Azji..."
Południe w białym stroju z brylantową listwą,
w turbanie pozwijanym z dalekich fantazji
składa ręce na piersiach i błaga: "Weź wszystko
i skryj głęboko w sercu - jesteś gościem w Azji..."
A wieczorem przez okno, mimo muszarabii,
wpada z księżycem w zębach Mrok drżący w ekstazy
i szepce: "Oddaj mi się, a potem mnie zabij
złotym sztyletem słońca! Jesteś w Azji, w Azji...

Nastrój euforii, towarzyszącej podróży do Stambułu, świetnie wyrażają myśli, przypisywane Lilce przez jej siostrę w książce "Maria i Magdalena": Nawet nie pragnęła o tym zamarzyć. Ałłach jest wielki! Sprowadził ją tutaj, aby jej pokazać, że warto było pojechać do Turcji [1].

Obyś żył w ciekawych czasach

Z całą pewnością można pozazdrościć Lilce i Madzi niezwykle szczęśliwego trafu, który sprowadził je do Turcji właśnie w tym czasie. W lipcu 1923 roku dobiegły kresu negocjacje pokojowe, których wyniki zawarte zostały w Traktacie Lozańskim. Kończył on ostatecznie wojnę grecko-turecką oraz stan wojny z państwami Ententy, w którym Turcja znajdowała się od 1914 roku. Od tego czasu społeczność międzynarodowa zaczęła oficjalnie uznawać istnienie Republiki Tureckiej jako spadkobiercy Imperium Osmańskiego.

Latem 1923 roku, podczas wizyty Lilki i Madzi, stolicą Turcji był jeszcze Stambuł, który już wkrótce, w październiku tego roku, miał utracić swój wyjątkowy status na rzecz Ankary. Natomiast od listopada 1922 roku nie mieszkał już w Stambule ostatni sułtan - Mehmed VI, wygnany z kraju na mocy uchwały Tureckiego Zgromadzenia Narodowego. Kwestie polityczne nie umknęły zresztą uwadze naszej grupki podróżników: Wśród tego egzotycznego tłumu [...] spacerują z tym swoim niedbałym, a jednocześnie najlepszym szykiem na świecie angielscy oficerowie. [...] - Skąd oni się tu wzięli? - pyta Madzia. - To jest część wojsk sprzymierzonych, którzy chwilowo okupują Turcję, tak samo jak Francuzi i Amerykanie [1]. Pamiętajmy, że ostatnie oddziały alianckie opuściły Stambuł dopiero 2 października 1923 roku.

Czasami skalę ogromnych przemian ustrojowych i obyczajowych najlepiej odzwierciedlają pozornie niewiele znaczące obserwacje i drobnostki. Tak opisany jest przez Madzię port stambulski: Port z daleka pstrzy się wszystkimi kolorami jak klomb z kwiatami. Głowy Turków w czerwonych fezach przypominają maki. Przeważa kolor czerwony, błękitny i piękna zieleń Proroka [1]. Już dwa lata później takich widoków na próżno było szukać w Turcji - zgodnie z dążeniem pierwszego prezydenta kraju, Mustafy Kemala Atatürka, do jak najdokładniejszego upodobnienia państwa do krajów europejskich, uchwalona została tzw. „ustawa o kapeluszach". Zakazywała ona noszenia fezu i nakazywała mężczyznom noszenie kapeluszy z rondami, a przykład dał sam prezydent, przywdziewając białą panamę. Odtąd noszenie fezu było przestępstwem kryminalnym [3].

Do tej ustawy zresztą odnosi się fragment wspomnień naszych podróżniczek. Otóż Lilka odwiedziła ponownie Stambuł kilka lat później i z wielkim rozczarowaniem przyjęła brak głów w fezach zdobiących krajobraz miasta: Ach, to już nie ten Konstantynopol, Madziusiu! Tajemnicze dawniej, zawoalowane kobiety wyglądają mniej więcej jak nasze służące, a Turcy nie różnią się niczym od warszawskich żydowskich kupców i bankierów. [...] Nie ma już po co tam jechać... [1].

Umysł zniewolony przewodnikami?

Nie zabrakło podczas podróży elementów komicznych. Postacią, z której jawnie naśmiewa się Madzia jest jej małżonek, zaopatrzony w stosowny przewodnik i zasypujący towarzystwo wyczytanymi w nim informacjami: Jaś wyciągnął z kieszeni Baedekera i rzeczowo objaśniał reszcie kompanii, z jakiej epoki pochodzą ruiny starej warowni, widniejącej na jednym z brzegów, lub resztki starego zamku. - Te tureckie fortece: Rumeli Hissar i Anadolu Hissar - mówił tonem profesorka - pochodzą jeszcze z czasów, kiedy Mahomet Drugi położył kres Bizancjum, zdobywając w roku tysiąc czterysta pięć dziesiątym trzecim Konstantynopol. A tam powinny się znajdować - mówił znów zaglądając do Baedekera - ruiny greckiej Akropolis [1].

Reakcje reszty towarzystwa świadczyły jednak o niezmiernym znudzeniu takimi opisami: Madzia wzdychała niecierpliwie. Wcale nie chciała się uczyć [...] Ależ on nudziaż, ten Jan - mruknął do Madzi Marcel [1]. Widać tu jak na dłoni, że pomimo upływu prawie stu lat, najpowszechniejsze postawy turystów wcale się nie zmieniły. Co prawda nie było jeszcze wówczas przewodników Lonely Planet, o których powiada się, że przybysze z Zachodu stają się ich niewolnikami [4], ale istniały inne popularne wydawnictwa, określane mianem bedekerów, pochodzącym od nazwiska XIX-wiecznego inicjatora serii wydawnictw turystycznych. Jan Starzewski stanowi świetny przykład turysty bezgranicznie przywiązanego do przewodnikowych opisów, zwiedzającego z nosem w książce i bardziej zwracającego uwagę na słowo pisane niż na odwiedzane miejsca. Porównuje się jego postawę do Anglików, którzy w podróży chcą wszystko widzieć dokładnie i bez przewodnika nie ruszają się [1]. Jego towarzysze natomiast wolą wchłaniać w siebie te niezwykłe widoki, jak stare kolorowe sztychy [1], zaniedbując całkowicie nawet podstawowe wiadomości o tym, co oglądają.

Kolejnym, ciekawie przedstawionym typem, jest tzw. "Polak na Wschodzie", a konkretnie - urzędnik polskiego konsulatu, pan Lityński. W opisach przedstawiony został jako osoba przemądrzała, pouczająca turystów z Polski co do sposobu zachowania się na bazarze, a jednocześnie określająca Turków mianem hołoty. Odradzał także wizytę w dzielnicy Galata, z powodu zamieszkania jej przez prostytutki. Reakcja na to ostrzeżenie musiała go niezmiernie zaskoczyć: Właśnie, właśnie... my chcemy to zobaczyć! - pisnęła Madzia [1]. Czyżby Madzia stała się w ten sposób prekursorem coraz popularniejszej obecnie turystyki slumsowej?

Na turystycznym szlaku przez Stambuł

Jak zwiedzało się w latach 20-tych XX wieku Stambuł? Okazuje się, że w bardzo podobnym stylu, co obecnie. Najpierw trzeba było zaplanować wycieczki po mieście: Jaś [...] robił plany wycieczek po Konstantynopolu na następne dni: - Musimy zwiedzić po kolei wszystkie meczety - rzekł [1]. Takie zaangażowanie bardzo mocno przypomina styl turystyki uprawianej przez niektórych znanych nam miłośników tego miasta oraz, nie ukrywajmy, nastawienie samej ekipy Turcji w Sandałach.

Co faktycznie odwiedziły w Stambule Lilka i Madzia? Również tutaj brak wielkich zaskoczeń - najważniejszym przeżyciem była wizyta w Hagia Sophii oraz na Wielkim Bazarze. Ciekawie czyta się relację z wizyty w dostojnej świątyni bizantyjskiej, która w 1923 roku pełniła jeszcze funkcję meczetu, a nie - muzeum, którym stała się w 1935 roku [5]. Podróżniczki mocno odczuły tę różnicę, zwłaszcza że patrzono na nie z oburzeniem gdy chodziły po tej części meczetu, która przeznaczona była wyłącznie dla mężczyzn. Zwraca uwagę kilka różnic pomiędzy ówczesnym wyglądem Hagia Sophii a jej stanem obecnym: Bizantyńskie anioły na murach zamalowane były z wyjątkiem skrzydeł, które, skrzyżowane, tworzyły dziwną i niesamowitą ornamentykę. W ścianach zostały wnęki po dawnych ołtarzach, w których wisiały modlitewniki tureckie [1].

Na słynnym Wielkim Bazarze podróżnicy kupowali, naturalnie, dywany oraz rozmaite drobiazgi. Najważniejszą różnicą, jaką można dostrzec w funkcjonowaniu tureckiego bazaru na przestrzeni ostatnich 90 lat jest to, że dawniej potencjalnych klientów częstowano kawą i konfiturami, a obecnie regułą jest herbata, czasami nawet, o zgrozo, jabłkowa! Poza tym plan zwiedzania Stambułu zakładał rejs na Wyspy Książęce, wizytę na cmentarzu w dzielnicy Eyüp, skąd podziwiano panoramiczne widoki na miasto i morze Marmara oraz w dawnym pałacu sułtańskim.

W tym ostatnim przypadku Lilka i Madzia zajrzały jednak nie do najpopularniejszego obecnie wśród turystów pałacu Topkapı, ale do pałacu Dolmabahçe, który określały mianem Bachczyseraju. Były zresztą tym pałacem mocno rozczarowane, zwłaszcza połączeniem bogactwa Orientu z kulturą europejską: Przy wschodnich wazach i najcenniejszych dywanach stały krzesła secesyjne lub fałszywe ludwiki. [...] Paskudna duszyczka ostatniego z sułtanów - Abdul Hamida pływała w powietrzu, objawiając się jakąś zastrachaną kokieterią w stosunku do mocarstw europejskich (w rzeczywistości ostatnim sułtanem był Mehmed VI - uwaga redakcji) [1]. Ciekawe jaka byłaby reakcja podróżniczek na wiadomość, że za 15 lat w tym samym budynku miał umrzeć pierwszy prezydent Turcji - Atatürk? Zapewne umocniłoby je to w przekonaniu o złej atmosferze tego miejsca, w którym Czuło się jak gdyby zapach krwi... [1].

Podróż pełna zaskoczeń

Oczywiście w podróży nie obyło się bez zaskakujących doświadczeń i sytuacji. Jedną z największych niespodzianek okazał się zapach "dziadów" czyli pielgrzymów i żebraków, którzy roztaczali wokół siebie woń olejków różanego i sandałowego. Wywarło to na podróżniczkach tak wielkie wrażenie, że aż Madzia opisała ten zapach w miesięczniku "Pani": "Dziady" tutaj pachną tak pięknie [...] że miałoby się ochotę włożyć ich niby saszetki między czystą bieliznę [1].

Zdecydowanie mniej przyjemnym zaskoczeniem była konfrontacja z kuchnią turecką. Panie zostały zaproszone przez sympatycznego Turka z MSZ do lokalnej restauracji, w której daniem głównym, a zarazem bardzo drogim, był mus z mielonej kury, suto polany masłem i słodką bitą śmietaną [1]. Co gorsza trudno im było grymasić, gdyż hojny gospodarz dla siebie zamówił skromniejsze danie, a na ich talerze patrzył z zazdrością.

Najgorszym doświadczeniem okazała się wspominana już wizyta w dzielnicy Galata. Oprócz dorosłych prostytutek do dyspozycji klientów wystawione tam były małe dziewczynki, co wywołało w paniach przerażenie, a u "znawcy Turcji" - pana Lityńskiego - jedynie wesołość: Amatorska dziewczynka, co? - zaśmiał się Lityński. - Tu gdzieś obok jest cała uliczka takich dzieci... dla starszych panów [1]. Klientami domów publicznych okazali się być głównie angielscy i amerykańscy wojskowi, którzy Czekali, kopcąc fajeczki lub paląc tureckie papierosy, jak przed publicznymi szaletami [1]. Pomimo reputacji skandalistek obyczajowych, którą cieszyły się Lilka i Madzia, widoki te okazały się dla nich zbyt trudne do zniesienia.

Ja muszę być w Małej Azji!

Oprócz Stambułu podczas wizyty w Turcji całe towarzystwo podróżników udało się pociągiem do Bursy. Głównym powodem tej wycieczki była chęć odwiedzenia "Małej Azji", szczególnie głośno wyrażana przez Madzię. Pojechano koleją bagdadzką, co samo w sobie okazało się wielkim przeżyciem, szczególnie gdy przy trasie pociąg minął drogowskaz wskazujący kierunki do Europy i do Azji: Zupełnie jak koło majątku cioci Urszuli w Poznańskiem - rzekła Madzia - gdzie na rozstajnych drogach napisano: Wągrowiec - Skoki. Pamiętasz? [1]. Jak widać, podróżnicze skojarzenia bywają dość nieoczekiwane.

W samej Bursie, nazywanej wówczas Brussą, zabawiono krótko i niewiele zobaczono. W mieście trwał stan wojenny, a za spacerowiczami cały czas podążało dwóch tajniaków. Na ulicach od czasu do czasu słychać było wystrzały, a policyjny zakaz zabraniał spacerów po zmroku, co, naturalnie, nasi podróżnicy całkowicie zlekceważyli. Najważniejszy okazało się dla nich sam fakt pobytu na innym kontynencie: W każdym bądź razie jesteśmy w Azji! [...] Można pęknąć z dumy! [1]. Jak widać, chęć "zaliczenia" jak największej liczby krajów czy kontynentów nie jest nowym podróżniczym wymysłem.

Stambuł zachwycający, ale nie inspirujący

Najdziwniejsze w stambulskiej wizycie Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej (czyli Lilki) jest to, że nigdy nie poświęciła ona temu miastu całego cyklu wierszy. Nad tym brakiem inspiracji zastanawiała się Magdalena Samozwaniec (Madzia), spekulując: Czy dlatego, że nie przeżyła tutaj żadnej wielkiej miłosnej przygody? [...] A przecież to dziwne miasto nadawało się do tego, aby mu poświęcić cały tomik... [1]. Jednak, być może, prawdziwą przyczyną takiego stanu rzeczy było nieszczęśliwe zakończenie stambulskiej przygody? Jan Starzewski z żoną oraz Marcelem de Moor wyruszyli stamtąd do Sofii, pozostawiając Lilkę samą w wielkim mieście, w dodatku prawie bez grosza przy duszy. Gdy statek, którym miała popłynąć do Konstancy opóźnił się o tydzień, osamotniona Lilka zmuszona była sprzedawać po jednym brylancie z pamiątkowej broszki, ślubnego prezentu od swojej matki. W końcu dotarła do Krakowa obdarta, wychudzona, spalona od słońca, a w oczach miała jeszcze żal i przestrach [1]. Nic dziwnego, że zabrakło jej później natchnienia do stworzenia stosownego tomiku wierszy. Pozostało kilka wierszy, z których jako podsumowanie niech posłuży "Bez turecki":

Rozwiane minarety,
meczety, kopuły,
w liijowych jaszmakach drzemiące kobiety,
pachnące Stambuły...
Trzydniowe seraje
pełne miękkich poduszek,
z których leżący zapach powoli powstaje
i gdy go wicher wiosenny kołysze
krzyczy głośniej niżeli krzyczący Derwisze!...

Bibliografia

  1. Magdalena Samozwaniec, Maria i Magdalena, Kraków 1989
  2. Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, Pocóż jechać do Turcji, Daleka podróż, Bez turecki w: Różowa magia. Poezje, Kraków 1924
  3. Izabela Sobota-Miszczak, Powstanie nowoczesnego państwa tureckiego, w: Szkice o państwie i polityce (Studenckie Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach) Tom V, Katowice 2003
  4. Max Cegielski, Rozmowy przed odlotem
  5. Izabela Sobota-Miszczak, Symboliczne znaczenie Hagia Sophii w Stambule

Tekst został opublikowany jako część książki Śladami Polaków w Turcji autorstwa Izabeli Miszczak.

Powiązane artykuły: