5 najbardziej przereklamowanych atrakcji turystycznych w Turcji

Sezon urlopowo-wycieczkowy za pasem, czas zacząć więc planowanie tegorocznych wypraw po Turcji. Zawzięcie wertujecie katalogi biur podróży, przeglądacie portale i blogi, oglądacie zdjęcia i marzycie o wyjeździe do Turcji. Tymczasem wielu z Was czeka na miejscu ogromne rozczarowanie. Dlaczego? Otóż prezentowana w katalogach wizja Turcji i jej największych hitów turystycznych znacznie odbiega od rzeczywistości. Jeśli śnicie o śnieżnobiałych tarasach wapiennych Pamukkale, orientalnej atmosferze Stambułu czy też majestatycznych ruinach Efezu - to zapoznajcie się z poniższym anty-poradnikiem. Pomoże on Wam uniknąć łez, żalu i zaoszczędzi niepotrzebnie wydanych pieniędzy.

1. Pamukkale i Hierapolis

Bieluteńkie trawertynowe tarasy Pamukkale, wspaniałe ruiny antycznego Hierapolis oraz słynny Basen Kleopatry co roku przyciągają tłumy turystów. Już sama wzmianka o tych "tłumach" powinna stanowić ostrzeżenie przed podróżą. Jeżeli spędzacie wakacje na Riwierze Tureckiej, zanim dotrzecie do Pamukkale czeka Was pobudka bladym świtem, lub nawet wcześniejsza, a potem - wielogodzinna jazda przez góry Taurus. Na miejscu przekonacie się, że wapienne tarasy wcale nie są takie białe, jak mogłyby na to wskazywać ich zdjęcia, przerobione komputerowo. Co więcej - będziecie mogli się wykąpać jedynie w sztucznych nieckach, bo te oryginalne są, o zgrozo, chronione przed turystami. W palącym słońcu, z butami w siateczce, będziecie musieli pokonać sporą odległość, ryzykując skręceniem kostki, uszkodzeniem oczu przez odbijające się od trawertynów światło słoneczne lub, co gorsza, porażeniem słonecznym z braku zacienionych przystanków.

Pamukkale - idealne miejsce do zrobienia tzw. selfie

Słynny Basen Kleopatry to miejsce, którego należy unikać za wszelką cenę. Moczą się w nim tysiące ludzi, a nawet - Rosjanie! Wielu z nich z pewnością jest nosicielami groźnych chorób skórnych. Co więcej, niestarannie rozrzucone na dnie basenu fragmenty antycznych kolumn stanowią poważne zagrożenie - przecież można się o nie pokaleczyć. Czemu nikt ich do tej pory nie uprzątnął?

Może zamiast tego warto zwiedzić antyczne Hierapolis? Skądże znowu! Na ogromnym terenie trudno o skrawek cienia, groźne kłujące chaszcze haratają nieosłonięte nogi i inne części ciała, zwłaszcza jeżeli zwiedzacie Hierapolis w stroju kąpielowym, co jest bardzo modnym rozwiązaniem. Marzycie o zdjęciu na antycznej budowli? Niedoczekanie - srogi strażnik głośno zagwiżdże, skutecznie psując Wam możliwość przywiezienia sobie z wakacji takiej miłej foto-pamiątki.

Po zwiedzaniu czeka Was jeszcze długa droga powrotna, tym bardziej uciążliwa, że do lunchu zamówiliście piwo, albo i dwa. Natomiast złośliwy kierowca, i jeszcze bardziej niemiły przewodnik odmawiają zatrzymywania się co pół godziny w celu poszukiwania toalety.

2. Kapadocja

O Kapadocji powiada się, że jest to miejsce, które trzeba obowiązkowo odwiedzić będąc w Turcji. Baśniowe formy skalne, w tym te najbardziej fotogeniczne, o fallicznych kształtach, tajemnicze podziemne miasta, lot balonem o świcie, wspaniałe freski w bizantyjskich kościółkach - oto główne hasła reklamujące Kapadocję. Trzeba tam być! Otóż niekoniecznie, lepiej uniknąć rozczarowania i zostać w hotelu z basenem, a nawet z trzema.

Główna atrakcja Kapadocji - pokaz garncarski

Po pierwsze - do Kapadocji trzeba z wybrzeża dojechać, a jest to kawał drogi. W przypadku standardowej wycieczki dwudniowej, w autokarze spędzicie więcej czasu niż na zwiedzaniu. Może to i dobrze, no bo i co tam zwiedzać? Słynny skalny wielbłąd - od wielu lat największy kapadocki przebój fotograficzny - został bezczelnie ogrodzony i już nie można się na niego wdrapać. W podziemnym mieście - tłumy takie, że jedyne co zobaczycie, to plecy i to co poniżej nich się znajduje, należące do osoby idącej przed Wami. Zresztą i tak nie warto wchodzić pod ziemię - atak klaustrofobii jest gwarantowany.

W skansenie Göreme - dziki tłum, ścisk i pisk. Do kościółków skalnych wchodzimy grupami, i karnie rozglądamy się dookoła. Fresków i tak nie zobaczycie, bo wiadomo, inni turyści je zasłaniają. Zresztą nawet gdybyście coś dojrzeli, to i tak nie zrobicie zdjęcia, z powodu zakazu fotografowania. Lot balonem nad Kapadocją? Ludzie, przecież to tyle kasy kosztuje! Na dodatek trzeba wstawać nad ranem, a przecież jesteśmy na wakacjach i trzeba się wyspać. Tylko jak tu się wyspać, kiedy zakwaterowano nas w jakiejś dziurze wykutej w skale, co podobno ma być atrakcją samą w sobie.

Najciekawszym punktem wycieczki do Kapadocji są odwiedziny w lokalnych warsztatach ceramicznych. Pracownik tak śmiesznie demonstruje kunszt kręcenia kołem garncarskim, a i tak zawsze wychodzi mu... cukierniczka. Nie, nie penis - ta część anatomii wyjdzie natomiast nieszczęśnikowi, który został wywołany z grupy do wypróbowania swoich sił w garncarstwie. Pamiętajcie tylko, żeby po zakończonej demonstracji spędzić jak najwięcej czasu wybierając pamiątkę, niech reszta grupy gotuje się z niecierpliwości, podczas gdy Wy będziecie negocjować upust przy zakupie popielniczki za 5 TL.

3. Efez

Podobno jeżeli odwiedziło się antyczny Efez, to absolutnie nie ma już potrzeby zwiedzania innych zabytków z czasów antycznej Grecji i Rzymu. Brzmi rozsądnie, prawda? W ten sposób poświęcając zaledwie jeden dzień wczasów otrzymujecie rozgrzeszenie z obowiązku ukulturalniania się w ruinach Aspendos, Perge czy Miletu. Jednak, czy naprawdę trzeba ten Efez odwiedzać?

Tym wszystkim ludziom nikt nie powiedział, że Efezu nie warto odwiedzać

Słuchajcie, Efez to straszliwe nudy. Kupki kamieni, niektóre nieco odrestaurowane, ale chodniki takie krzywe, że trzeba patrzeć non-stop pod nogi. W dodatku w katalogu jak byk stała informacja, że można tu zobaczyć prawdziwy amfiteatr - tymczasem na miejscu przekonujecie się, że tylko teatr można zobaczyć. Gdzież oni ten amfiteatr schowali? Największe wrażenie zrobi na Was starożytny dom publiczny, wreszcie jakaś ciekawostka, o której będzie można opowiedzieć znajomym z pracy, najlepiej organizując przy tym pokaz 300 najlepszych zdjęć z wakacji.

Cena wstępu - 40 TL, i to nie licząc wejścia do słynnych willi na zboczu! Rozbój w biały dzień, przecież za to można tyle oryginalnych podróbek T-shirtów zakupić. O, ale za to przy wejściu jest stoisko oferujące autentyczne, podrabiane zegarki, super, nowym Rolexem na pewno zaimponujemy wszystkim po powrocie do Polski.

4. Stambuł

Stambuł czyli stolica Turcji... nie, chwileczkę, coś tu nie gra. Chociaż czytaliśmy o tym na Interii, to musi być prawda. A skoro stolica, to zobaczyć trzeba, nawet jeżeli wypoczywamy na południowym wybrzeżu Turcji. Są nawet wycieczki samolotowe - rach-ciach i się Stambuł odbębni. Przecież jeden dzień zwiedzania z pewnością wystarczy. Wszak wszystkie meczety z epoki osmańskiej są w rzeczywistości kopiami słynnej Hagia Sophii. No to się odwiedzi Hagia Sophię i po sprawie. Całe szczęście, że w ten sposób nie trzeba już zwiedzać Błękitnego Meczetu, bo w nim to okropnie śmierdzi przepoconymi skarpetkami, tak mi znajomi zgłaszali.

Lampki z Wielkiego Bazaru - tandeta, prawda?

Pałac Topkapı to znowu straszna drożyzna, a wnętrze jakieś mało pałacowe. Jakieś niskie pawiloniki, a przecież pałac to pałac - jak Wersal czy Luwr, prawda? Haremu absolutnie zwiedzać nie polecamy, bo nie dość, że trzeba wnieść dodatkową opłatę, to w jego wnętrzach nie zobaczymy ani jednej nałożnicy sułtańskiej, o jakimś grubym eunuchu nawet nie wspominając.

Poza tym, to co właściwie w tym Stambule robić? Podczas rejsu po Bosforze strasznie wieje, ceny na Wielkim Bazarze są odstraszające, a sprzedawcy nerwowo reagują na propozycję, aby obniżyć je o 80%, dziwacy jacyś, przecież i tak by zarobili. Trudno się mówi, trzeba będzie zakupić pamiątki w Alanyi, będzie na pewno taniej.

5. Alanya

Jeżeli wczasy nad ciepłym morzem, to obowiązkowo w Alanyi, wszyscy znajomi już tam byli i drinki z palemką pili. Tylko czemu nie wspomnieli, że tam jest tak gorąco i duszno, przecież oddychać się nie da, o spacerowaniu nie wspominając. Całe szczęście, że w hotelu jest klimatyzacja, pełne wyżywienie i baseny. W ten sposób unikniemy niedogodności związanych z koniecznością eksploracji terenu poza murami hotelu. Nie trzeba stołować się w lokalnych restauracjach, przecież i tak wiadomo, jak smakuje kebab - to takie płaty mięsa z kapustą, zalane sosem czosnkowym, mamy to u siebie, w budce przy dworcu kolejowym.

Menu w Alanyi - jedzenie jakieś takie plastikowe...

Zwiedzanie miasta? A cóż w tej Alanyi jest ciekawego - przecież to taka wioska wakacyjna, stoiska z pamiątkami, amerykańskie fast-foody i dyskoteki przy porcie. W sumie - to czemu nie, do dyskoteki to warto się wybrać! Szkoda tylko, że jakąś dziwną muzykę puszczają, zamiast sprawdzonych hitów z MTV.

Kąpiel w morzu dla ochłody? Brrr, słona woda, w oczy szczypie, piasek jednak nie taki piękny jak nad naszym kochanym Bałtykiem. W folderze jakoś ładniej wyglądał, to się nabraliśmy. Teraz musimy kąpać się w basenie - tylko, że po trzech dniach trochę nudno się robi. Może jakaś wycieczka fakultatywna? Nie, jednak podziękujemy, do Pamukkale i Kapadocji się nie wybieramy, czytaliśmy na jakimś portalu, że absolutnie nie warto ;)

P.S. Powyższy tekst nie odzwierciedla poglądów redakcji Turcji w Sandałach, stanowi natomiast kompilację komentarzy i opinii przeczytanych przez nas na rozmaitych forach dyskusyjnych. Czy faktycznie nie jest warto fatygować się do Kapadocji lub wędrować przez ruiny Efezu? Odpowiem przewrotnie - przekonajcie się sami i dajcie znać w komentarzach.

Odpowiedzi

Coś w tym jest, że im więcej

Coś w tym jest, że im więcej Iza zamieszcza przewodników oraz relacji z redakcyjnch podróży, tym mniej odważnych by się zmierzyć z profesjonalistami.. Zresztą kilka relacji spotkało się z krytyką, więc może to zniechęca do dzielenia się swoimi zdjęciami i opisami ?  Wszak jednych krytyka dołuje i zamyka, innych podnieca i rozpala... Co na tym forum nieraz udowodniono.